Kilka godzin po porodzie odkryłam zdradę – czy można wybaczyć w najważniejszym momencie życia?
– Co to jest? – zapytałam, trzymając w ręku telefon Pawła, a mój głos drżał bardziej niż dłonie. Siedziałam na szpitalnym łóżku, jeszcze w piżamie, z opuchniętymi oczami po nieprzespanej nocy i porodzie, który wywrócił moje ciało i duszę na drugą stronę. Nasz synek spał obok w przezroczystym łóżeczku, a ja czułam się, jakbym właśnie straciła grunt pod nogami.
Paweł zbladł. Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, jakby szukał słów, które mogłyby zatrzymać to, co już się wydarzyło. Na ekranie telefonu widniała wiadomość od kobiety podpisanej „Anka – praca”: „Tęsknię za tobą. Kiedy znowu się zobaczymy?”
Wszystko we mnie krzyczało. Przez dziewięć miesięcy znosiłam mdłości, nieprzespane noce, lęk o zdrowie dziecka i o naszą przyszłość. Wierzyłam, że jesteśmy drużyną, że razem damy radę. A teraz, w tej najważniejszej chwili mojego życia, kiedy powinnam czuć tylko radość i miłość, poczułam się jak ktoś zupełnie obcy w jego świecie.
– To nie tak… – zaczął Paweł, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
– Od jak dawna? – wyszeptałam, bo nie miałam siły krzyczeć. Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach, a serce wali jak oszalałe.
– To nic nie znaczyło… To był tylko jeden raz… – Jego słowa brzmiały jak tanie usprawiedliwienie. Widziałam w jego oczach strach i żal, ale nie potrafiłam już uwierzyć w żadne z nich.
W szpitalnej sali zapadła cisza. Słychać było tylko cichy oddech naszego synka i szum wentylacji. Przez głowę przelatywały mi obrazy z ostatnich miesięcy: wspólne zakupy dla dziecka, malowanie pokoiku, wieczory spędzone na rozmowach o przyszłości. Czy wtedy już mnie zdradzał? Czy wtedy już byłam tylko tłem dla jego innego życia?
Nie wiem, ile czasu minęło. Paweł siedział na krześle pod oknem i patrzył na swoje dłonie. Ja patrzyłam na synka i próbowałam zrozumieć, co teraz powinnam zrobić. Z jednej strony chciałam go wyrzucić z mojego życia, z drugiej – bałam się zostać sama z dzieckiem. Przecież tyle razem przeszliśmy…
Po kilku godzinach przyszła moja mama. Zobaczyła moją zapłakaną twarz i od razu wiedziała, że coś jest nie tak.
– Co się stało? – zapytała cicho.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Po prostu rozpłakałam się jeszcze bardziej. Mama przytuliła mnie mocno i powiedziała: – Kochanie, teraz najważniejszy jest twój spokój i zdrowie dziecka. Resztę przemyślisz później.
Te słowa były jak plaster na ranę, ale rana była głęboka i pulsująca. Przez kolejne dni Paweł próbował rozmawiać. Przynosił kwiaty, przepraszał, tłumaczył się zmęczeniem, stresem w pracy, moją ciążową huśtawką nastrojów. Ale ja nie potrafiłam już patrzeć na niego tak samo.
Wieczorami leżałam obok synka i zastanawiałam się: czy można wybaczyć zdradę w takim momencie? Czy to ja zrobiłam coś źle? Czy powinnam walczyć o rodzinę dla dobra dziecka? A może lepiej odejść teraz, zanim przyzwyczai się do obecności ojca?
Pewnej nocy usłyszałam rozmowę Pawła z jego matką przez telefon:
– Mamo, ja ją kocham… Wiem, że spieprzyłem… Ale nie chcę jej stracić…
Jego głos był załamany. Poczułam ukłucie żalu – przecież też go kochałam. Ale czy miłość wystarczy?
Po wyjściu ze szpitala zamieszkaliśmy razem „dla dobra dziecka”. Każdy dzień był walką: o normalność, o uśmiech dla synka, o odrobinę spokoju. Paweł starał się bardziej niż kiedykolwiek – gotował obiady, kąpał małego, sprzątał mieszkanie. Ale ja widziałam w nim już tylko kogoś obcego.
Moja siostra mówiła: – Daj mu szansę. Ludzie popełniają błędy.
A przyjaciółka: – Nie pozwól mu siebie ranić! Zasługujesz na kogoś lepszego.
Każda rada bolała inaczej. Czułam się rozdarta między pragnieniem rodziny a potrzebą odzyskania godności.
Któregoś dnia Paweł przyniósł mi list:
„Wiem, że cię zawiodłem. Nie proszę o wybaczenie od razu. Chcę tylko być przy was i naprawić to, co zepsułem. Kocham cię.”
Czytałam te słowa wiele razy. Płakałam nad nimi i nad sobą.
Minęły tygodnie. Zaczęliśmy chodzić na terapię dla par. Rozmawialiśmy godzinami o tym, co się stało i dlaczego. Były dni lepsze i gorsze – czasem wydawało mi się, że możemy odbudować zaufanie, innym razem miałam ochotę uciec bez słowa.
Dziś mija pół roku od tamtego dnia w szpitalu. Nasz synek rośnie zdrowo i jest całym moim światem. Z Pawłem jesteśmy razem – ale to już inny związek niż kiedyś. Każdego dnia uczę się ufać na nowo i walczyć o siebie.
Czasem patrzę na Pawła i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy warto próbować dla dziecka? A może powinnam była odejść wtedy, gdy wszystko runęło?
Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć w takim momencie? Co byście zrobili na moim miejscu?