Moja córka już nie jest tą samą osobą: gdzie popełniliśmy błąd?

– Mamo, nie przesadzaj. Wszystko jest w porządku – powiedziała Lana, patrząc gdzieś w bok, jakby ściana była ciekawsza ode mnie. Jej głos był cichy, bezbarwny. Kiedyś śmiała się głośno, żartowała, potrafiła godzinami opowiadać o swoich marzeniach. Teraz siedziała przy kuchennym stole, dłubiąc widelcem w zupie, jakby nawet jedzenie było dla niej ciężarem.

Nie mogłam już dłużej udawać, że nie widzę tej zmiany. – Lanuś, przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie rozmawiamy już jak dawniej. Pamiętasz, jak planowałaś podróż do Włoch? Albo jak śmiałaś się z tatą do łez przy niedzielnym obiedzie? – próbowałam wyciągnąć do niej rękę, ale ona tylko wzruszyła ramionami.

– To było dawno temu – rzuciła krótko.

Od kiedy wyszła za mąż za Darka, wszystko się zmieniło. Na początku byliśmy szczęśliwi – Darek wydawał się porządnym chłopakiem: pracowity, spokojny, z dobrego domu. Ale z czasem coś zaczęło się psuć. Lana coraz rzadziej dzwoniła, odwiedzała nas tylko na chwilę i zawsze była spięta. Kiedyś zapytałam ją wprost:

– Czy on cię krzywdzi?

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jej oczach strach. Szybko zaprzeczyła, ale jej drżące dłonie zdradziły więcej niż słowa.

Zaczęłam obserwować. Darek nigdy nie podniósł na nią głosu przy nas, ale był chłodny, ironiczny. Zawsze miał ostatnie słowo. Kiedy Lana próbowała coś powiedzieć, przerywał jej lub wyśmiewał. Z czasem przestała się odzywać.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie sąsiadka:

– Pani Aniu, przepraszam, że się wtrącam, ale słyszałam krzyki u Lany. Czy wszystko u nich w porządku?

Serce mi stanęło. Pojechałam do nich natychmiast. Darek otworzył drzwi z wymuszonym uśmiechem.

– Lana jest zmęczona, śpi – powiedział i zamknął drzwi przed moim nosem.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Mąż próbował mnie uspokoić:

– Może przesadzasz? Może Lana po prostu dorasta? Musimy jej zaufać.

Ale ja czułam, że coś jest nie tak. Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Laną, ale ona zamykała się coraz bardziej. W końcu przestała odbierać telefony.

Któregoś dnia przyszła do nas niespodziewanie. Była blada, pod oczami miała sińce. Usiadła na kanapie i zaczęła płakać.

– Mamo… ja już nie wiem kim jestem – wyszeptała.

Objęłam ją mocno. – Powiedz mi wszystko, proszę.

Zaczęła opowiadać o tym, jak Darek kontroluje każdy jej krok: sprawdza telefon, decyduje z kim może się spotykać, krytykuje jej wygląd i wybory. Każda próba sprzeciwu kończy się awanturą lub cichymi dniami. Lana czuła się jak w klatce.

– Boję się odejść… Boję się, że sobie nie poradzę… – mówiła przez łzy.

Poczułam narastającą wściekłość i bezsilność. Jak to możliwe, że moja córka – ta sama dziewczyna, która kiedyś walczyła o swoje marzenia – teraz boi się własnego męża?

Próbowaliśmy jej pomóc: zaproponowaliśmy wsparcie psychologa, miejsce w domu na tyle długo, ile będzie potrzebować. Ale Lana wahała się – bała się reakcji Darka i tego, co powiedzą ludzie.

– Mamo, a co jeśli wszyscy będą mówić, że to moja wina? Że nie potrafiłam utrzymać rodziny?

Przytuliłam ją mocniej. – Najważniejsze jest twoje szczęście i bezpieczeństwo. Ludzie zawsze będą gadać. Ale ja jestem twoją mamą i zawsze będę po twojej stronie.

Przez kolejne tygodnie Lana powoli odzyskiwała siły. Zaczęła spotykać się z dawnymi przyjaciółkami, wróciła do malowania obrazów – czego Darek jej zabraniał. Widziałam w niej przebłysk dawnej siebie.

Ale pewnego dnia Darek pojawił się pod naszym domem. Krzyczał na nią przez domofon:

– Wróć natychmiast! Jesteś moją żoną!

Lana zamarła ze strachu. Mój mąż wybiegł na podwórko i kazał mu odejść.

Po tej scenie Lana znów zamknęła się w sobie. Przez kilka dni nie wychodziła z pokoju. Bałam się o nią coraz bardziej.

W końcu usiadłam obok niej na łóżku i powiedziałam:

– Córeczko… Cokolwiek postanowisz, będziemy cię wspierać. Ale musisz pamiętać: nikt nie ma prawa cię ranić ani ograniczać twojej wolności.

Lana spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Mamo… czy ja jeszcze kiedyś będę szczęśliwa?

Nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Przytuliłam ją tylko mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.

Czasem zastanawiam się: gdzie popełniliśmy błąd? Czy mogliśmy wcześniej zauważyć sygnały? Czy można uratować kogoś, kto sam nie wierzy już w siebie?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można nauczyć dziecko odwagi do walki o siebie wtedy, gdy samo już nie widzi wyjścia?