Nieproszony Gość: Ślub Pełen Tajemnic i Złamanych Obietnic

– Czy ty naprawdę musiałeś go tutaj przyprowadzić? – syknęłam przez zaciśnięte zęby, patrząc na mojego teścia, który właśnie wprowadzał do sali weselnej mężczyznę, którego twarzy nie widziałam od ponad dwudziestu lat. Wszyscy goście już siedzieli przy stołach, orkiestra grała pierwsze takty walca, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi tak mocno, że aż brakowało mi tchu.

To miał być najpiękniejszy dzień mojego życia. Mój ślub z Michałem – człowiekiem, którego kochałam od liceum, moim najlepszym przyjacielem i powiernikiem. Wszystko było dopięte na ostatni guzik: biała suknia, kwiaty z ogrodu mojej babci, menu ustalane przez pół roku. Nawet pogoda dopisała – czerwcowe słońce rozświetlało salę w starym dworku pod Warszawą. Ale wtedy pojawił się ON.

Nie wiedziałam nawet, jak się nazywa. Wysoki, siwiejący mężczyzna o ostrych rysach i spojrzeniu, które przeszywało na wskroś. Mój ojciec. Człowiek, który porzucił mnie i mamę, kiedy miałam pięć lat. Przez całe życie słyszałam o nim tylko złe rzeczy – że był egoistą, że zdradzał mamę, że nigdy nie chciał mieć dzieci. A teraz stał tuż przede mną, z bukietem róż w ręku i niepewnym uśmiechem na ustach.

– Cześć, Zosiu – powiedział cicho. – Przepraszam, że tak nagle…

Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Michał spojrzał na mnie pytająco, a jego matka już zaczynała szeptać coś do ciotki Krysi przy stole. W jednej chwili poczułam się jak mała dziewczynka – zagubiona, przestraszona i wściekła jednocześnie.

– Co ty tu robisz? – wyszeptałam w końcu. – Po co przyszedłeś?

Mój teść próbował załagodzić sytuację. – Zosiu, on chciał tylko…

– Nie! – przerwałam mu gwałtownie. – To mój dzień! Nie miał prawa tu przychodzić!

Goście zaczęli się niecierpliwić. Ktoś już wyciągał telefon, żeby nagrać całą scenę. Moja mama patrzyła na mnie z drugiego końca sali – jej twarz była blada jak papier.

– Chciałem ci tylko pogratulować… i przeprosić – powiedział mój ojciec drżącym głosem. – Wiem, że nie byłem dobrym ojcem. Ale chciałem cię zobaczyć… choć raz.

W tej chwili poczułam, jak cała złość i żal z lat dzieciństwa wracają ze zdwojoną siłą. Przypomniałam sobie wszystkie noce spędzone na płaczu do poduszki, wszystkie pytania bez odpowiedzi i wszystkie święta spędzone tylko z mamą.

– Nie możesz po prostu wejść w moje życie po tylu latach i udawać, że nic się nie stało! – krzyknęłam. – Nie teraz! Nie dzisiaj!

Michał próbował mnie uspokoić, ale ja już nie słyszałam niczego poza własnym biciem serca i szumem w uszach. Goście patrzyli na nas z niedowierzaniem; niektórzy szeptali coś pod nosem, inni udawali, że zajmują się jedzeniem.

Mój ojciec spuścił głowę i odszedł do wyjścia. Przez chwilę miałam ochotę pobiec za nim i wykrzyczeć mu wszystko, co czułam przez te wszystkie lata – ale nie mogłam się ruszyć. Nogi miałam jak z waty.

Po tej scenie nic już nie było takie samo. Atmosfera na weselu była napięta jak struna. Moja mama zamknęła się w łazience na pół godziny; Michał próbował rozmawiać ze mną o wszystkim innym niż o tym, co się wydarzyło; a teść unikał mojego wzroku przez resztę wieczoru.

Kiedy przyszła pora na pierwszy taniec, czułam się jak aktorka w kiepskim przedstawieniu. Uśmiechałam się do gości, ale w środku byłam rozbita na tysiąc kawałków. Każdy toast przypominał mi o tym, czego nigdy nie miałam – pełnej rodziny, ojca przy moim boku.

Po północy wyszłam na taras zaczerpnąć powietrza. Michał dołączył do mnie po chwili.

– Zosiu… jeśli chcesz porozmawiać…

– Nie wiem nawet od czego zacząć – odpowiedziałam cicho. – Całe życie czekałam na ten dzień… a teraz czuję się tak, jakby ktoś mi go ukradł.

Michał objął mnie ramieniem.

– Może to znak? Może powinnaś spróbować mu wybaczyć?

Poczułam łzy napływające do oczu.

– A jeśli nie potrafię? Jeśli to wszystko jest za trudne?

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

– Cokolwiek zdecydujesz… będę przy tobie.

Wróciliśmy do środka i próbowaliśmy udawać, że wszystko jest w porządku. Ale wiedziałam już wtedy, że ten dzień zostanie we mnie na zawsze jako rana, która nigdy się nie zagoi.

Minęły dwa tygodnie od ślubu. Codziennie budzę się z pytaniem: czy mogłam postąpić inaczej? Czy powinnam była dać mu szansę? Czy miłość naprawdę wystarczy, żeby uleczyć stare rany? A może są rzeczy, których nie da się naprawić… nawet jeśli bardzo tego chcemy?