Decyzja za mnie?! – Opowieść o niedoszłym ślubie
— Ty już za mnie zdecydowałeś?! — wykrzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Siedziałam przy stoliku w przytulnej restauracji w samym sercu Krakowa, a Piotr, mój narzeczony, patrzył na mnie z mieszaniną winy i uporu. Wokół nas gwar rozmów, delikatne światło świec i zapach świeżo mielonej kawy. Wszystko to powinno było być tłem dla najpiękniejszego wieczoru w moim życiu, a jednak czułam się, jakbym tonęła.
Piotr był dziwnie spięty od samego początku. Co chwilę wyjmował telefon i nerwowo zerkał na ekran. Jego dłoń drżała, gdy sięgał po kieliszek wina. — Piotrze, dziś jesteś taki dziwny. Co się dzieje? — zapytałam, starając się nie zdradzić niepokoju. Przez chwilę milczał, jakby ważył każde słowo.
— Kinga… — zaczął cicho. — Muszę ci coś powiedzieć. To ważne.
Zamarłam. Przez głowę przetoczyły mi się najgorsze scenariusze. Zdrada? Choroba? A może…
— Rozmawiałem z twoimi rodzicami — powiedział nagle, a ja poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. — Ustaliliśmy datę ślubu. Wiesz… twoja mama już wszystko zarezerwowała. Sala w Wieliczce, orkiestra, nawet menu.
Patrzyłam na niego w osłupieniu. — Jak to… ustaliliście? — powtórzyłam głucho. — Nawet mnie nie zapytaliście?
Piotr spuścił wzrok. — Myślałem, że ci ulżę… Wiem, jak bardzo twoja mama naciskała na konkretną datę. Chciałem ci oszczędzić stresu.
W tej chwili poczułam się jak dziecko, którym można dowolnie kierować. Przez całe życie starałam się być grzeczną córką, spełniać oczekiwania rodziców, nie sprawiać kłopotów. Ale to był mój ślub! Moje życie!
— Piotrze, czy ty siebie słyszysz? — głos mi się załamał. — To nie jest decyzja o wyborze restauracji na niedzielny obiad! To jest nasz ślub! Chciałam sama wybrać datę, miejsce… Chciałam mieć wybór!
Wokół nas ludzie zaczęli zerkać ukradkiem. Czułam na sobie ich spojrzenia, ale było mi wszystko jedno. W tej chwili świat skurczył się do Piotra i mnie.
— Kinga, proszę cię… — Piotr wyciągnął do mnie rękę przez stół. — Zrobiłem to z myślą o nas. Twoja mama była taka szczęśliwa…
— Moja mama zawsze jest szczęśliwa, kiedy może wszystkim sterować! — przerwałam mu ostro. — A ja? Czy ktoś w ogóle zapytał mnie o zdanie?
Wstałam gwałtownie, przewracając krzesło. Chciałam uciec, schować się gdzieś daleko od tego wszystkiego. Ale Piotr złapał mnie za rękę.
— Kinga, nie rób sceny…
— Sceny?! — wybuchnęłam. — To nie jest scena! To moje życie!
Wybiegłam z restauracji na chłodne powietrze krakowskiego rynku. Serce waliło mi jak oszalałe. Próbowałam złapać oddech, ale łzy same płynęły po policzkach.
Przez kilka minut błąkałam się bez celu po uliczkach Starego Miasta. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy naprawdę jestem aż tak nieważna dla ludzi, których kocham? Czy zawsze będę musiała podporządkowywać się cudzym decyzjom?
Telefon zadzwonił po raz trzeci. Piotr. Nie odebrałam.
Zamiast tego zadzwoniłam do Magdy, mojej najlepszej przyjaciółki.
— Kinga? Co się stało? — jej głos był pełen troski.
— Magda… Oni już wszystko ustalili beze mnie! Nawet nie zapytali!
— O matko… — westchnęła Magda. — Wiedziałam, że twoja mama potrafi być apodyktyczna, ale żeby aż tak…
— A Piotr? On miał być moim partnerem! Miał być po mojej stronie!
— Kochana… Może czas powiedzieć im wszystkim „dość”? Może czas zawalczyć o siebie?
Te słowa dźwięczały mi w głowie przez całą noc.
Następnego dnia wróciłam do mieszkania rodziców w Nowej Hucie. Mama czekała już w kuchni z kawą i uśmiechem triumfu na twarzy.
— Kinga! Wszystko gotowe! Będziesz miała ślub marzeń! Sala w Wieliczce jest przepiękna, orkiestra grała u kuzynki Agaty — wszyscy byli zachwyceni!
Patrzyłam na nią bez słowa.
— Mamo… Dlaczego nie zapytałaś mnie o zdanie?
Mama spojrzała na mnie zaskoczona.
— Przecież zawsze chciałaś mieć piękny ślub! Zawsze mówiłaś o białej sukni i weselu jak z bajki!
— Ale to nie ty masz wychodzić za mąż! To moje życie!
Mama zamilkła na chwilę.
— Kinga… Ja tylko chciałam dla ciebie jak najlepiej.
— A może czas pozwolić mi samej zdecydować, co jest dla mnie najlepsze?
Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w swoim dawnym pokoju. Przez okno patrzyłam na znajome bloki i drzewa osiedla z dzieciństwa. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec rodziny a potrzebą bycia sobą.
Wieczorem zadzwonił Piotr.
— Kinga… Przepraszam cię. Nie powinienem był decydować za ciebie. Po prostu… bałem się twojej mamy bardziej niż ciebie.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
— Piotrze… Ja też się jej boję. Ale jeśli mamy być razem, musimy być drużyną. Musimy umieć postawić granice.
— Masz rację — powiedział cicho Piotr. — Chcę być z tobą, ale nie chcę życia według cudzego scenariusza.
Przez kolejne dni rozmawialiśmy długo i szczerze o naszych lękach i marzeniach. O tym, czego naprawdę chcemy od życia i od siebie nawzajem.
W końcu podjęliśmy decyzję: odwołujemy ślub w Wieliczce. Zaczynamy wszystko od nowa — po swojemu.
Mama była wściekła. Ojciec milczał przez kilka dni. Rodzina szeptała za naszymi plecami.
Ale pierwszy raz w życiu poczułam się wolna.
Dziś wiem jedno: nikt nie ma prawa decydować za mnie o moim szczęściu. Nawet jeśli czasem boli postawić granicę najbliższym.
Czy warto było zawalczyć o siebie? Czy można kochać rodzinę i jednocześnie być wiernym sobie? Może każdy z nas musi kiedyś odpowiedzieć sobie na to pytanie.