Mama oddała mój dom byłej żonie. Czy można wybaczyć taką zdradę?
— Karol, musisz to zrozumieć. Dzieci potrzebują stabilizacji — głos mamy drżał, ale jej spojrzenie było twarde jak nigdy dotąd. Stałem w kuchni, w której dorastałem, a teraz czułem się jak intruz. Za oknem padał deszcz, krople bębniły o parapet, jakby chciały zagłuszyć moje myśli.
— Mamo, to jest mój dom. Ty sama mi go przepisałaś! — wykrztusiłem, czując jak gniew ściska mi gardło. — Jak możesz oddać go Magdzie? Po tym wszystkim?
Mama odwróciła wzrok. — Karolu, ona została z dziećmi. Ty… Ty masz swoje życie. Dzieci muszą mieć dach nad głową.
Zacisnąłem pięści. Przed oczami miałem obrazy: święta przy tym stole, pierwsze kroki mojej córki na tym parkiecie, wspólne wieczory z Magdą, zanim wszystko się rozpadło. Teraz miałem być gościem we własnym życiu.
Nie spałem tej nocy. Siedziałem w wynajętym mieszkaniu na obrzeżach Warszawy, patrząc w sufit. W głowie huczały mi słowa mamy i Magdy: „To dla dzieci”, „Musisz być dorosły”, „Nie komplikuj”. Ale czy ktoś zapytał mnie, co czuję?
Rozwód był jak powolne wykrwawianie się. Najpierw kłótnie o drobiazgi: kto odbierze dzieci ze szkoły, kto zapomni kupić mleko. Potem milczenie przy stole i coraz częstsze noce spędzane osobno. Magda była zmęczona, ja byłem nieobecny. W końcu padło to słowo: „rozwód”. Myślałem, że najgorsze już za mną.
Ale prawdziwy cios przyszedł od mamy.
Pamiętam dzień, kiedy dowiedziałem się o decyzji mamy. Przyszedłem po dzieci na weekend. Magda otworzyła drzwi i powiedziała: — Twoja mama była dziś rano. Przepisała dom na mnie.
— Co?!
— Powiedziała, że to dla dobra dzieci. Że nie chce, żebyśmy musieli się wyprowadzać.
Stałem jak sparaliżowany. Moje dzieci patrzyły na mnie szeroko otwartymi oczami. Nie mogłem się rozpłakać przy nich.
Przez kolejne tygodnie próbowałem rozmawiać z mamą. — Mamo, przecież to niesprawiedliwe! — powtarzałem raz za razem.
— Karolku, ja już nie mam siły na te wasze wojny. Chcę tylko, żeby wnuki miały spokojny dom — odpowiadała zmęczonym głosem.
Czułem się zdradzony przez wszystkich: przez Magdę, która nie protestowała; przez mamę, która wybrała jej stronę; przez siebie samego, bo nie potrafiłem tego zatrzymać.
Zacząłem unikać rodzinnych spotkań. Na święta pojechałem do kolegi z pracy. Ojciec próbował dzwonić, ale nie odbierałem. Czułem się jak sierota z własnego wyboru.
Pewnego dnia spotkałem Magdę na placu zabaw. Dzieci bawiły się na huśtawkach.
— Karol… — zaczęła niepewnie. — Wiem, że jesteś zły. Ale ja naprawdę nie chciałam cię skrzywdzić.
— To dlaczego nie powiedziałaś mamie „nie”? — zapytałem gorzko.
— Bo bałam się o dzieci. Nie stać mnie na kredyt, a wynajem… Wiesz, ile teraz kosztuje mieszkanie? Twoja mama powiedziała, że to jedyne wyjście.
Patrzyłem na nią długo. Była zmęczona, miała podkrążone oczy. Może rzeczywiście robiła to dla dzieci? Ale dlaczego kosztem mojego życia?
Wieczorami wracały wspomnienia: ojciec remontujący dom własnymi rękami, mama piekąca szarlotkę w kuchni pachnącej cynamonem. Teraz to wszystko należało do kogoś innego.
Próbowałem znaleźć sens w tej sytuacji. Rozmawiałem z psychologiem — pierwszy raz w życiu przyznałem się do słabości.
— Panie Karolu, czy potrafi pan wybaczyć swojej mamie? — zapytała cicho terapeutka.
— Nie wiem… — odpowiedziałem szczerze. — Czuję się jakby ktoś wyrwał mi serce.
W pracy byłem coraz bardziej rozkojarzony. Koledzy pytali:
— Coś się stało?
Wzruszałem ramionami. Kto by zrozumiał? W Polsce dom to coś więcej niż cztery ściany — to korzenie, bezpieczeństwo, historia rodziny.
Minęły miesiące. Dzieci coraz rzadziej dzwoniły same z siebie. Magda układała sobie życie na nowo. Mama chorowała coraz częściej; kiedy odwiedziłem ją w szpitalu, była już cieniem dawnej siebie.
— Karolku… Przepraszam cię… Może źle zrobiłam… Ale tak bardzo bałam się o wnuki…
Trzymałem ją za rękę i po raz pierwszy od dawna poczułem współczucie zamiast gniewu.
Po jej śmierci dom już nie był ważny. Zostały tylko wspomnienia i pytania bez odpowiedzi.
Dziś mieszkam w małym mieszkaniu na Ursynowie. Czasem mijam dawny dom — widzę światło w oknach i słyszę śmiech moich dzieci przez otwarte okno.
Czy można wybaczyć zdradę najbliższych? A może prawdziwa siła tkwi w tym, żeby nauczyć się żyć z raną, której nikt nie potrafi uleczyć?