Kiedy Miłość Przestaje Wystarczać: Historia Marty i Jakuba
— Marta, ile razy mam ci powtarzać, że nie możemy sobie pozwolić na kolejne wydatki? — Jakub rzucił kluczami na stół, a ja poczułam znajome ukłucie w żołądku. Jeszcze kilka lat temu wracał do domu z uśmiechem, całował mnie w czoło i pytał, jak minął dzień. Teraz coraz częściej wracał zmęczony, rozdrażniony, a ja czułam się jakbyśmy byli tylko współlokatorami.
Wpatrywałam się w rachunki rozłożone na stole. Prąd, gaz, przedszkole dla Zosi, rata kredytu. Wszystko wydawało się przytłaczające. — Przepraszam, po prostu chciałam kupić Zosi nowe buty na wiosnę. Te stare są już za małe — odpowiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy.
Jakub westchnął ciężko. — Wiem, przepraszam. Po prostu… w pracy znowu cięcia. Boję się, że mnie zwolnią. — Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczeliśmy. W tej ciszy było wszystko: nasze zmęczenie, frustracja i strach przed przyszłością.
Kiedyś byliśmy parą, której wszyscy zazdrościli. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. On — ambitny informatyk z Nowej Huty, ja — studentka polonistyki z Podgórza. Zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Nasi znajomi mówili, że jesteśmy nierozłączni. Po ślubie wynajęliśmy małe mieszkanie na Ruczaju i snuliśmy plany o wspólnej przyszłości.
Ale życie szybko zweryfikowało nasze marzenia. Najpierw pojawiła się Zosia — nasza ukochana córeczka, która wywróciła nasz świat do góry nogami. Potem kredyt na mieszkanie, bo przecież „trzeba się ustatkować”. Praca Jakuba stała się coraz bardziej wymagająca, a ja po urlopie macierzyńskim nie mogłam znaleźć etatu w szkole. Zaczęłam dorabiać korepetycjami i pisaniem tekstów do internetu.
Z czasem coraz rzadziej rozmawialiśmy o czymś innym niż rachunki i obowiązki. Wieczorami Jakub siadał przed komputerem, a ja próbowałam ogarnąć dom i Zosię. Czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Jakuba przez telefon:
— Nie wiem, stary… Czasem mam wrażenie, że już nie kocham Marty tak jak kiedyś. Wszystko mnie drażni… Może to ja jestem problemem?
Zamarłam za drzwiami sypialni. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Czy naprawdę aż tak bardzo się od siebie oddaliliśmy?
Następnego dnia próbowałam z nim porozmawiać.
— Kuba… Czy ty jesteś szczęśliwy? — zapytałam niepewnie.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
— Nie wiem… Chyba nie. A ty?
Pokręciłam głową. — Też nie. Czuję się jakbyśmy żyli obok siebie.
Przez chwilę milczeliśmy. Potem Jakub powiedział coś, co zabolało mnie najbardziej:
— Może powinniśmy zrobić sobie przerwę? Albo pójść do terapeuty?
Przerwa? Terapeuta? To były słowa, których nigdy nie spodziewałam się usłyszeć od niego.
Przez kolejne dni chodziliśmy jak cienie po mieszkaniu. Zosia wyczuwała napięcie i coraz częściej płakała bez powodu. Moja mama zadzwoniła któregoś wieczoru:
— Martuś, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.
Nie chciałam jej martwić, ale nie wytrzymałam:
— Mamo, boję się, że wszystko się rozpada… Że już nie umiemy być razem.
Mama westchnęła ciężko:
— Dziecko, życie to nie bajka. Ale jeśli jest choć cień szansy, walczcie o siebie.
Zdecydowaliśmy się pójść na terapię dla par. Pierwsze spotkanie było koszmarem — oboje płakaliśmy i wyrzucaliśmy sobie rzeczy z ostatnich lat: brak wsparcia, samotność, zmęczenie.
— Marta nigdy mnie nie słucha! — krzyczał Jakub.
— A ty nigdy nie jesteś w domu! — odpowiadałam przez łzy.
Terapeutka słuchała nas spokojnie i zadawała pytania, które bolały jeszcze bardziej:
— Kiedy ostatni raz powiedzieliście sobie coś miłego? Kiedy ostatni raz byliście blisko?
Nie pamiętaliśmy.
Terapia trwała kilka miesięcy. Były lepsze dni i gorsze. Zaczęliśmy rozmawiać o swoich potrzebach i lękach. O tym, jak bardzo boimy się porażki i jak bardzo chcielibyśmy być znowu szczęśliwi.
Ale pewnego dnia Jakub powiedział:
— Marta… Ja już nie potrafię udawać. Próbowałem dla ciebie, dla Zosi… Ale czuję się pusty.
Poczułam wtedy, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Przez kilka dni nie wychodziłam z łóżka. Mama zabrała Zosię do siebie na weekend.
Leżałam i patrzyłam w sufit. Myślałam o tym wszystkim, co straciliśmy po drodze: spontaniczność, radość z bycia razem, wspólne marzenia.
Po kilku dniach zebrałam się w sobie i zaczęliśmy rozmawiać o rozstaniu. O tym, jak podzielimy opiekę nad Zosią, co z mieszkaniem i kredytem.
Nie było krzyków ani oskarżeń. Było tylko ogromne zmęczenie i smutek.
Dziś mieszkam z Zosią w wynajmowanym mieszkaniu na Prokocimiu. Jakub widuje ją co drugi weekend. Staramy się być dla niej dobrymi rodzicami mimo wszystko.
Czasem spotykamy się na kawie i rozmawiamy spokojnie — o pracy, o Zosi, o tym jak nam idzie układanie życia na nowo.
Często zastanawiam się: gdzie popełniliśmy błąd? Czy mogliśmy zrobić coś inaczej? Czy miłość naprawdę przestaje wystarczać wtedy, gdy codzienność zaczyna przytłaczać?
A może to właśnie codzienność jest największym sprawdzianem dla każdego związku?
Czy Wy też czasem czujecie się samotni obok osoby, którą kochacie? Co według Was jest najważniejsze w związku — miłość czy codzienna praca nad relacją?