Nie mogę mieć dzieci, bo mój tata uważa, że najpierw muszą dorosnąć moje siostrzeńcy. Czy naprawdę jestem skazana na czekanie przez błędy innych?

– Nie możesz teraz mieć dzieci, Aniu. Poczekaj, aż chłopcy dorosną – głos taty był twardy jak stal, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.

Stałam w kuchni, trzymając w dłoniach kubek z herbatą, który nagle stał się zbyt ciężki. Za oknem padał deszcz, a krople bębniły o parapet w rytm moich przyspieszonych myśli. Tata siedział przy stole, z gazetą rozłożoną przed sobą, jakby ta rozmowa była tylko kolejnym punktem dnia. Mama milczała, krzątając się przy zlewie, ale widziałam jej napięte ramiona.

– Tato, mam trzydzieści dwa lata. Michał i Bartek to nie moje dzieci – powiedziałam cicho, próbując nie podnieść głosu.

– Ale są twoimi siostrzeńcami. Twój brat nie daje sobie rady. Ty musisz mu pomóc. Rodzina jest najważniejsza – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

Zacisnęłam palce na uchwycie kubka tak mocno, że aż zabolało. Michał i Bartek to synowie mojego młodszego brata, Pawła. Paweł od zawsze był oczkiem w głowie taty. To dla niego tata kupił pierwszy komputer, to jemu pozwalał wracać późno do domu, to jego zawsze bronił przed mamą i mną. Ja miałam być tą odpowiedzialną, cichą córką, która nie sprawia problemów.

Paweł nigdy nie dorósł do roli ojca. Zostawiła go żona – nie wytrzymała jego wiecznych imprez i braku pracy. Chłopcy zostali z nim na kilka miesięcy, ale szybko okazało się, że Paweł nie radzi sobie nawet z własnym życiem, a co dopiero z wychowaniem dzieci. Tata oczywiście stanął za nim murem. „On się jeszcze ogarnie” – powtarzał wszystkim dookoła.

Tyle że minęły już dwa lata. Michał ma dziewięć lat i coraz częściej ucieka z lekcji. Bartek jest młodszy o trzy lata i zaczyna jąkać się ze stresu. Mama płacze po nocach, a ja… Ja czuję się jak więzień cudzych błędów.

Mój mąż, Tomek, od dawna marzy o dziecku. Rozmawialiśmy o tym setki razy. Oboje mamy stabilną pracę, wynajmujemy mieszkanie na Ursynowie i odkładamy na wkład własny do kredytu. Ale za każdym razem, gdy temat schodzi na dzieci, czuję w gardle gulę strachu i poczucia winy.

– Aniu, nie możemy wiecznie czekać – powiedział mi ostatnio Tomek, patrząc mi prosto w oczy. – Rozumiem twoją rodzinę, ale my też jesteśmy rodziną.

Wiem, że ma rację. Ale za każdym razem słyszę w głowie głos taty: „Rodzina jest najważniejsza”. Tylko czyja rodzina? Dlaczego zawsze moja musi być na końcu?

Wczoraj wieczorem Paweł zadzwonił do mnie pijany.

– Anka… możesz zabrać chłopaków na weekend? Ja muszę… muszę odpocząć.

Nie pierwszy raz słyszałam ten tekst. Zawsze „musi odpocząć” albo „załatwić coś ważnego”. A potem widzę zdjęcia na Facebooku – Paweł z kolegami w klubie albo na meczu.

Zgodziłam się. Bo co miałam zrobić? Michał i Bartek przyjechali do nas w sobotę rano. Byli cisi i wycofani. Michał nie chciał jeść śniadania.

– Tata powiedział, że jesteśmy problemem – rzucił nagle.

Zamarłam. Tomek spojrzał na mnie bezradnie.

– Nie jesteście żadnym problemem – powiedziałam stanowczo i przytuliłam chłopców najmocniej jak potrafiłam.

Wieczorem usiedliśmy z Tomkiem na kanapie.

– Aniu… ile jeszcze tak wytrzymasz? – zapytał cicho.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież nie mogę zostawić chłopców samych sobie. Ale czy to znaczy, że mam poświęcić własne życie? Własne marzenia?

W niedzielę rano zadzwoniła mama.

– Tata mówi, żebyś nie robiła problemów. Paweł musi mieć czas dla siebie. Ty masz czas na dzieci jeszcze całe życie…

Poczułam wściekłość tak silną, że aż zakręciło mi się w głowie.

– Mamo! To nie jest sprawiedliwe! Dlaczego wszyscy udajemy, że wszystko jest w porządku? Paweł nie jest dzieckiem! A ja mam czekać w nieskończoność?

Mama zaczęła płakać do słuchawki.

– Aniu… proszę cię…

Rozłączyłam się i pierwszy raz od dawna rozpłakałam się przy Tomku.

– Musimy coś zmienić – powiedziałam przez łzy. – Nie mogę już dłużej żyć dla innych.

Tomek objął mnie mocno.

– To twoje życie. Twoja decyzja.

Następnego dnia poszłam do taty. Siedział w swoim fotelu i oglądał wiadomości.

– Tato… Chcę mieć dziecko. I będę je miała – powiedziałam stanowczo.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– A chłopcy? Kto im pomoże?

– Ty im pomóż. Albo Paweł niech w końcu dorośnie. Ja już zrobiłam wszystko, co mogłam.

Wyszedł z pokoju bez słowa.

Od tamtej pory nie rozmawiamy ze sobą tak często jak kiedyś. Mama próbuje łagodzić sytuację, ale wiem, że tata czuje się zdradzony. Paweł przestał się odzywać – chyba obraził się na dobre.

Ale ja pierwszy raz od lat czuję się wolna. Z Tomkiem zaczynamy starać się o dziecko i wiem, że to była dobra decyzja.

Czasem jednak budzę się w nocy i pytam siebie: czy naprawdę można być szczęśliwym, jeśli ktoś inny przez to cierpi? Czy jestem egoistką… czy po prostu zaczynam żyć dla siebie?