Tamtej nocy wyrzuciłam syna i synową z domu – czy mogłam postąpić inaczej?

– Mamo, nie przesadzaj, to tylko kilka rachunków! – krzyknął Tomek, trzaskając drzwiami kuchennymi. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, a łzy mieszały się z pianą. W powietrzu wisiała cisza, którą co chwilę rozdzierały podniesione głosy mojego syna i jego żony, Magdy. Od miesięcy żyliśmy razem w moim dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Bródnie. Oni – młodzi, pełni planów, ale bez pracy i bez grosza przy duszy. Ja – wdowa po urzędniku, z emeryturą ledwo starczającą na życie.

Wszystko zaczęło się niewinnie. „Mamo, tylko na chwilę, dopóki nie znajdziemy czegoś swojego” – prosił Tomek po ich ślubie. Wierzyłam mu. Przecież zawsze był rozsądny, a Magda wydawała się miła i pracowita. Ale tygodnie zamieniły się w miesiące, a miesiące w rok. Zamiast szukać pracy, całymi dniami siedzieli przed telewizorem albo przeglądali telefony. Rachunki rosły, a ja coraz częściej musiałam wybierać: kupić leki czy zapłacić za prąd.

Pewnego wieczoru wróciłam ze sklepu i zobaczyłam, że znowu zniknęło jedzenie z lodówki. Moje ulubione jogurty, które kupiłam na promocji – wszystko zjedzone. Westchnęłam ciężko i weszłam do pokoju.

– Magda, mogłabyś chociaż zostawić mi coś do jedzenia? – zapytałam cicho.

Spojrzała na mnie z irytacją.

– Przecież to wspólna lodówka. Poza tym Tomek mówił, że nie powinnaś jeść tyle nabiału w tym wieku.

Zatkało mnie. Mój własny syn i jego żona zaczęli mi mówić, co mam jeść? Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem, ale połknęłam łzy i wyszłam na balkon. Tamtego wieczoru długo patrzyłam na światła bloków i zastanawiałam się, kiedy moje życie tak się pogmatwało.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zosia.

– Krysiu, słyszałam wczoraj krzyki. Wszystko w porządku?

Nie chciałam jej martwić, więc odpowiedziałam wymijająco:

– Tak, dzieci trochę się kłócą, młodzi są, emocje…

Ale w środku czułam się coraz bardziej samotna i bezradna.

Kulminacja nastąpiła tamtej nocy. Siedziałam przy stole z rachunkami rozłożonymi przede mną. Znowu zabrakło pieniędzy na czynsz. Weszli do kuchni – Tomek i Magda – śmiejąc się z jakiegoś filmiku na telefonie.

– Tomek, musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem.

– Znowu? Mamo, ile razy mamy to przerabiać? – przewrócił oczami.

– Nie stać mnie już na utrzymanie was obojga. Musicie znaleźć pracę albo… albo poszukać innego miejsca.

Magda spojrzała na mnie z pogardą:

– Przecież jesteśmy rodziną! Jak możesz nas tak wyrzucać?

Wtedy coś we mnie pękło.

– Dość! Przez rok próbowałam was wspierać, ale nie mogę już dłużej patrzeć, jak marnujecie swoje życie i moje zdrowie! Macie tydzień na wyprowadzkę!

Tomek zerwał się od stołu.

– Myślałem, że jesteś inna… – rzucił przez zaciśnięte zęby i wyszedł trzaskając drzwiami.

Magda płakała głośno przez całą noc. Ja siedziałam w fotelu i patrzyłam w ciemność. Wspominałam czasy, gdy Tomek był małym chłopcem i przychodził do mnie po radę. Gdzie popełniłam błąd? Czy byłam za miękka? Czy może za bardzo chciałam być potrzebna?

Przez następne dni w domu panowała napięta atmosfera. Unikaliśmy się wzrokiem. Magda pakowała rzeczy w milczeniu. Tomek nie odzywał się do mnie ani słowem.

W końcu nadszedł dzień wyprowadzki. Patrzyłam przez okno, jak wynoszą walizki do starego opla Tomka. Chciałam pobiec za nimi, przytulić syna i powiedzieć, że go kocham… Ale nie mogłam się ruszyć. Nogi miałam jak z waty.

Kiedy wróciłam do pustego mieszkania, ogarnęła mnie cisza tak gęsta, że aż bolało. Usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko.

Od tamtej pory minęły trzy tygodnie. Czasem dzwonię do Tomka, ale nie odbiera. Magda napisała mi SMS-a: „Nie martw się o nas”. Nie wiem nawet, gdzie teraz mieszkają.

Każdego dnia pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy matka ma prawo wyrzucić własne dziecko z domu? A może powinnam była jeszcze poczekać?

Cisza w mieszkaniu jest czasem nie do zniesienia. Ale przynajmniej wiem, że nie pozwoliłam się dłużej wykorzystywać. Może kiedyś mi wybaczą… Może kiedyś znów będziemy rodziną?

Czy naprawdę można być dobrą matką i jednocześnie zadbać o siebie? Czy egoizm to grzech – czy może czasem jedyna droga do przetrwania?