Dlaczego nie mogę być szczęśliwa w wieku 57 lat? – Walka matki i córki o miłość i zaufanie
– Mamo, ty chyba żartujesz! – głos Darii przeszył ciszę jak nóż. Stała w progu mojego małego mieszkania na warszawskim Mokotowie, z mokrymi włosami i oczami pełnymi gniewu. – Chcesz mi powiedzieć, że naprawdę zamierzasz wyjechać z tym facetem do Gdańska? Po tylu latach? Po wszystkim?
Patrzyłam na nią, próbując zebrać myśli. Deszcz bębnił o parapet, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi. Miałam 57 lat i pierwszy raz od dawna poczułam, że mogę być szczęśliwa. Marek pojawił się w moim życiu nagle – na spotkaniu absolwentów liceum. Był ciepły, uważny, słuchał mnie tak, jak nikt od lat. Po śmierci ojca Darii byłam sama przez dekadę, zamknięta w rutynie pracy w bibliotece i samotnych wieczorów z książką. Nie sądziłam, że jeszcze coś mnie spotka.
– Daria, ja… Ja też mam prawo do szczęścia – wyszeptałam, czując łzy pod powiekami.
– A ja? – jej głos zadrżał. – Myślisz tylko o sobie! Zostawisz mnie tu samą? Po tym wszystkim, co przeszłyśmy?
To „wszystko” było jak cień, który nigdy nas nie opuszczał. Daria miała 28 lat, ale wciąż widziałam w niej tę małą dziewczynkę, która tuliła się do mnie po pogrzebie ojca. Przez lata byłyśmy tylko we dwie. Ja – matka na pół etatu, wiecznie zmęczona i zatroskana; ona – dziecko zbyt szybko zmuszone do dorosłości.
Marek był pierwszym mężczyzną od lat, któremu pozwoliłam się zbliżyć. Zaczęliśmy spotykać się po cichu. Kiedy powiedział mi, że dostał pracę w Gdańsku i chciałby, żebym pojechała z nim, poczułam się jak nastolatka. Ale bałam się powiedzieć Darii.
– Nie zostawiam cię – próbowałam tłumaczyć. – Jesteś dorosła, masz własne życie…
– Właśnie! – przerwała mi. – A ty nagle chcesz wszystko rzucić dla faceta! Nawet nie zapytałaś mnie o zdanie!
Zamilkłyśmy. W powietrzu wisiało napięcie. Przypomniały mi się wszystkie noce spędzone na czuwaniu przy jej łóżku, kiedy miała gorączkę; wszystkie rozmowy o jej pierwszych miłościach i rozczarowaniach. Czy naprawdę byłam aż tak samolubna?
Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Teresa.
– Słyszałam od Darii, że chcesz wyjechać – powiedziała bez ogródek. – Zastanów się dobrze. Marek to obcy facet. A rodzina to rodzina.
Zacisnęłam pięści. Zawsze byłam tą „rozsądną”, tą „odpowiedzialną”. A teraz miałam wrażenie, że wszyscy chcą zamknąć mnie w klatce oczekiwań.
Następnego dnia Daria przyszła bez zapowiedzi. Usiadła naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.
– Mamo… Przepraszam za wczoraj – zaczęła cicho. – Po prostu się boję. Boję się, że cię stracę.
Poczułam ukłucie w sercu.
– Daria, nigdy cię nie zostawię. Ale muszę spróbować żyć też dla siebie. Przez tyle lat byłam tylko twoją mamą. Teraz chcę być też kobietą.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Ale ja nie umiem być sama… Tata odszedł, a teraz ty…
Wstałam i przytuliłam ją mocno.
– Nie odchodzę na zawsze. Zawsze będziesz moją córką. Ale musisz nauczyć się ufać mi i sobie.
Przez kolejne tygodnie atmosfera była ciężka jak powietrze przed burzą. Marek dzwonił codziennie, pytał, czy podjęłam decyzję. Daria milczała lub rzucała krótkie zdania przez telefon.
W pracy koleżanki patrzyły na mnie z ukosa.
– W tym wieku zaczynać od nowa? – pytała Basia z działu dziecięcego. – Ja bym nie miała odwagi.
A ja? Bałam się jak nigdy wcześniej. Bałam się porażki, samotności w obcym mieście, bałam się stracić córkę na zawsze.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Spakowałam walizkę, zamknęłam drzwi mieszkania i zadzwoniłam do Darii.
– Przyjedziesz się pożegnać?
Przyszła bez słowa. Stałyśmy na klatce schodowej, obie zapłakane.
– Kocham cię – wyszeptała.
– Ja ciebie też.
Wsiadłam do pociągu z sercem rozdartym na pół.
W Gdańsku Marek czekał na peronie z bukietem tulipanów. Nowe życie pachniało morzem i świeżym chlebem z piekarni za rogiem. Ale każda rozmowa z Darią przez telefon była pełna niedopowiedzeń i żalu.
Minęły miesiące. Daria zaczęła układać sobie życie bez mojej codziennej obecności. Ja nauczyłam się gotować dla dwojga i spacerować po plaży bez poczucia winy.
Ale czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy miałam prawo wybrać siebie? Czy matka może być szczęśliwa bez zgody własnego dziecka?
A wy? Czy kiedykolwiek musieliście wybierać między sobą a rodziną? Czy można być szczęśliwym bez akceptacji najbliższych?