Zostawił mnie w dziewiątym miesiącu ciąży. Po trzech latach wrócił i błagał o wybaczenie…

— Nie możesz mi tego zrobić, Piotr! — krzyknęłam, czując jak łzy spływają mi po policzkach. Stał w progu naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie, z walizką w ręku i wzrokiem wbitym w podłogę. Mój brzuch był już ogromny, a dziecko kopało niespokojnie, jakby czuło mój strach. — Przepraszam, Anka. Ja… ja nie daję rady. To mnie przerasta — wyszeptał, nie patrząc mi w oczy. Drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem. Zostałam sama. W dziewiątym miesiącu ciąży.

Nie wiem, jak przetrwałam tamten wieczór. Pamiętam tylko, że długo siedziałam na podłodze, tuląc się do poduszki Piotra i próbując zrozumieć, dlaczego właśnie teraz, kiedy najbardziej go potrzebowałam, on uciekł. Moja mama przyjechała następnego dnia z Radomia. — Aniu, musisz być silna dla dziecka — powtarzała, głaszcząc mnie po włosach. Ale jak być silną, kiedy serce pęka na milion kawałków?

Poród był szybki i bolesny. Krzyczałam nie tylko z bólu fizycznego, ale też z rozpaczy. Kiedy położna położyła mi na piersi małego Michała, poczułam coś na kształt ulgi. To dla niego musiałam żyć dalej.

Pierwsze miesiące były koszmarem. Michał płakał nocami, a ja płakałam razem z nim. Piotr nie dzwonił, nie pisał, jakby wyparował z naszego życia. Zostałam sama z kredytem na mieszkanie, rachunkami i strachem przed każdym kolejnym dniem. Mama pomagała jak mogła — gotowała obiady na kilka dni, czasem zabierała Michała na spacer, żebym mogła się przespać. Ale samotność była jak zimny cień, który nie odstępował mnie na krok.

Po pół roku wróciłam do pracy w urzędzie miasta. Michał poszedł do żłobka, a ja każdego ranka walczyłam ze łzami, zostawiając go w obcych rękach. W pracy udawałam twardą — śmiałam się z koleżankami, żartowałam przy kawie, ale w środku czułam się pusta. Czasem ktoś pytał: — A gdzie tata Michała? — wtedy uśmiechałam się sztucznie i mówiłam: — Wyjechał za granicę.

Minęły trzy lata. Michał wyrósł na bystre i wesołe dziecko. Miał moje oczy i uśmiech Piotra. Nauczyłam się żyć bez męża — sama naprawiałam cieknący kran, sama chodziłam na wywiadówki i sama płaciłam rachunki. Z czasem przestałam płakać nocami. Nawet zaczęłam spotykać się z kimś nowym — Marcinem z pracy. Był czuły i troskliwy wobec Michała, ale ja wciąż miałam w sobie lęk przed kolejnym rozczarowaniem.

Pewnego popołudnia, gdy wracałam z Michałem z placu zabaw, zobaczyłam Piotra pod blokiem. Stał oparty o samochód, chudszy i starszy niż go zapamiętałam. Michał nie poznał go — dla niego to był obcy facet.

— Anka… Musimy porozmawiać — zaczął niepewnie.

— Nie mam o czym z tobą rozmawiać — odpowiedziałam chłodno, ściskając dłoń syna.

— Proszę… Daj mi pięć minut.

Zgodziłam się tylko dlatego, że chciałam mieć to już za sobą. Poszliśmy do pobliskiej kawiarni. Piotr mówił dużo: o tym, jak spanikował, jak uciekł do brata do Gdańska, jak przez dwa lata leczył się z depresji i próbował poukładać sobie życie na nowo.

— Wiem, że cię zawiodłem… Wiem, że zostawiłem was w najgorszym momencie… Ale chcę być ojcem dla Michała. Chcę naprawić to wszystko.

Patrzyłam na niego i czułam mieszaninę gniewu i litości. Przez trzy lata nie było go przy nas ani przez chwilę. Nie widział pierwszych kroków Michała, nie słyszał jego pierwszych słów. Teraz nagle chce wrócić?

Wieczorem długo rozmawiałam z mamą przez telefon.

— Aniu… Może warto dać mu szansę? Dziecko potrzebuje ojca — powiedziała cicho.

Ale ja pamiętałam każdą samotną noc i każdy dzień pełen strachu o przyszłość.

Następnego dnia Piotr przyszedł z prezentem dla Michała — wielką ciężarówką zdalnie sterowaną. Michał był zachwycony zabawką, ale gdy Piotr próbował go przytulić, synek schował się za moimi plecami.

— On mnie nie zna… — wyszeptał Piotr ze łzami w oczach.

— Bo cię tu nie było — odpowiedziałam ostro.

Przez kolejne tygodnie Piotr próbował odzyskać nasze zaufanie. Zabierał Michała na lody, chodził z nim do kina, pomagał mi przy drobnych naprawach w domu. Marcin patrzył na to wszystko z dystansem — wiedziałam, że boi się o naszą relację.

W końcu przyszedł dzień rozmowy o przyszłości.

— Anka… Chciałbym wrócić do was… Spróbować jeszcze raz być rodziną — powiedział Piotr pewnego wieczoru.

— A jeśli znów nie wytrzymasz? Jeśli znów uciekniesz? — zapytałam drżącym głosem.

— Tym razem wiem, co straciłem… I wiem, że już nigdy nie chcę tego powtórzyć.

Spojrzałam na Michała bawiącego się na dywanie i poczułam ogromny ciężar odpowiedzialności. Czy powinnam wybaczyć Piotrowi dla dobra syna? Czy można odbudować coś tak bardzo zniszczonego?

Czasem myślę: czy lepiej żyć w prawdzie i samotności niż w iluzji szczęścia? Czy dziecko naprawdę potrzebuje ojca za wszelką cenę? Co byście zrobili na moim miejscu?