Zasłużony Kandydat: Opowieść o Zdradzie i Przebaczeniu
Ola stała przy oknie, wpatrując się w opustoszały podwórzec. Ubity śnieg lśnił od połamanych brokatowych bombek, a na nagich gałęziach krzewów wisiały strzępki bożonarodzeniowej girlandy. Miasto wydawało się wymarłe. Wszyscy spali po wyczerpującej sylwestrowej nocy. W Oli czuła się ta sama pustka. Jak mogła się tak pomylić? Dlaczego nie wyczuła fałszu? Teraz wiele sobie uświadomiła, ale jeszcze kilka godzin temu była pewna, że jej życie zmierza w dobrym kierunku.
Wczoraj wieczorem, podczas rodzinnej kolacji, Marek – jej narzeczony – znowu oczarował wszystkich. „Olu, masz szczęście! Marek to prawdziwy zasłużony kandydat na męża,” powtarzała ciotka Jadzia, a mama tylko kiwała głową z dumą. Marek był lekarzem, miał własne mieszkanie na Mokotowie i zawsze wiedział, jak się zachować. Ola czuła się przy nim bezpieczna, choć czasem miała wrażenie, że coś przed nią ukrywa.
Po północy, kiedy wszyscy składali sobie życzenia, Marek wyszedł na balkon odebrać telefon. Ola zauważyła jego spięte ramiona i nerwowe spojrzenia w stronę ulicy. Po chwili wrócił z wymuszonym uśmiechem. „To tylko Tomek z pracy,” rzucił niedbale. Ola chciała uwierzyć, ale coś w jego głosie ją zaniepokoiło.
Noc była długa. Goście rozeszli się dopiero nad ranem. Ola nie mogła zasnąć. Wciąż słyszała w głowie słowa ciotki: „Zasłużony kandydat”. Czy naprawdę znała Marka? Czy to możliwe, że przez dwa lata związku nie dostrzegła żadnych sygnałów?
O świcie postanowiła wyjść na spacer. Śnieg skrzypiał pod butami, a powietrze było przesycone ciszą. Przechodziła obok kawiarni, w której poznali się z Markiem. Przypomniała sobie ich pierwszą rozmowę – był wtedy taki otwarty, szczery… Czy to wszystko było grą?
Gdy wróciła do mieszkania, Marek już czekał w kuchni. Siedział przy stole z kubkiem kawy i patrzył w okno.
– Musimy porozmawiać – powiedziała cicho.
Marek spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
– Olu… Ja… – zaczął, ale przerwała mu.
– Kim była ta osoba, do której dzwoniłeś w nocy? – zapytała bez ogródek.
Zapanowała cisza. Marek spuścił głowę.
– To nie był Tomek – przyznał w końcu. – To była Aneta.
Ola poczuła, jakby ktoś uderzył ją w brzuch.
– Aneta? – powtórzyła głucho.
– Znamy się od dawna… Spotykaliśmy się zanim poznałem ciebie. Myślałem, że to już przeszłość… Ale ona wróciła do Warszawy i… – zawiesił głos.
Ola nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
– Zdradziłeś mnie? – zapytała drżącym głosem.
Marek milczał przez chwilę, potem skinął głową.
– Raz… To był błąd. Przepraszam cię, Olu. Nie chciałem cię skrzywdzić.
Łzy napłynęły jej do oczu. Wszystko nagle straciło sens: wspólne plany, mieszkanie, ślub za pół roku.
– Dlaczego mi to zrobiłeś? – wyszeptała.
– Sam nie wiem… Byłem zagubiony. Ty zawsze byłaś taka pewna siebie, a ja… Czułem się czasem niewystarczający. Aneta pojawiła się nagle i wszystko się skomplikowało.
Ola patrzyła na niego z niedowierzaniem. Przez dwa lata był dla niej oparciem, a teraz czuła się jakby grunt usuwał się spod nóg.
– Musisz wyjść – powiedziała stanowczo. – Potrzebuję czasu.
Marek próbował ją objąć, ale odsunęła się gwałtownie.
– Proszę… – dodała cicho.
Wyszedł bez słowa. Drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem.
Przez kolejne dni Ola unikała rodziny i znajomych. Mama dzwoniła codziennie, próbując ją przekonać do rozmowy:
– Olu, nie możesz tak po prostu wszystkiego przekreślić! Marek to dobry chłopak!
Ale Ola nie chciała słuchać tłumaczeń ani rad. Czuła się zdradzona nie tylko przez Marka, ale też przez własną rodzinę, która zawsze stawiała go za wzór.
Pewnego wieczoru przyszła do niej Aneta. Stały naprzeciwko siebie w przedpokoju – dwie kobiety połączone jednym mężczyzną.
– Przepraszam, że przyszłam bez zapowiedzi – zaczęła Aneta niepewnie. – Chciałam tylko powiedzieć… Nie wiedziałam o tobie. Marek nigdy nie wspominał, że jest zaręczony.
Ola poczuła ulgę i gniew jednocześnie.
– To nie twoja wina – odpowiedziała szczerze. – To on nas okłamał.
Rozmawiały długo o Marku i o tym, jak łatwo można dać się zwieść pozorom. Aneta wyznała, że też czuje się oszukana i wykorzystana.
Po tej rozmowie Ola poczuła się silniejsza. Zrozumiała, że nie jest sama w swoim bólu i że ma prawo do własnych decyzji – nawet jeśli oznaczają one samotność i zaczynanie wszystkiego od nowa.
Kilka tygodni później spotkała Marka przypadkiem na ulicy. Wyglądał na zmęczonego i przybitego.
– Olu… Czy możemy porozmawiać? – zapytał nieśmiało.
Spojrzała mu prosto w oczy.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła ci wybaczyć – powiedziała spokojnie. – Ale wiem jedno: zasługuję na kogoś, kto będzie ze mną szczery od początku do końca.
Marek skinął głową ze smutkiem i odszedł bez słowa.
Dziś patrzę na tamten czas z dystansem. Wiem już, że nawet najbardziej zasłużony kandydat może okazać się kimś zupełnie innym niż myślimy. Czy można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi? A może prawdziwa siła tkwi w tym, by najpierw zaufać sobie?