Kiedy teściowa przynosi mi wiadro przerośniętych ogórków: Lato w cieniu rodzinnych porównań
— O, już jesteś! — usłyszałam głos teściowej, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć furtkę. Stała na schodach z wiadrem w rękach, a jej spojrzenie było jak zawsze przenikliwe. — Przyniosłam ci ogórki na przetwory. Trochę przerosły, ale przecież ty lubisz robić sałatki, prawda?
Wiedziałam, co to znaczy. „Trochę przerosły” w ustach mojej teściowej znaczyło „nikt inny ich nie chciał”. Zerknęłam na szwagierkę, która właśnie wychodziła z domu z uśmiechem i słoikiem idealnie małych, zielonych ogóreczków. — Dziękuję, mamo! — rzuciła radośnie Ivona, a ja poczułam, jak coś ściska mnie w środku.
— Dla Ivonki mam te mniejsze, ona lubi robić konserwowe — dodała teściowa, jakby tłumacząc się przed samą sobą. — Ale ty przecież zawsze mówisz, że nie szkodzi, jak są większe.
Nie pamiętałam, żebym kiedykolwiek coś takiego powiedziała. Może raz, z grzeczności. Może wtedy, kiedy jeszcze miałam nadzieję, że jeśli będę miła i wyrozumiała, to ona mnie zaakceptuje. Ale teraz czułam tylko gorycz.
Wzięłam wiadro i weszłam do kuchni. Ogórki były twarde, niektóre już żółtawe. Westchnęłam ciężko i zaczęłam je myć. Woda była zimna, a ja czułam się coraz bardziej rozżalona. „Dlaczego zawsze jestem tą drugą? Dlaczego nigdy nie mogę dostać czegoś najlepszego? Czy naprawdę jestem gorsza od Ivony?”
Mąż wszedł do kuchni i spojrzał na mnie pytająco.
— Co się stało?
— Nic — odpowiedziałam zbyt szybko.
— Znowu mama? — zapytał cicho.
Nie musiałam odpowiadać. Wiedział.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy przy stole. Teściowa opowiadała o tym, jak Ivona świetnie radzi sobie w pracy i jak jej dzieci są takie zdolne. Mój syn próbował coś powiedzieć o swoim rysunku, ale został zagłuszony przez opowieść o sukcesach kuzynki.
— A twoja Ania? — zapytała nagle teściowa, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
— Dobrze się uczy — odpowiedziałam cicho.
— No tak, ale wiesz… dzieci Ivony to już czytają książki dla dorosłych!
Poczułam łzy pod powiekami. Mąż ścisnął moją dłoń pod stołem. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć wszystko: że mam dość porównań, że czuję się niewidzialna, że te ogórki to tylko symbol tego, jak jestem traktowana od lat.
Zamiast tego wstałam i poszłam do kuchni. Zaczęłam kroić ogórki na sałatkę. Każde cięcie nożem było jak rozładowanie napięcia. W pewnym momencie usłyszałam cichy szelest za plecami.
— Mogę ci pomóc? — zapytała Ivona.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
— Po co? Przecież masz swoje idealne ogórki.
Uśmiechnęła się smutno.
— Wiesz… mama zawsze mnie stawia za wzór. Myślisz, że to łatwe? Ciągle muszę udowadniać, że jestem najlepsza. Czasem chciałabym po prostu być sobą.
Zamilkłyśmy na chwilę. Kroiłyśmy ogórki w milczeniu.
— Wiesz — zaczęła po chwili Ivona — czasem myślę, że mama po prostu nie umie inaczej. Porównuje nas, bo sama była porównywana całe życie.
Nie odpowiedziałam. Ale coś we mnie pękło. Może nie jestem sama w tym poczuciu bycia niewystarczającą?
Następnego dnia zadzwoniła teściowa.
— Jak tam ogórki?
— Zrobiłam sałatkę. Wyszła bardzo dobra — odpowiedziałam spokojnie.
— To dobrze… Wiesz, chciałam ci powiedzieć… Dziękuję, że się starasz. Wiem, że czasem bywam trudna.
Zaskoczyła mnie tym wyznaniem. Może pierwszy raz od lat poczułam, że widzi we mnie człowieka, a nie tylko żonę swojego syna.
Wieczorem usiedliśmy z mężem na balkonie.
— Myślisz, że kiedyś przestanie nas porównywać? — zapytałam cicho.
— Może nie… Ale ważne jest to, co my o sobie myślimy — odpowiedział spokojnie.
Patrzyłam na słoiki z sałatką stojące na parapecie. Może nie były idealne jak ogórki Ivony, ale były moje. Zrobione z wysiłku i trochę ze łzami w oczach.
Czasem zwykłe ogórki mogą stać się lustrem naszych uczuć i relacji. Czy naprawdę pozwolimy innym decydować o naszej wartości? Czy potrafimy pokochać siebie nawet wtedy, gdy dostajemy „przerośnięte ogórki” od życia?