„Mój ojciec mnie oszukał i wszystko zostawił bratu” – historia, której nigdy nie chciałam przeżyć
– Nie wierzę ci, Tomek! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w salonie naszego rodzinnego domu w Radomiu, tym samym, w którym dorastaliśmy razem z bratem. Ściany pamiętały nasze dziecięce kłótnie i śmiech, a teraz były świadkami czegoś, czego nigdy nie chciałam przeżyć: zdrady.
Tomek patrzył na mnie z tym swoim chłodnym spokojem, który zawsze doprowadzał mnie do szału. – To nie moja wina, Magda. Tata tak zdecydował. – Jego głos był cichy, niemal współczujący, ale ja wiedziałam, że pod tą maską kryje się satysfakcja.
Jeszcze tydzień temu byłam przekonana, że po śmierci ojca będziemy się wspierać. Że razem przejdziemy przez żałobę, podzielimy obowiązki i wspomnienia. Ale kiedy notariusz odczytał testament, poczułam się jakby ktoś wyciął mi serce. Ojciec zostawił wszystko Tomkowi: dom, działkę pod miastem, nawet starego malucha, którym jeździł na ryby. Ja dostałam tylko kilka rodzinnych zdjęć i zegarek po dziadku.
Przez całe życie byłam tą „grzeczną córką”. To ja opiekowałam się ojcem, kiedy zachorował na serce. To ja jeździłam z nim do lekarza, gotowałam mu obiady i słuchałam tych samych historii o wojnie i młodości. Tomek pojawiał się tylko od święta – na Boże Narodzenie albo Wielkanoc. Zawsze miał ważniejsze sprawy: praca w Warszawie, delegacje, spotkania z klientami.
– Tata cię kochał – próbował tłumaczyć Tomek. – Ale wiedział, że ja lepiej zadbam o dom.
– Lepiej? – przerwałam mu z goryczą. – Ty nawet nie wiesz, gdzie leży klucz do piwnicy! Przez ostatnie lata nie miałeś dla niego czasu!
Wyszedł bez słowa. Zostałam sama w pustym salonie, otoczona ciszą i wspomnieniami. Przez kilka dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się pytania: dlaczego ojciec tak postąpił? Czy naprawdę byłam dla niego tylko pomocą domową? Czy Tomek coś mu obiecał?
Mama zmarła dziesięć lat temu. Od tamtej pory to ja byłam „gospodynią” domu. Ojciec często powtarzał: „Magda, bez ciebie bym sobie nie poradził”. Wierzyłam mu. Może naiwnie.
Zadzwoniłam do ciotki Basi. Zawsze była moją powierniczką.
– Dziecko, nie roztrząsaj tego – powiedziała cicho. – Twój ojciec był uparty jak osioł. Może chciał zabezpieczyć Tomka? Może bał się, że ty sobie poradzisz?
Ale ja nie chciałam „sobie radzić”. Chciałam sprawiedliwości. Chciałam wiedzieć, dlaczego zostałam wymazana z testamentu jak niepotrzebny przypis.
Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Tomkiem. Pisałam SMS-y, dzwoniłam. Odpowiadał zdawkowo albo wcale. W końcu przysłał mi wiadomość: „Magda, nie chcę wojny. Pogódź się z tym”.
W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanki pytały, czy wszystko w porządku. Kłamałam: „Tak, po prostu dużo na głowie”. Ale prawda była taka, że czułam się zdradzona przez własną rodzinę.
Pewnego dnia pojechałam na cmentarz. Stałam nad grobem rodziców i mówiłam do nich szeptem:
– Dlaczego? Co zrobiłam źle? Czy naprawdę zasłużyłam na to, żeby zostać z niczym?
Wróciwszy do domu znalazłam list od Tomka. Krótki, napisany na komputerze:
„Magda,
Wiem, że jesteś zła. Ale tata miał swoje powody. Proszę cię – nie rób scen i nie ciągaj mnie po sądach. Jeśli chcesz, możesz mieszkać w domu tak długo, jak będziesz potrzebować.”
Zacisnęłam pięści ze złości. To była litość, nie propozycja! Dom był moim domem przez trzydzieści lat – teraz miałam być w nim gościem?
Zaczęły się plotki wśród sąsiadów. Pani Zosia z naprzeciwka pytała szeptem: „To prawda, że Tomek wszystko dostał?” Czułam się upokorzona.
W końcu zdecydowałam się na rozmowę z notariuszem.
– Pani Magdo – powiedział spokojnie starszy pan za biurkiem – pański ojciec sporządził testament własnoręcznie i potwierdził go u nas dwa lata temu. Nie podał powodów swojej decyzji.
– Czy mogę coś zrobić? – zapytałam cicho.
– Może pani dochodzić zachowku – odparł rzeczowo.
Ale czy chciałam ciągać brata po sądach? Czy to miało sens?
Wieczorem zadzwoniła do mnie kuzynka Ania.
– Magda, walcz o swoje! Gdyby chodziło o mnie, nie odpuściłabym!
Ale ja nie byłam pewna. Każda decyzja wydawała mi się zła: jeśli odpuszczę – będę żałować; jeśli pójdę do sądu – już nigdy nie odbuduję relacji z Tomkiem.
Pewnej nocy śniło mi się dzieciństwo: ja i Tomek bawimy się w ogrodzie, tata krzyczy z okna: „Obiad!”. Wszystko było wtedy proste.
Rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam zmęczoną kobietę z podkrążonymi oczami. Postanowiłam napisać list do Tomka:
„Tomek,
Nie rozumiem decyzji taty i boli mnie to bardzo. Ale nie chcę wojny między nami. Proszę cię tylko o jedno: powiedz mi prawdę. Czy rozmawiałeś z tatą o testamencie? Czy wiedziałeś wcześniej?”
Czekałam na odpowiedź kilka dni. W końcu zadzwonił:
– Magda… Tata się bał, że sobie nie poradzę. Mówił mi o tym kilka razy. Ty zawsze byłaś silniejsza…
Zamilkliśmy oboje. Poczułam ulgę i żal jednocześnie.
Minęły miesiące. Dom powoli pustoszał – Tomek chciał go sprzedać i kupić mieszkanie w Warszawie. Ja wynajęłam kawalerkę na obrzeżach miasta.
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy warto było walczyć o spadek? Czy rodzina naprawdę znaczy więcej niż pieniądze? A może to właśnie pieniądze pokazują nam prawdziwe oblicze najbliższych?
Czy wy też kiedyś poczuliście się zdradzeni przez rodzinę? Jak poradziliście sobie z takim bólem?