Intruzi w moim domu – historia, która zmieniła moje życie
Już od pierwszego kroku na klatce schodowej wiedziałam, że coś jest nie tak. Zimny podmuch powietrza uderzył mnie w twarz, a drzwi do mieszkania mojej mamy – tego, które jeszcze niedawno tętniło jej obecnością – były uchylone. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. W jednej dłoni ściskałam klucze, w drugiej torbę z rzeczami na sprzątanie. Miałam dziś zacząć porządkować jej rzeczy po śmierci – trzy miesiące zwlekałam z tą decyzją, bo każdy kąt tego mieszkania był jak rana. Ale nie spodziewałam się, że zanim zacznę walczyć z własnym bólem, będę musiała zmierzyć się z czymś znacznie gorszym.
Weszłam powoli do środka. W przedpokoju leżały obce buty – męskie adidasy i damskie kozaki na wysokim obcasie. Z kuchni dochodził zapach kawy i… śmiech. Kobiecy, młody, zupełnie niepasujący do tego miejsca. Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę wycofać się i zadzwonić na policję, ale coś mnie powstrzymało. Może to była ciekawość, może gniew, a może po prostu poczucie, że nie pozwolę nikomu zbezcześcić mojego domu.
– Halo?! – krzyknęłam, starając się zabrzmieć pewnie.
Cisza. Potem szelest i szybkie kroki. W drzwiach kuchni stanęła dziewczyna – może dwadzieścia pięć lat, długie rude włosy, ubrana w mój stary sweter z liceum. Za nią pojawił się chłopak – wysoki, zarośnięty, w dresie.
– Co wy tu robicie?! – głos mi się załamał.
Dziewczyna spojrzała na mnie z wyższością:
– A pani to kto?
– To jest mój dom! – krzyknęłam. – Wynoście się natychmiast!
Chłopak podszedł bliżej:
– Spokojnie, pani Anno… My tylko na chwilę. To… kuzynka pozwoliła.
Zatkało mnie. Kuzynka? Oczywiście! Marta – córka siostry mojej mamy. Od lat miała do mnie żal o podział spadku po babci. Ostatnio nawet groziła mi przez telefon: „Jeszcze zobaczysz, że to mieszkanie nie będzie tylko twoje!” Ale żeby posunąć się do czegoś takiego?
– Marta was tu wpuściła? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.
Dziewczyna wzruszyła ramionami:
– Powiedziała, że możemy tu pomieszkać, bo i tak pani tu nie bywa.
Poczułam, jak narasta we mnie furia. Przez chwilę miałam ochotę rzucić się na nich i wyrzucić za drzwi, ale opanowałam się. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Marty.
– Słucham? – odezwała się po kilku sygnałach.
– Co ty sobie wyobrażasz?! Wpuściłaś obcych ludzi do mieszkania mojej mamy?!
– To nie są obcy! To znajomi mojego chłopaka. Poza tym… mama zawsze mówiła, że dom jest dla rodziny.
– Ale nie dla twoich znajomych! Wynoście się stąd natychmiast albo dzwonię na policję!
Rozłączyła się bez słowa. Wróciłam do kuchni. Dziewczyna już pakowała swoje rzeczy do torby.
– Przepraszam… Myśleliśmy, że pani nie będzie miała nic przeciwko – powiedziała cicho.
– Macie pięć minut – syknęłam.
Wyszli bez słowa. Zamknęłam za nimi drzwi na dwa zamki i usiadłam na podłodze w przedpokoju. Łzy same napłynęły mi do oczu. Jak to możliwe, że własna rodzina potrafi być tak podła? Przecież Marta zawsze była zazdrosna o wszystko: o to, że skończyłam studia w Warszawie, o to, że mama zostawiła mi mieszkanie… Ale żeby posunąć się do włamania?
Wieczorem zadzwoniła do mnie ciotka Helena – matka Marty.
– Aniu, co ty wyprawiasz? Marta płacze! Mówiła, że wyrzuciłaś jej przyjaciół na bruk!
– Przyjaciół?! To byli intruzi! Weszli tu bez mojej zgody!
– Przesadzasz. Trochę empatii by ci się przydało. Marta ma ciężko w życiu…
– A ja co? Myślisz, że mi jest lekko po śmierci mamy? Że łatwo mi tu wracać?
Rozłączyłam się bez słowa. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem taka zimna? Czy powinnam była pozwolić im zostać? Ale przecież to był mój dom! Moje wspomnienia!
Następnego dnia rano pod drzwiami pojawiła się Marta z matką.
– Aniu, musimy porozmawiać – zaczęła ciotka Helena.
Wpuściłam je do środka z ciężkim sercem.
– Chciałyśmy ci tylko powiedzieć… – zaczęła Marta ze łzami w oczach – …że czujemy się przez ciebie odtrącone. Ty zawsze wszystko dostajesz, a my musimy walczyć o każdy grosz!
– To nieprawda! – przerwałam jej ostro. – Mama zostawiła mi mieszkanie, bo opiekowałam się nią przez ostatnie lata! Ty nawet nie zadzwoniłaś do niej przez pół roku!
Zapadła cisza. Ciotka Helena spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Jesteś taka sama jak twoja matka… Zawsze musisz mieć ostatnie słowo.
Wtedy pękłam.
– Może dlatego was tu nie chciała! Bo nigdy nie potrafiłyście być rodziną!
Wybuchła awantura jakiej dawno nie było. Krzyki słychać było pewnie na całej klatce schodowej. W końcu ciotka z Martą trzasnęły drzwiami i wyszły.
Przez kolejne dni czułam się jak wrak człowieka. Nie miałam siły ani sprzątać rzeczy po mamie, ani wracać do pracy. Wszystko wydawało mi się bez sensu. Dopiero po tygodniu zadzwonił do mnie Bartek – mój młodszy brat.
– Słyszałem o tej aferze z Martą… Nie przejmuj się nimi. Zawsze byli pazerni na cudze.
– Ale to przecież rodzina…
– Rodzina to nie tylko krew. To ci, którzy są przy tobie wtedy, gdy najbardziej tego potrzebujesz.
Te słowa dały mi siłę. Zaczęłam powoli porządkować mieszkanie mamy. Każda rzecz bolała jak zadra pod paznokciem: jej ulubiony kubek z napisem „Najlepsza Mama”, stare zdjęcia z wakacji nad Bałtykiem… Ale wiedziałam już jedno: nie pozwolę nikomu więcej wejść w moje życie bez mojej zgody.
Kilka tygodni później dostałam list polecony od Marty – żądała połowy wartości mieszkania albo oddania jej części spadku. Sprawa trafiła do sądu rodzinnego. Kolejne miesiące upłynęły mi na rozprawach, przesłuchaniach świadków i przepychankach prawników. Każde spotkanie z Martą było jak otwieranie starej rany.
W końcu sąd przyznał mi rację – mieszkanie należało do mnie zgodnie z testamentem mamy. Marta wyszła z sali rozpraw ze łzami w oczach i już nigdy więcej się do mnie nie odezwała.
Dziś mieszkam tu sama – czasem czuję się samotna, czasem silna jak nigdy wcześniej. Nauczyłam się jednego: dom to nie tylko ściany i meble, ale przede wszystkim ludzie i wspomnienia. I choć czasem najgorsi intruzi to ci najbliżsi krwią, to właśnie dzięki nim odkrywamy swoją prawdziwą wartość.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy mogłam postąpić inaczej? Czy rodzina zawsze musi oznaczać ból i walkę o swoje? Może czasem trzeba zamknąć drzwi nawet przed tymi, których kochaliśmy najbardziej… Co wy byście zrobili na moim miejscu?