Rok bez odwiedzin, jeden telefon i tajemnica teścia: Co naprawdę kryło się za jego nagłym przyjazdem?
— Michał, odbierz, to twój teść — Kasia rzuciła telefon na stół, a jej głos drżał lekko, jakby spodziewała się złych wieści. Spojrzałem na wyświetlacz: „Tadeusz teść”. Rok ciszy. Ani życzeń na święta, ani telefonu na urodziny Kasi. Ostatni raz widzieliśmy go na naszym skromnym weselu, kiedy z trudem ukrywał rozczarowanie, że nie zaprosiliśmy połowy rodziny i nie było orkiestry.
— Halo? — odezwałem się niepewnie.
— Michał, muszę z wami porozmawiać. Dziś wieczorem będę u was — powiedział Tadeusz bez zbędnych wstępów. Głos miał twardy, jakby nie znosił sprzeciwu.
Kasia patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. — O co mu chodzi? — szepnęła. Wzruszyłem ramionami, choć w środku czułem narastający niepokój.
Wieczorem mieszkanie pachniało zupą pomidorową i świeżo parzoną kawą. Kasia nerwowo poprawiała poduszki na kanapie, a ja udawałem, że czytam gazetę. Gdy zadzwonił dzwonek, serce podskoczyło mi do gardła.
Tadeusz wszedł bez słowa powitania, rozglądając się po naszym ciasnym salonie. Jego spojrzenie zatrzymało się na obdrapanych ścianach i starym regale z książkami. — No, nie jest tu luksusowo — mruknął.
— Tato, co się stało? — Kasia próbowała przełamać lodowatą atmosferę.
Usiadł ciężko na krześle i przez chwilę milczał. — Potrzebuję waszej pomocy — powiedział w końcu. — Straciłem pracę. Firma padła. Mam długi.
Poczułem, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Tadeusz zawsze był dumny, zawsze miał pieniądze, zawsze krytykował nas za brak ambicji i skromne życie. Teraz prosił o pomoc?
— Ale… jak mamy ci pomóc? — zapytałem ostrożnie.
— Potrzebuję miejsca do spania na jakiś czas. I… może pożyczycie mi trochę pieniędzy? — spojrzał na nas z mieszaniną wstydu i desperacji.
Kasia zacisnęła dłonie na kolanach. — Tato, sami ledwo dajemy radę…
— Wiem! Ale nie mam dokąd pójść. Twoja matka wyrzuciła mnie z domu — przerwał jej gwałtownie.
Zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem. Przez głowę przelatywały mi obrazy: nasze kłótnie o rachunki, marzenia o własnym mieszkaniu, wieczne oszczędzanie… A teraz jeszcze on.
— Możesz zostać kilka dni — powiedziałem w końcu, choć czułem opór całym ciałem.
Tadeusz zamieszkał z nami w salonie. Od pierwszego dnia wszystko było nie tak. Krytykował nasze jedzenie („Kto dziś je kaszę na obiad?”), narzekał na brak telewizora („Jak można żyć bez wiadomości?”), a wieczorami pił piwo i głośno komentował politykę.
Kasia coraz częściej płakała po nocach. — On mnie traktuje jak dziecko. Zawsze tak było…
— Musimy wytrzymać jeszcze trochę — próbowałem ją pocieszyć, choć sam miałem dość.
Pewnego dnia wróciłem z pracy wcześniej i usłyszałem ich rozmowę:
— Kasia, musisz przekonać Michała, żeby sprzedał samochód i pożyczył mi pieniądze. Przecież to tylko stary Opel! — mówił Tadeusz podniesionym głosem.
— Tato, nie możemy! To nasz jedyny środek transportu…
— Zawsze byłaś uparta! Myślisz tylko o sobie! — krzyczał.
Wszedłem do pokoju i spojrzałem mu prosto w oczy.
— Dość tego. Nie będziesz tu rządził ani nami manipulował — powiedziałem stanowczo.
Tadeusz zamilkł. Przez chwilę patrzył na mnie z nienawiścią, potem spuścił wzrok.
Wieczorem usiadłem z Kasią przy kuchennym stole.
— Może powinniśmy mu pomóc… To przecież twój ojciec — powiedziała cicho.
— A kto nam pomoże? On nigdy nie był dla nas wsparciem. Teraz oczekuje od nas wszystkiego, choć sam nigdy nic nie dał…
Przez kolejne dni atmosfera była coraz gorsza. Tadeusz zamykał się w sobie, przestał rozmawiać nawet z Kasią. W końcu pewnego ranka spakował torbę i wyszedł bez słowa pożegnania.
Zostaliśmy sami w pustym mieszkaniu. Kasia płakała długo tej nocy.
— Może powinniśmy byli zrobić więcej… Może jestem złą córką? — pytała przez łzy.
Przytuliłem ją mocno.
Dziś minęły dwa miesiące od tamtych wydarzeń. Nie wiemy, gdzie jest Tadeusz. Czasem zastanawiam się, czy mogliśmy postąpić inaczej. Czy rodzina to tylko więzy krwi? Czy mamy obowiązek pomagać tym, którzy nigdy nie byli dla nas wsparciem?
A może czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym?
Co wy byście zrobili na naszym miejscu?