Szwagierka zamieniła nasze życie w piekło, a wszyscy milczeli, aż do mojego wybuchu
— Naprawdę myślałam, że jesteście bardziej… nowocześni — powiedziała Alina, rozglądając się po naszym salonie z miną, jakby właśnie weszła do muzeum PRL-u. Stałam przy kuchennym blacie, ścierając ręce o fartuch, i czułam, jak wzbiera we mnie fala irytacji. Mój mąż, Tomek, udawał, że nie słyszy. Teściowa już od progu zaczęła się rozczulać nad Aliną: „Zobaczcie, jaka ona zmęczona po podróży! Dajcie jej spokój, niech odpocznie”. A ja? Ja miałam tylko uśmiechać się i podawać herbatę.
Alina pojawiła się w naszym życiu nagle — jak burza, która zrywa dachy i zostawia po sobie chaos. Przyjechała z Warszawy, bo „potrzebowała zmiany otoczenia”. Tak naprawdę uciekła przed kolejnym nieudanym związkiem i matka Tomka uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie wcisnąć ją do naszego mieszkania w Katowicach. „Przecież macie pokój gościnny!” — usłyszałam przez telefon. Nie miałam siły protestować. Tomek też nie. W końcu to tylko na chwilę.
Od pierwszego dnia Alina zaczęła rządzić. Zmieniałam ustawienie talerzy w szafce? Ona przekładała je po swojemu. Gotowałam obiad? Kręciła nosem: „Nie jem glutenu”. Zostawiała swoje ubrania na kanapie, kosmetyki rozkładała po całej łazience. A kiedy próbowałam delikatnie zwrócić jej uwagę, patrzyła na mnie z politowaniem: „Oj, nie bądź taka spięta. Trochę luzu!”
Najgorsze było to, że wszyscy ją usprawiedliwiali. Teściowa dzwoniła codziennie: „Biedna Alinka, ona tyle przeszła…”, a Tomek powtarzał: „Daj jej czas, ona się ogarnie”. Ale czas mijał, a Alina coraz bardziej rozpychała się łokciami w naszym życiu. Zaczęła zapraszać znajomych bez pytania. Pewnego wieczoru wróciłam z pracy i zastałam w salonie trzech obcych facetów pijących piwo i grających na konsoli. Moje dzieci — Zosia i Kuba — siedziały zamknięte w swoim pokoju.
— Alina, co tu się dzieje? — spytałam przez zaciśnięte zęby.
— Spokojnie, to tylko koledzy ze studiów. Przecież nie będziemy siedzieć cicho jak myszki — odpowiedziała z uśmiechem.
Tomek był wtedy na delegacji. Zadzwoniłam do niego wieczorem i powiedziałam wszystko. Westchnął tylko: „Nie przesadzaj. To jej przejdzie”.
Z dnia na dzień czułam się coraz bardziej obca we własnym domu. Moje dzieci zaczęły pytać: „Mamo, kiedy ciocia wyjedzie?”. Nie umiałam im odpowiedzieć. Każdy dzień zaczynał się od napięcia — czy znowu znajdę brudne naczynia w zlewie? Czy ktoś będzie spał na mojej kanapie? Czy usłyszę kolejną uwagę o moim stylu życia?
Pewnego popołudnia wróciłam wcześniej z pracy. W kuchni siedziała Alina z moją teściową i Tomkiem. Rozmawiali o mnie.
— Ona jest taka sztywna — mówiła Alina. — Wszystko musi być po jej myśli. Nie wiem, jak Tomek to wytrzymuje.
Zamarłam w progu. Usłyszałam jeszcze głos teściowej:
— Daj jej czas. Może się nauczy trochę luzu od ciebie.
Weszłam do kuchni i spojrzałam im prosto w oczy.
— Może wystarczy już tego luzu? Może ktoś w końcu zapyta mnie, jak ja się z tym czuję?
Zapadła cisza. Tomek spuścił wzrok. Alina wzruszyła ramionami.
— Przesadzasz — powiedziała cicho.
Wtedy coś we mnie pękło.
— Przesadzam? Od dwóch miesięcy żyję jak intruz we własnym domu! Moje dzieci boją się wejść do salonu! Ty urządzasz sobie tu imprezy, a ja sprzątam po tobie jak służąca! — głos mi drżał, ale nie przestawałam mówić. — Nikt mnie nie słucha! Każdy udaje, że wszystko jest w porządku! Może czas przestać udawać?
Teściowa próbowała mnie uciszyć:
— Nie rób scen przy dzieciach…
Ale ja już nie mogłam przestać.
— To wy robicie sceny! To wy pozwalacie jej na wszystko! Ja mam dość! Alina, masz tydzień na znalezienie sobie mieszkania. Koniec.
Alina patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
— Ty chyba żartujesz…
— Nie żartuję — odpowiedziałam spokojnie. — To jest mój dom i moje zasady.
Tomek milczał przez długą chwilę. W końcu powiedział:
— Może rzeczywiście powinniśmy coś zmienić…
Tej nocy długo nie spałam. Bałam się tego, co będzie dalej — czy Tomek stanie po mojej stronie? Czy teściowa przestanie do mnie dzwonić? Czy dzieci znów poczują się bezpiecznie?
Alina wyprowadziła się tydzień później. Oczywiście obraziła się na wszystkich i rozpowiadała rodzinie, jaka to jestem zimna i bez serca. Teściowa przez jakiś czas nie odzywała się do mnie wcale. Tomek był zamyślony i cichy, ale po kilku dniach powiedział: „Przepraszam, że cię zostawiłem z tym samą”.
Dziś patrzę na to wszystko z dystansem i zastanawiam się: dlaczego tak długo milczałam? Dlaczego wszyscy udawali, że nic się nie dzieje? Czy naprawdę tak trudno jest postawić granicę nawet najbliższym?
Czasem myślę: ile jeszcze kobiet żyje w takim milczeniu? Ile jeszcze pozwala innym przekraczać swoje granice dla świętego spokoju? Może warto czasem wybuchnąć — nawet jeśli potem trzeba posprzątać gruz.