„Nie chcę tu mieszkać!” – Jak moja teściowa rozbiła naszą rodzinę
– Nie chcę tu mieszkać! – krzyknęłam, rzucając kolejną książkę do kartonu. Echo mojego głosu odbiło się od pustych ścian salonu, a Michał tylko stał w progu z opuszczonymi ramionami. Jego oczy były puste, jakby już dawno pogodził się z tym, że nie potrafi mnie zrozumieć. W tej chwili czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.
Wszystko zaczęło się zeszłej zimy, kiedy pani Barbara – moja teściowa – podczas niedzielnego obiadu rzuciła: „Michał, Karolina, czas najwyższy pomyśleć o własnym mieszkaniu. Ile można płacić za wynajem w centrum? Przecież to wyrzucanie pieniędzy w błoto!” Michał od razu się ożywił. Ja tylko uśmiechnęłam się uprzejmie, choć w środku już wtedy czułam niepokój. Kochałam nasze życie na Starym Mieście – poranne kawy w ulubionej kawiarni, spacery nad Wisłą, spontaniczne spotkania z przyjaciółmi. Michał jednak zawsze marzył o ogródku i ciszy na przedmieściach. Słowa jego matki były jak iskra – nagle wszystko zaczęło się toczyć bez mojego udziału.
Przez kolejne tygodnie kłóciliśmy się niemal codziennie. „Michał, ja nie chcę mieszkać na końcu miasta! Jak będę dojeżdżać do pracy? Co z moimi znajomymi? A jeśli będziemy mieli dziecko, kto nam pomoże?” – próbowałam tłumaczyć. On tylko powtarzał: „Mama ma rację, Karolina. Musimy myśleć o przyszłości.”
W końcu pani Barbara znalazła dla nas dom na obrzeżach Piaseczna. „W sąsiedztwie mieszka moja koleżanka, właścicielka sprzeda wam tanio. A ja zawsze będę mogła pomóc” – zapewniała. Michał był zachwycony. Ja czułam coraz większy ucisk w klatce piersiowej.
Poddałam się. Powtarzałam sobie: „To tylko dom. Najważniejsze, że jesteśmy razem.” Ale już pierwszego dnia wiedziałam, że to nieprawda. Dom był zimny i obcy, ogród zaniedbany, a sąsiedzi patrzyli na nas z dystansem. Pani Barbara pojawiała się codziennie – raz z rosołem, innym razem „przypadkiem”, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Kłótnie stały się naszą codziennością. Pewnego wieczoru, gdy Michał wrócił późno z pracy, nie wytrzymałam:
– Dlaczego mnie nie słuchasz? Dlaczego musieliśmy się tu przeprowadzić? – zapytałam przez łzy.
– Wszystko robię dla nas! – odpowiedział ostro. – Mama tylko chce nam pomóc.
– Ale ja tego nie chciałam! – krzyknęłam. – To nie jest życie, o jakim marzyłam!
W tych słowach kryło się wszystko: żal, rozczarowanie i poczucie zdrady. Michał zawsze wybierał zdanie matki ponad moje potrzeby. Z każdym dniem czułam się coraz bardziej obca we własnym domu.
Przyjaciele przestali nas odwiedzać – dla nich Piaseczno było za daleko. W pracy byłam rozkojarzona i zmęczona. Szef zapytał mnie kiedyś:
– Karolina, wszystko u ciebie w porządku?
Skinęłam głową, ale miałam ochotę wybuchnąć płaczem.
Najgorsze było to, że zaczęłam tracić zaufanie do Michała. Pewnego wieczoru usłyszałam jego rozmowę przez telefon:
– Nie mów Karolinie, ale masz rację…
Nie usłyszałam reszty, ale to wystarczyło. Nasza relacja zaczęła się kruszyć.
Coraz częściej myślałam o wyprowadzce. Ale dokąd miałabym pójść? Moi rodzice mieszkali daleko na wsi, przyjaciele mieli już swoje życie. A co z Michałem? Nadal go kochałam, ale nie potrafiłam tak żyć.
Zebrałam się na odwagę i porozmawiałam z panią Barbarą:
– Pani Barbaro, proszę dać nam trochę przestrzeni. Potrzebujemy tego.
Ona tylko machnęła ręką:
– Ja tylko chcę pomóc. Nie rozumiem twojej niewdzięczności.
Jej słowa bolały mnie bardziej niż chciałam przyznać. Czy naprawdę byłam niewdzięczna tylko dlatego, że chciałam żyć po swojemu?
Teraz siedzę w salonie pełnym kartonów, za oknem pada deszcz. Michał zamknął się w sypialni i milczy od kilku godzin. Nie wiem, co dalej. Czy można odbudować coś, co zostało tak bardzo zniszczone? Czy da się wybaczyć komuś, kto nie stanął po twojej stronie wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowałaś?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można jeszcze uratować taki związek?