Synowa odsunęła mnie od wnuków, choć zawsze byłam dla niej wsparciem. Prawdziwy powód rozdarł mi serce

– Babciu, kiedy przyjedziesz? – jeszcze kilka tygodni temu Oliwia dzwoniła do mnie niemal codziennie. Jej głos był zawsze pełen radości, a ja czułam się potrzebna. Teraz patrzę na wyświetlacz telefonu, na którym od tygodnia nie pojawiła się żadna wiadomość. Próbuję zadzwonić, ale nikt nie odbiera. W końcu słyszę tylko głuchy sygnał i automatyczną sekretarkę.

– Może jest zajęta szkołą? – tłumaczy mi synowa, Marta, kiedy pytam ją o Oliwię podczas krótkiej rozmowy na klatce schodowej. – Ma dużo nauki, wiesz jak to jest w szóstej klasie.

Ale przecież znam moją wnuczkę. Wiem, że nawet w najbardziej zabiegane dni potrafiła znaleźć chwilę, żeby napisać do mnie chociażby „Babciu, tęsknię”.

Zaczynam czuć niepokój. Przez lata byłam dla Marty wsparciem – pomagałam jej przy dzieciach, gotowałam obiady, kiedy wracała późno z pracy, zostawałam z wnukami na noc, gdy z Piotrem jechali na weekend do Zakopanego. Nigdy nie odmówiłam pomocy.

Pewnego dnia postanawiam po prostu pojechać do nich bez zapowiedzi. Stoję pod drzwiami z ciastem drożdżowym w rękach. Słyszę śmiechy dzieci za drzwiami. Dzwonię dzwonkiem. Otwiera Marta – jej twarz jest napięta.

– O, mama… – mówi chłodno. – Nie uprzedziłaś, że przyjedziesz.

– Chciałam zobaczyć dzieci… Upiekłam ciasto.

– Teraz nie bardzo… Oliwia ma korepetycje z matematyki, a Kuba jest chory. Może innym razem?

Czuję się jak intruz. Wracam do domu z ciastem i łzami w oczach. Przez kolejne dni próbuję tłumaczyć sobie jej zachowanie – może naprawdę są zajęci, może coś się dzieje w szkole… Ale nie daje mi to spokoju.

Wieczorem dzwoni Piotr, mój syn.

– Mamo, wszystko w porządku? Marta mówiła, że byłaś dziś u nas.

– Tak… Chciałam zobaczyć dzieci. Dawno ich nie widziałam.

– Wiesz, Marta ostatnio jest trochę spięta… Ma dużo pracy. Daj jej trochę czasu.

Ale przecież to nie tylko Marta. Oliwia przestała się odzywać. Kuba nawet nie odbiera telefonu.

Zaczynam podejrzewać, że coś jest nie tak. Przeglądam stare zdjęcia z rodzinnych świąt – wszyscy razem przy stole, dzieci na moich kolanach. Co się zmieniło?

Któregoś dnia spotykam sąsiadkę Martę na rynku.

– Pani Zosiu, wszystko dobrze? Dawno pani nie widziałam z wnukami.

– Sama nie wiem… Coś się chyba zmieniło.

Sąsiadka patrzy na mnie ze współczuciem.

– Wie pani… Ludzie różne rzeczy mówią. Podobno Marta ma jakieś pretensje…

Wracam do domu z ciężkim sercem. Czy naprawdę mogłam czymś urazić synową? Przecież zawsze starałam się być dla niej jak matka.

W końcu postanawiam napisać list do Oliwii. Piszę o tym, jak za nią tęsknię, jak bardzo ją kocham i jak bardzo brakuje mi naszych rozmów. Wkładam list do koperty i wrzucam do skrzynki pod ich blokiem.

Mijają dwa dni. Trzeciego dnia wieczorem ktoś puka do moich drzwi. To Oliwia.

– Babciu…

Rzuca mi się na szyję i zaczyna płakać.

– Mama zabroniła mi do ciebie dzwonić… Powiedziała, że jesteś dla niej niemiła i że nie powinnam cię słuchać.

Czuję, jak serce mi pęka.

– Ale dlaczego? Co się stało?

Oliwia ociera łzy rękawem bluzy.

– Nie wiem… Podsłuchałam kiedyś rozmowę mamy z tatą. Mama powiedziała, że boisz się zostać sama i dlatego ciągle do nas przychodzisz. Że przeszkadzasz jej w wychowywaniu nas po swojemu…

Siadam ciężko na krześle. Czy naprawdę byłam aż tak uciążliwa? Czy moja pomoc była źle odebrana?

Oliwia tuli się do mnie mocniej.

– Babciu, ja bardzo za tobą tęsknię…

Przez kolejne dni próbuję porozmawiać z Martą. Dzwonię do niej kilka razy, ale nie odbiera. W końcu spotykam ją przypadkiem pod sklepem.

– Marta, musimy porozmawiać – mówię stanowczo.

Patrzy na mnie chłodno.

– Nie mam o czym rozmawiać. Prosiłam cię tyle razy, żebyś nie wtrącała się w nasze sprawy!

– Ale ja tylko chciałam pomóc…

– Pomagałaś za dużo! – wybucha nagle Marta. – Zawsze musiałaś mieć ostatnie słowo! Nawet kiedy mówiłam ci, żebyś nie dawała dzieciom słodyczy przed obiadem albo żebyś nie poprawiała Oliwii przy lekcjach… Ty zawsze wiedziałaś lepiej!

Stoję osłupiała. Czy naprawdę byłam aż tak apodyktyczna?

Marta odwraca się na pięcie i odchodzi. Zostaję sama na środku chodnika.

Wieczorem długo rozmyślam nad tym wszystkim. Przeglądam wiadomości od Oliwii sprzed miesięcy: „Babciu, kocham cię”, „Babciu, przyjedź”.

Czy naprawdę moja troska była dla Marty ciężarem? Czy powinnam była bardziej się wycofać?

Kilka dni później dostaję krótką wiadomość od Piotra: „Mamo, dajmy sobie trochę czasu”.

Czuję się samotna jak nigdy dotąd. Próbuję znaleźć zajęcie – idę na spacer do parku, zapisuję się na zajęcia dla seniorów w domu kultury. Ale pustka po wnukach boli najbardziej.

Oliwia czasem pisze do mnie ukradkiem: „Babciu, tęsknię”. Odpowiadam jej zawsze: „Ja też”.

Czasem zastanawiam się: czy można kochać za bardzo? Czy pomagając bliskim można ich od siebie oddalić? Może powinnam była wcześniej zauważyć sygnały i dać im więcej przestrzeni?

A wy… czy też kiedyś poczuliście się niepotrzebni we własnej rodzinie? Jak poradzić sobie z bólem odrzucenia przez najbliższych?