Cichy telefon w środku nocy – historia Kingi, która musiała zmierzyć się z przeszłością
– Kinga, proszę, odbierz… – głos w słuchawce był cichy, niemal szeptany, jakby bał się, że obudzi nie tylko mnie, ale i całą przeszłość, którą tak skrupulatnie próbowałam pogrzebać.
Była 2:37 w nocy. W mieszkaniu panowała cisza, przerywana tylko szumem lodówki i moim przyspieszonym oddechem. Spojrzałam na wyświetlacz: „Marek”. Przez sekundę miałam ochotę rzucić telefon na podłogę i udawać, że to się nie dzieje. Ale odebrałam.
– Czego chcesz? – mój głos był ostry, choć w środku czułam tylko strach.
– Kinga… ja… przepraszam, że dzwonię. Musiałem… Nie mam do kogo zadzwonić.
Przez chwilę milczałam. Przed oczami stanęły mi obrazy: Marek rzucający talerzem o ścianę, Marek płaczący na klatce schodowej, Marek pakujący walizki. Nasze życie rozpadło się na kawałki już dawno temu, a ja nauczyłam się żyć z tą pustką. Przynajmniej tak mi się wydawało.
– Co się stało? – zapytałam w końcu, nie poznając własnego głosu.
– Mama… Mama jest w szpitalu. Lekarze mówią, że to może być koniec. Nie wiem, co robić. – Jego głos załamał się i nagle poczułam znajome ukłucie współczucia.
Pani Zofia. Teściowa, która zawsze stawała po stronie syna, nawet gdy wiedziała, że to on zawinił. Ale też kobieta, która nauczyła mnie robić najlepsze pierogi na świecie i która tuliła mnie do snu po pierwszej poważnej kłótni z Markiem.
– Przykro mi – powiedziałam cicho. – Ale dlaczego dzwonisz do mnie?
– Bo… Bo tylko ty potrafisz mnie uspokoić. Zawsze wiedziałaś, co powiedzieć.
Zacisnęłam powieki. To nieprawda. Nigdy nie wiedziałam, co powiedzieć Markowi, gdy wpadał w swoje czarne dziury. Próbowałam być silna dla nas obojga, ale on zawsze wybierał ucieczkę – w alkohol, w gniew, w milczenie.
– Marek, to już nie moja rola – odpowiedziałam twardo. – Masz przecież Agatę.
Zapadła cisza. Wiedziałam, że go zabolałam. Ale czy nie miałam prawa chronić siebie?
– Agata odeszła miesiąc temu – wyszeptał po chwili. – Zostałem sam.
Poczułam znajome ukłucie żalu i… złości. Ile razy ja zostawałam sama? Ile razy musiałam zbierać się z podłogi po jego wybuchach? Ile razy tłumaczyłam córce, że tata „jest zmęczony” albo „musi odpocząć”?
– Kinga… ja wiem, że cię skrzywdziłem. Wiem to teraz lepiej niż kiedykolwiek. Ale proszę… przyjedź do szpitala. Chociaż na chwilę.
Zawahałam się. Moja córka, Ola, spała w pokoju obok. Miała 12 lat i od rozwodu nie widziała ojca. Sama zdecydowała – „Nie chcę go widzieć, mamo”. Szanowałam to.
– Nie wiem… – zaczęłam.
– Proszę cię – przerwał mi Marek. – Mama pytała o ciebie. Chciała ci podziękować… za wszystko.
Zacisnęłam pięści. Przez lata byłam dla nich „tą złą”, „tą niewdzięczną”, „tą, która rozbiła rodzinę”. Teraz miałam wrócić i udawać, że nic się nie stało?
Ale coś we mnie pękło. Może to była nostalgia za dawnymi czasami, może litość dla Marka, a może zwykłe ludzkie współczucie dla kobiety umierającej w szpitalnym łóżku.
– Dobrze – powiedziałam cicho. – Przyjadę rano.
Odkładając słuchawkę, poczułam jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar, ale zaraz potem przyszło uczucie winy i strachu. Czy robię dobrze? Czy Ola mi wybaczy?
Rano obudziłam się przed budzikiem. Zaparzyłam kawę i usiadłam przy stole, patrząc na zdjęcie z naszego ślubu. Byliśmy tacy młodzi, tacy naiwni…
– Mamo? – Ola stała w drzwiach w piżamie, przecierając oczy.
– Dzień dobry, kochanie – uśmiechnęłam się blado.
– Dlaczego płakałaś?
Zaskoczyła mnie swoją spostrzegawczością. Zawsze była bystra ponad swój wiek.
– Dzwonił tata – powiedziałam powoli. – Jego mama jest bardzo chora.
Ola spuściła wzrok.
– Pojedziesz do nich?
– Tak… Chciałabym się pożegnać z babcią Zosią.
Ola skinęła głową i bez słowa wróciła do swojego pokoju.
W drodze do szpitala czułam się jak intruz we własnym życiu. Korytarze pachniały środkami dezynfekującymi i strachem. Marek czekał na mnie pod salą intensywnej terapii – wychudzony, z podkrążonymi oczami.
– Dziękuję – wyszeptał tylko i odsunął się na bok.
Weszłam do środka. Pani Zofia leżała blada jak prześcieradło, ale gdy mnie zobaczyła, jej oczy rozbłysły.
– Kinga… moja dziewczynko…
Usiadłam przy jej łóżku i przez chwilę trzymałyśmy się za ręce w milczeniu.
– Przepraszam cię za wszystko – powiedziała nagle teściowa drżącym głosem. – Byłam głupia… Nie widziałam twojego cierpienia.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Ja też przepraszam… Za wszystko.
Wyszłam ze szpitala z poczuciem ulgi i smutku jednocześnie. Marek stał na korytarzu i patrzył na mnie bez słowa.
– Kinga… czy my jeszcze kiedyś będziemy rodziną? – zapytał nagle.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Rodzina to nie tylko nazwisko czy wspólne zdjęcia na ścianie. To wybory, które podejmujemy każdego dnia. Ja już wybrałam swoją drogę.
Wróciłam do domu późnym popołudniem. Ola siedziała przy stole i rysowała coś na kartce.
– Jak było? – zapytała cicho.
Usiadłam obok niej i przytuliłam ją mocno.
– Trudno… Ale potrzebne.
Wieczorem długo leżałam bezsennie w łóżku, myśląc o tym wszystkim. Czy można naprawdę zamknąć rozdział swojego życia? Czy przeszłość zawsze będzie wracać wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy?
Może to właśnie jest dorosłość: nauczyć się żyć z niedomkniętymi drzwiami i nie bać się tego, co za nimi zostało.