Nie wiedziałem, że mam córkę. Dziś nie oddam jej nikomu – nawet jeśli stracę wszystko.

– Panie Krzysztofie, to jest Lena. Pańska córka – powiedziała kobieta z opieki społecznej, patrząc mi prosto w oczy. W jej głosie nie było cienia wątpliwości, a ja poczułem, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Stałem w korytarzu mojego bloku, trzymając w ręku siatkę z zakupami, a przed sobą miałem siedmioletnią dziewczynkę o wielkich, brązowych oczach.

– To jakiś żart? – wykrztusiłem, patrząc na kobietę i dziecko. – Przecież… ja nie mam córki.

– Ma pan. I jest pan jedyną osobą, która może jej teraz pomóc – odpowiedziała cicho.

Wtedy Lena spojrzała na mnie i powiedziała: – Cześć, tato.

To jedno słowo roztrzaskało moje życie na kawałki. Wszystko, co znałem, wszystko, co budowałem przez ostatnie lata z Martą, moją żoną, nagle przestało mieć sens. Przez głowę przelatywały mi obrazy: nasze wspólne śniadania, wieczory przed telewizorem, plany na wakacje. I nagle – Lena. Moja córka.

Nie pamiętam, jak wszedłem do mieszkania. Marta siedziała przy stole z laptopem. Gdy zobaczyła mnie z dzieckiem i kobietą z opieki społecznej, jej twarz pobladła.

– Krzysiek… co się dzieje?

– To jest Lena. Moja… córka – powiedziałem, czując jak głos mi drży.

Marta wstała gwałtownie. – Co ty mówisz? Jak to twoja córka?!

Kobieta z opieki społecznej zaczęła tłumaczyć: matka Leny nie żyje od dwóch tygodni. W testamencie napisała moje nazwisko jako ojca. Nie było nikogo innego. Matka Leny – Ania – była moją dawną dziewczyną z czasów studiów. Rozstaliśmy się w burzliwych okolicznościach, a potem kontakt się urwał. Nigdy nie powiedziała mi o ciąży.

Marta patrzyła na mnie z niedowierzaniem i wściekłością.

– Wiedziałeś o tym? Ukrywałeś to przede mną?

– Nie! Przysięgam! Nie miałem pojęcia!

Ale ona już mnie nie słuchała. Wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.

Zostałem sam z Leną i kobietą z opieki społecznej. Musiałem podpisać jakieś papiery, zgodzić się na tymczasową opiekę. Lena siedziała cicho na kanapie, bawiąc się końcówką rękawa swetra.

Kiedy zostaliśmy sami, usiadłem obok niej.

– Lena… nie wiem, co powiedzieć. To dla mnie też jest nowe.

Spojrzała na mnie poważnie.

– Mama mówiła, że jesteś dobrym człowiekiem.

Zacisnąłem powieki, żeby nie rozpłakać się przy niej.

Pierwsza noc była najgorsza. Lena płakała przez sen, wołając mamę. Ja siedziałem w kuchni i patrzyłem w ścianę. Telefon od Marty przyszedł nad ranem:

– Nie wrócę do domu, dopóki jej tu nie będzie – powiedziała zimno.

– Marta… to dziecko. Moje dziecko. Nie mogę jej oddać do domu dziecka.

– A ja nie mogę żyć z twoją przeszłością! – krzyknęła i rozłączyła się.

Przez kolejne dni próbowałem jakoś poukładać sobie wszystko w głowie. Chodziłem do pracy jak automat, wracałem do domu i próbowałem być ojcem dla dziewczynki, której nie znałem. Uczyłem się zaplatać jej włosy, robić kanapki z nutellą i czytać bajki na dobranoc. Ale za każdym razem, gdy patrzyłem na puste miejsce po Marcie przy stole, czułem jakby ktoś wbijał mi nóż w serce.

Lena zaczęła się otwierać powoli. Pewnego wieczoru zapytała:

– Tato… czy mama naprawdę nie wróci?

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Przytuliłem ją tylko mocno.

W pracy koledzy zaczęli szeptać za moimi plecami. Szef wezwał mnie na rozmowę:

– Krzysiek, co się dzieje? Wyglądasz jak cień człowieka.

Nie potrafiłem mu odpowiedzieć inaczej niż wzruszeniem ramion.

Marta przestała odbierać telefony. Jej rodzice zadzwonili do mnie raz:

– Krzysztofie, nasza córka cierpi przez ciebie! Jak mogłeś to zrobić?

Nie miałem siły tłumaczyć im prawdy.

Najgorsze były wieczory. Lena zasypiała wtulona we mnie, a ja myślałem o tym wszystkim, co straciłem i o tym, co być może dopiero zyskuję. Zaczynałem rozumieć, że Lena jest niewinna w całej tej historii. Że to ja muszę być dorosły i odpowiedzialny.

Po miesiącu Marta wróciła tylko po swoje rzeczy.

– Wybacz mi – powiedziałem cicho.

– Nie potrafię – odpowiedziała i wyszła bez słowa pożegnania.

Zostałem sam z Leną i pustym mieszkaniem pełnym wspomnień. Ale każdego dnia uczyliśmy się siebie nawzajem coraz bardziej. Z czasem zaczęliśmy razem gotować obiady, chodzić na spacery do parku i śmiać się przy głupich filmach animowanych.

Czasami zastanawiam się: czy mogłem coś zrobić inaczej? Czy można pogodzić miłość do dziecka z lojalnością wobec żony? Czy naprawdę musiałem wybierać? Dziś wiem jedno: nie oddam Leny nikomu – nawet jeśli stracę wszystko inne.

Czy wy bylibyście w stanie podjąć taką decyzję? Czy można być dobrym ojcem i jednocześnie nie złamać serca drugiej osobie?