Samotność po polsku: Dlaczego wciąż nie jestem żonaty?

– Marcin, ile jeszcze będziesz czekał? – głos mamy przebił się przez szum czajnika, kiedy w niedzielne popołudnie znów siedzieliśmy przy kuchennym stole. – Masz już 38 lat! Wszyscy twoi koledzy mają żony, dzieci… A ty co? Sam w tym swoim mieszkaniu na Mokotowie?

Zacisnąłem dłonie na kubku z herbatą. Znałem ten scenariusz na pamięć. Mama, zmartwiona, z wyrzutem w głosie. Ojciec milczący, ale patrzący na mnie spod krzaczastych brwi. Siostra, która niby nie słucha, ale kątem oka obserwuje każdy mój ruch.

– Mamo, przecież dobrze mi tak, jak jest – odpowiedziałem spokojnie, choć w środku aż się gotowałem. – Mam pracę, mieszkanie, nie jestem nikomu ciężarem.

– Ale to nie o to chodzi! – przerwała mi mama. – Chodzi o rodzinę. O to, żebyś nie był sam na starość. Żebyś miał kogoś obok siebie.

Westchnąłem ciężko. Ile razy już to słyszałem? Od rodziny, znajomych, nawet od sąsiadki z parteru, która zawsze pytała: „A kiedy pan przyprowadzi jakąś pannę?”.

Nie zawsze byłem sam. Była kiedyś Ania – poznaliśmy się na studiach. Piękna, mądra, pełna energii. Przez dwa lata byliśmy nierozłączni. Ale kiedy zaczęła mówić o ślubie i dzieciach, poczułem… lęk? Panikę? Nie wiem. Po prostu nie byłem gotowy. Rozstaliśmy się w zgodzie, ale do dziś pamiętam jej łzy i pytanie: „Czego ty się boisz, Marcin?”

Może właśnie tego – oczekiwań. Że będę musiał być kimś innym niż jestem. Że stracę wolność. Że nie będę już mógł wracać do domu o dowolnej porze, jeść pizzy na śniadanie i oglądać mecze do drugiej w nocy.

Przez lata próbowałem różnych związków. Z Martą było poważnie – ona chciała ślubu po roku znajomości. Z Kasią było luźniej, ale ona z kolei nie chciała dzieci, a ja… sam nie wiem, czy tego chcę. Z każdą kolejną relacją coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że coś jest ze mną nie tak.

W pracy też nie jest łatwo. Koledzy z działu IT żartują: „Marcin, ty to masz dobrze – nikt ci głowy nie zawraca!”. Ale potem widzę ich zdjęcia z rodzinnych wakacji na Facebooku i czuję ukłucie zazdrości.

Najgorzej jest w święta. Wigilia u rodziców to coroczny festiwal pytań: „A może kogoś masz?”, „A może chociaż pieska sobie kupisz?”, „A może to przez tę twoją pracę?”.

Pewnego dnia po pracy spotkałem się z Piotrkiem, moim przyjacielem jeszcze z liceum. On żonaty od dziesięciu lat, dwójka dzieci.

– Stary, powiem ci szczerze – zaczął Piotrek, mieszając piwo w kuflu – ja czasem ci zazdroszczę. Masz ciszę w domu, możesz robić co chcesz…

– Ale ty masz rodzinę – przerwałem mu.

– No mam. I kocham ich nad życie. Ale czasem tęsknię za tym luzem. Za tym, żeby nikt ode mnie niczego nie chciał.

Zrozumiałem wtedy, że każdy czegoś żałuje. Ja żałuję, że nie mam rodziny. On żałuje utraconej wolności.

Ale czy naprawdę jestem szczęśliwy? Czasem budzę się w środku nocy i myślę: „A co jeśli już zawsze będę sam?”. Próbuję zagłuszyć te myśli pracą, spotkaniami ze znajomymi, nowymi hobby.

Ostatnio poznałem Magdę – koleżanka z pracy zaprosiła mnie na wspólne wyjście do escape roomu. Magda była inna niż wszystkie – nie zadawała pytań o przyszłość po pierwszej randce, nie naciskała na deklaracje. Po prostu była.

Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy. Było dobrze – bez presji, bez oczekiwań. Ale pewnego wieczoru Magda powiedziała:

– Marcin… ja wiem, że ty lubisz swoje życie takie jakie jest. Ale ja chcę czegoś więcej. Chcę rodziny. Chcę mieć pewność.

Znowu ten sam dylemat. Czy potrafię dać komuś to, czego oczekuje? Czy potrafię się zmienić?

Wróciłem do pustego mieszkania i długo siedziałem w ciemności. Próbowałem wyobrazić sobie siebie za dziesięć lat – sam czy z kimś? Czy samotność jest wyborem czy karą?

Czasami myślę, że to społeczeństwo narzuca nam role: mężczyzna powinien być głową rodziny, mieć dom, dzieci… A jeśli ktoś wybiera inaczej – jest dziwakiem.

Ale czy naprawdę muszę spełniać cudze oczekiwania? Czy mogę być szczęśliwy na własnych zasadach?

Dziś znów siedzę przy kuchennym stole u mamy. Ona patrzy na mnie z troską:

– Synku… ja tylko chcę, żebyś był szczęśliwy.

Uśmiecham się smutno i odpowiadam:

– Mamo… a jeśli szczęście wygląda inaczej dla każdego z nas?

Czy naprawdę samotność to porażka? A może odwaga życia po swojemu jest większa niż nam się wydaje? Co Wy o tym sądzicie?