Prawda o pustym weselnym stole: Moje wyznanie, które rozdarło rodzinę
– Gdzie jest rosół? – zapytała ciocia Halina, rozglądając się po pustych talerzach, gdy kelnerzy po raz kolejny przeszli przez salę z pustymi rękami. Siedziałam przy stole młodej pary, dłonie miałam zaciśnięte na białym obrusie, a serce waliło mi jak oszalałe. Wszyscy patrzyli na mnie i na Pawła, mojego świeżo poślubionego męża. Zamiast śmiechu i toastów, w powietrzu wisiała niezręczna cisza.
Mama nachyliła się do mnie i syknęła przez zaciśnięte zęby:
– Co się dzieje, Marto? Przecież zamawialiście pełne menu! Goście czekają!
Spojrzałam na nią i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę uciec, schować się w łazience i przeczekać ten koszmar. Ale wtedy spojrzałam na Pawła. On też był blady jak ściana, ale ścisnął moją dłoń pod stołem. Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Nie mogłam już dłużej udawać.
Wstałam powoli, stukając kieliszkiem o talerz. Sala ucichła. Wszyscy czekali na przemówienie panny młodej – może jakiś żart, może podziękowania. Zamiast tego usłyszeli:
– Kochani… – zaczęłam drżącym głosem. – Chciałabym wam coś powiedzieć. Wiem, że czekacie na obiad, na tort, na zabawę do białego rana… Ale muszę być z wami szczera. Nie stać nas było na to wesele.
Przez chwilę nikt się nie odezwał. Słyszałam tylko szum wentylatora i czyjeś ciche westchnienie.
– Jak to nie stać? – odezwał się wujek Zbyszek z końca sali. – Przecież twoi rodzice mają firmę!
Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula.
– Firma taty splajtowała dwa miesiące temu. O niczym nie mówiliśmy, bo… bo wstydziliśmy się. Wszystko poszło na długi. Paweł też stracił pracę. Przez chwilę myśleliśmy nawet o odwołaniu ślubu…
Mama zakryła usta dłonią, a tata spuścił głowę. Widziałam, jak ciocia Halina kręci głową z niedowierzaniem.
– To po co to wszystko? Po co ten teatr? – zapytała głośno kuzynka Ania.
– Bo marzyliśmy o tym dniu całe życie – odpowiedział Paweł cicho. – Chcieliśmy być razem i podzielić się z wami tą chwilą… nawet jeśli nie będzie wystawnego obiadu.
W sali rozległy się szepty. Ktoś zaczął płakać, ktoś inny przeklinał pod nosem. Czułam się naga, wystawiona na widok publiczny ze wszystkimi moimi słabościami.
Nagle wstała babcia Zosia. Miała 82 lata i zawsze była najtwardszą osobą w rodzinie.
– Dzieciaki… – powiedziała łamiącym się głosem. – Ja pamiętam wesela bez jedzenia. Najważniejsze, że jesteście razem. Reszta to tylko dekoracje.
Jej słowa sprawiły, że kilka osób zaczęło bić brawo. Ale inni byli wściekli.
– To skandal! – wrzasnął szwagier Marek. – Przyjechałem z Gdańska i nawet nie dostanę schabowego?
Zrobiło się zamieszanie. Część gości zaczęła wychodzić, trzaskając drzwiami. Inni zostali i podchodzili do nas, ściskając nas za ręce albo wrzucając do kopert dodatkowe pieniądze.
W kąciku sali mama płakała cicho, a tata próbował ją pocieszyć.
– Przepraszam was… – szepnął do mnie, gdy podeszłam do nich po wszystkim.
– To nie twoja wina – odpowiedziałam i przytuliłam go mocno.
Wieczorem zostało nas może dwadzieścia osób. Zamiast orkiestry puściliśmy muzykę z telefonu Pawła. Ktoś przyniósł pizzę z pobliskiej pizzerii. Tańczyliśmy do rana na pustej sali, śmiejąc się i płacząc jednocześnie.
Ale następnego dnia zaczęły się telefony i plotki. Ciocia Halina zadzwoniła do mojej mamy:
– Jak mogliście tak nas upokorzyć? Cała rodzina będzie gadać!
Kuzynka Ania napisała mi wiadomość: „Mogłaś powiedzieć wcześniej, nie musiałabym kupować nowej sukienki”.
Przez kolejne tygodnie rodzina była podzielona jak nigdy wcześniej. Jedni mówili, że mieliśmy odwagę być szczerzy i postawić na miłość ponad konwenanse. Inni uznali nas za egoistów i oszustów.
Najgorsze było to, że mama przestała rozmawiać z siostrą, a tata unikał spotkań rodzinnych. Nawet Paweł miał wyrzuty sumienia.
– Może jednak powinniśmy byli wszystko odwołać? – pytał wieczorami.
– Nie wiem… – odpowiadałam. – Ale przynajmniej nie musimy już udawać.
Minął rok od tamtego dnia. Nadal słyszę szepty za plecami na rodzinnych spotkaniach. Ale są też tacy, którzy przychodzą do nas po radę albo po prostu przytulić się w trudnych chwilach.
Czasem patrzę na nasze zdjęcia ślubne i zastanawiam się: czy szczerość naprawdę jest zawsze najlepszym wyjściem? Czy lepiej było milczeć i udawać przed światem? A może właśnie wtedy pokazaliśmy wszystkim, czym jest prawdziwa rodzina?
Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy odwaga do bycia sobą jest warta takiej ceny?