Po ślubie zrozumiałam, że mój mąż słucha tylko swojej matki: Moja walka o własne życie i godność
— Znowu nie posoliłaś ziemniaków, Aniu. — Głos pani Haliny, mojej teściowej, rozbrzmiewał w kuchni jak dzwon. — Michał lubi słone, mówiłam ci już tyle razy.
Stałam przy kuchence, ściskając łyżkę tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Michał siedział przy stole, wpatrzony w ekran telefonu. Nawet nie podniósł wzroku.
— Michał, może sam powiesz coś żonie? — Teściowa spojrzała na niego z wymownym uśmiechem.
Mój mąż westchnął i rzucił tylko: — Mama ma rację, Aniu. Wiesz, jak lubię ziemniaki.
To był kolejny wieczór, kiedy czułam się jak intruz we własnym domu. Kiedy braliśmy ślub, byłam pewna, że zaczynamy nowy rozdział — razem. Ale bardzo szybko okazało się, że w naszym małżeństwie jest nas troje. A może nawet tylko dwoje: Michał i jego mama.
Początkowo próbowałam się dostosować. Przecież Halina była wdową, Michał był jej jedynym synem. Rozumiałam jej przywiązanie. Ale z każdym tygodniem czułam się coraz bardziej jak służąca w jej domu. Każda moja decyzja była podważana: od tego, co gotuję na obiad, po to, jak układam ręczniki w łazience.
— Aniu, nie tak się prasuje koszule Michała. Ja zawsze robiłam to inaczej — powtarzała codziennie.
Michał nigdy nie stanął po mojej stronie. Nawet kiedy próbowałam z nim rozmawiać wieczorami, zbywał mnie:
— Daj spokój, mama chce dobrze. Przecież ona tyle dla mnie poświęciła.
Z czasem zaczęłam unikać wspólnych posiłków. Wychodziłam na długie spacery po pracy, byleby tylko nie wracać do tego domu pełnego napięcia. Moja mama dzwoniła coraz częściej:
— Aniu, co się dzieje? Brzmisz na przygaszoną.
— Wszystko w porządku, mamo — kłamałam. Nie chciałam jej martwić.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W przedpokoju usłyszałam rozmowę:
— Michałku, ona nie jest dla ciebie odpowiednia. Zobaczysz, jeszcze cię zostawi — mówiła Halina.
— Mamo, przestań. Ania jest w porządku — odpowiedział cicho Michał.
— W porządku? Ty zasługujesz na więcej! Na kogoś, kto będzie cię słuchał i dbał o ciebie tak jak ja!
Stałam jak sparaliżowana. Łzy napływały mi do oczu. Wtedy po raz pierwszy poczułam gniew — nie tylko do niej, ale i do siebie. Jak mogłam pozwolić na to wszystko?
Wieczorem próbowałam porozmawiać z Michałem:
— Michał, musimy coś zmienić. Nie mogę tak żyć. Twoja mama traktuje mnie jak intruza.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem:
— Przesadzasz. Mama po prostu chce dobrze.
— A ja? Co ze mną? Czy moje uczucia się nie liczą?
Wzruszył ramionami i wrócił do telefonu.
Zaczęłam coraz częściej myśleć o wyprowadzce. Ale gdzie? Moje oszczędności topniały przez wspólne wydatki na dom Michała i jego matki. Czułam się uwięziona.
Pewnej nocy nie wytrzymałam. Spakowałam kilka rzeczy do torby i wyszłam z domu. Pojechałam do mojej siostry Magdy.
— Anka! Co się stało? — zapytała zaniepokojona.
Rozpłakałam się jak dziecko:
— Nie mogę już tam być… On słucha tylko matki… Ja już nie wiem, kim jestem…
Magda przytuliła mnie mocno:
— Musisz walczyć o siebie. Nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię niszczył.
Przez kilka dni mieszkałam u niej. Michał dzwonił raz — zapytał tylko, kiedy wrócę i czy zostawiłam mu czyste koszule. Ani słowa o tym, jak się czuję.
Wtedy podjęłam decyzję: muszę odejść na dobre. Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Zaczęłam od nowa — sama. Było ciężko: samotność bolała, a poczucie porażki długo nie dawało mi spokoju.
Ale z każdym dniem odzyskiwałam siebie. Zaczęłam chodzić na jogę, zapisałam się na kurs fotografii — coś, o czym zawsze marzyłam. Poznałam nowych ludzi, powoli odbudowywałam swoje życie.
Michał przyszedł raz pod moje drzwi:
— Ania… Może wrócisz? Mama już trochę odpuściła…
Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam chłopca zagubionego między matką a żoną.
— Michał… Ja już nie potrafię wrócić do tamtego życia. Chcę być sobą.
Odszedł bez słowa.
Dziś patrzę na siebie w lustrze i widzę kobietę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Czasem jeszcze boli — strata miłości, rozczarowanie rodziną. Ale wiem jedno: nikt nie ma prawa odbierać mi godności i marzeń.
Czy warto było poświęcić siebie dla cudzych oczekiwań? Czy miłość naprawdę wymaga aż takiej ofiary? Może czasem trzeba odejść, by naprawdę zacząć żyć?