„Synowa nie umie nawet zaparzyć herbaty, a jej jedzenie to koszmar”: Opowieść o rodzinnych konfliktach i samotności matki
— Znowu te ziemniaki, mamo? — głos mojego syna, Michała, rozbrzmiewał w kuchni, kiedy z trudem wciskałam kolejne obrane bulwy do trójlitrowego słoika. — Przecież mówiłem ci, że nie musisz tego robić.
Zatrzymałam się na chwilę, czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam, żeby widział moją słabość. Odkąd Michał się ożenił, wszystko się zmieniło. Moja kuchnia, kiedyś pełna śmiechu i zapachu świeżo pieczonego chleba, teraz była cicha i zimna. Synowa, Aneta, nie potrafi nawet zaparzyć herbaty, a jej gotowanie to… koszmar. Nie przesadzam. Kiedy pierwszy raz zaprosiła nas na obiad, podała makaron z ketchupem i suchą sałatę. Michał udawał, że mu smakuje, ale widziałam w jego oczach rozczarowanie.
— Po co obierasz tyle ziemniaków i pakujesz je do takich wielkich słoików? I po co ci cały garnek bigosu, jeśli mieszkasz sama? — spytała mnie ostatnio przyjaciółka, Basia, kiedy przyszła na kawę.
— To wszystko dla syna — odpowiedziałam cicho, spuszczając wzrok. — Przynajmniej wiem, że zje coś porządnego.
Basia pokręciła głową z niedowierzaniem. — Musisz się pogodzić z tym, że on ma teraz własne życie. Nie możesz go wiecznie niańczyć.
Ale jak mam przestać? Przez dwadzieścia siedem lat byłam dla Michała wszystkim: matką, kucharką, powierniczką. Teraz czuję się jak niepotrzebny mebel. Aneta nie chce mojej pomocy. Kiedy próbuję jej coś doradzić, przewraca oczami albo mówi: „Pani Zosiu, ja sobie poradzę”. Ale nie radzi sobie. Ostatnio Michał przyszedł do mnie głodny jak wilk i od razu rzucił się na moje pierogi.
— Mamo, czemu Aneta nie może nauczyć się gotować? — spytał szeptem, jakby bał się, że ktoś go usłyszy.
— Może nikt jej nie nauczył — odpowiedziałam ostrożnie. — Ale mogłaby chcieć spróbować.
Michał tylko westchnął i wrócił do swojego mieszkania. A ja zostałam sama z górą ziemniaków i pustką w sercu.
Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie Aneta. Byłam zaskoczona — rzadko to robi.
— Pani Zosiu, czy mogłaby pani powiedzieć mi, jak się robi ten bigos? Michał mówił, że bardzo lubi pani wersję.
Poczułam dziwną mieszaninę radości i niepokoju. Czy to znaczyło, że chce się nauczyć? Czy może po prostu chciała mieć spokój od narzekań męża?
— Oczywiście, Anetko — odpowiedziałam najcieplej jak umiałam. — Przyjdź jutro po południu, pokażę ci wszystko krok po kroku.
Przyszła punktualnie. Stałyśmy razem przy kuchennym blacie, krojąc kapustę i kiełbasę. Próbowałam być cierpliwa, ale kiedy zobaczyłam jak Aneta wrzuca wszystko do garnka bez ładu i składu, nie wytrzymałam:
— Nie tak! Najpierw podsmaż cebulę! Inaczej bigos będzie bez smaku!
Aneta zacisnęła usta i spojrzała na mnie z wyrzutem.
— Pani Zosiu, ja naprawdę się staram. Ale mam wrażenie, że cokolwiek zrobię, pani i tak będzie niezadowolona.
Zamilkłam. Może miała rację? Może za bardzo się wtrącam? Ale przecież chcę tylko dobrze dla mojego syna!
Po godzinie bigos był gotowy. Aneta zabrała garnek do domu. Wieczorem zadzwonił Michał.
— Mamo, dziękuję ci za pomoc Anecie. Było pyszne. Ale… może powinnaś dać nam trochę przestrzeni?
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Całą noc nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, gdzie popełniłam błąd. Czy naprawdę jestem złą teściową? Czy może po prostu nie umiem pogodzić się z tym, że mój syn dorósł?
Następnego dnia postanowiłam nie dzwonić do Michała ani nie zanosić mu jedzenia. Siedziałam w pustej kuchni i patrzyłam na rząd słoików z ziemniakami ustawionych na półce. Czułam się bezużyteczna.
Po południu przyszła Basia.
— Zosia, musisz znaleźć coś dla siebie — powiedziała stanowczo. — Może zapiszesz się na kurs tańca albo zaczniesz chodzić na jogę?
Pokręciłam głową. — Nie umiem żyć bez mojego syna.
Basia uśmiechnęła się smutno.
— On zawsze będzie twoim dzieckiem. Ale teraz ma swoją rodzinę. Ty też musisz mieć swoje życie.
Wieczorem długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. W końcu zadzwoniłam do Michała.
— Synku… Chciałam ci powiedzieć, że już nie będę ci przynosić jedzenia bez zapowiedzi. Jeśli będziesz czegoś potrzebował — zawsze możesz zadzwonić.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Dziękuję, mamo — powiedział w końcu cicho. — Kocham cię.
Odłożyłam słuchawkę ze łzami w oczach. Może to właśnie jest dorosłość — nauczyć się odpuszczać?
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można nauczyć się żyć tylko dla siebie? Czy matka kiedykolwiek przestaje martwić się o swoje dziecko? Może każda z nas musi znaleźć własną odpowiedź.