Miłość, której nie znałam: Opowieść o matce, teściowej i samotności po porodzie
— Znowu płaczesz? — głos teściowej rozbrzmiał w kuchni, kiedy próbowałam ukryć łzy nad talerzem zupy. — Kochana, przecież wszystko będzie dobrze. Jesteśmy tu dla ciebie.
Spojrzałam na nią przez zamglone oczy. Pani Barbara, moja teściowa, od tygodnia niemal nie opuszczała mojego boku. Po porodzie czułam się jak wrak człowieka — zmęczona, obolała, zagubiona. Ale to ona, nie moja własna matka, tuliła mnie do snu, gotowała rosół i zmieniała pościel. To ona trzymała mojego synka, gdy ja nie miałam już siły.
Mój mąż, Tomek, był w pracy. Pracował na dwie zmiany w fabryce pod Warszawą. Widzieliśmy się tylko wieczorami, kiedy oboje byliśmy zbyt zmęczeni na rozmowy. Wtedy zostawałam sama z myślami i pustką, która bolała bardziej niż ból po cesarce.
Mama… Moja mama nawet nie zadzwoniła. Ani razu. Nawet SMS-a nie wysłała z gratulacjami. Przez całe życie powtarzała mi: „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Zawsze była bliżej mojego brata, Pawła. On był jej oczkiem w głowie — złoty chłopak, który nigdy nie sprawiał problemów. Ja byłam tą drugą. Cichą, niewidzialną.
Pamiętam, jak miałam osiem lat i rozbiłam kolano na podwórku. Mama tylko rzuciła: „Nie płacz, dziewczynki muszą być dzielne”. Paweł dostałby plasterek i buziaka. Ja dostałam milczenie.
Teraz, kiedy sama zostałam matką, bolało to jeszcze bardziej. Próbowałam tłumaczyć jej zachowanie — może jest zajęta? Może nie wie, jak okazać uczucia? Ale przecież wiedziała o porodzie. Tomek dzwonił do niej ze szpitala. Odpowiedziała tylko: „Dobrze, przekażcie pozdrowienia”.
— Może powinnam do niej zadzwonić? — zapytałam cicho teściową.
Pani Barbara pokręciła głową i pogładziła mnie po włosach.
— Daj sobie czas. Teraz najważniejsze jesteś ty i mały Michałek. Twoja mama… może kiedyś zrozumie.
Ale czy zrozumie? Czy można nauczyć się kochać własne dziecko po tylu latach obojętności?
Wieczorem Tomek wrócił do domu. Usiadł obok mnie na kanapie i objął ramieniem.
— Dzwoniłem dziś do twojej mamy — powiedział cicho. — Powiedziała, że jest zmęczona i nie ma siły na rozmowy.
Poczułam ukłucie w sercu. Zmęczona? Ja byłam wykończona fizycznie i psychicznie, a mimo to marzyłam o tym jednym telefonie.
— Może ona po prostu taka jest — westchnęłam.
Tomek spojrzał na mnie z troską.
— Ale ty zasługujesz na więcej.
W nocy Michałek płakał bez przerwy. Kolki, głód, strach przed nowym światem — wszystko naraz. Siedziałam przy łóżeczku i śpiewałam mu kołysanki, których nauczyła mnie… babcia. Nie mama.
Nad ranem zasnęłam na chwilę przy stole w kuchni. Obudził mnie zapach świeżych bułek i cichy śmiech teściowej.
— Zrobiłam ci kawę — powiedziała z uśmiechem. — I kanapki z szynką, tak jak lubisz.
Łzy napłynęły mi do oczu po raz kolejny tego dnia.
— Dlaczego pani jest dla mnie taka dobra? — wyszeptałam.
Pani Barbara ujęła moją dłoń.
— Bo wiem, jak to jest być samotną młodą matką. Moja mama też była chłodna… Ale ja postanowiłam być inna dla swoich dzieci i synowych.
Przez chwilę milczałyśmy razem, trzymając się za ręce.
Kilka dni później Paweł przyszedł do nas z wizytą. Przyniósł kwiaty dla teściowej i czekoladki dla mnie.
— Mama mówiła, że nie może przyjść, bo źle się czuje — rzucił mimochodem.
Zacisnęłam pięści pod stołem.
— A zapytała chociaż o wnuka?
Paweł wzruszył ramionami.
— Wiesz jaka jest…
Wiedziałam aż za dobrze.
Wieczorem długo rozmawiałam z Tomkiem o tym, co czuję. O pustce po matce i wdzięczności wobec teściowej. O tym, że boję się być taką matką jak ona — zimną, niedostępną, wiecznie zajętą.
— Nie będziesz taka — zapewnił mnie Tomek. — Już jesteś lepsza.
Ale czy na pewno? Czy można przełamać schematy wyniesione z domu?
Minęły tygodnie. Michałek rósł zdrowo, a ja coraz bardziej ufałam sobie jako matce. Teściowa była przy mnie każdego dnia — pomagała przy kąpieli, gotowała obiady, tuliła mnie w trudnych chwilach. Czułam się kochana przez kobietę, która nie musiała mnie kochać.
Pewnego popołudnia zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię: Mama.
Ręce zaczęły mi drżeć.
— Halo?
— Cześć, Aniu — jej głos był chłodny jak zawsze. — Słyszałam od Pawła, że wszystko w porządku…
Czekałam na pytanie o Michałka. Nie padło.
— Tak… Wszystko dobrze — odpowiedziałam cicho.
Zapadła niezręczna cisza.
— No to… trzymajcie się tam — rzuciła na koniec i rozłączyła się bez słowa więcej.
Patrzyłam przez okno na zachodzące słońce i poczułam ogromny żal. Żal za tym wszystkim, czego nigdy nie dostałam od własnej matki. Za rozmowami przy herbacie, za wspólnym śmiechem, za wsparciem w trudnych chwilach.
Teściowa weszła do pokoju i usiadła obok mnie bez słowa. Położyła mi rękę na ramieniu i po prostu była obok.
Czasem myślę: czy można pokochać kogoś takiego jak ja? Czy można być dobrą matką bez dobrego wzoru? Czy miłość naprawdę jest wyborem?
Może właśnie dlatego tak bardzo doceniam każdy gest pani Barbary. Bo wiem już jedno: czasem prawdziwa rodzina to ta wybrana sercem, a nie ta dana przez los.