Miłość, rodzina i zdrada: Historia, której nie chciałam przeżyć
— Naprawdę nie zamierzasz dziś odwiedzić babci? — zapytałam Agnieszkę, stojąc w progu ich mieszkania. Moje serce waliło jak młot. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywał tylko szum telewizora. Agnieszka nawet nie podniosła wzroku znad telefonu.
— Nie mam czasu, Magda. Mam swoje życie — odpowiedziała chłodno, a jej głos był jak lód. — Poza tym to nie moja babcia.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Przecież jeszcze pół roku temu wszystko wyglądało inaczej. Wtedy byłam przekonana, że rodzina to coś więcej niż tylko wspólne zdjęcia na święta.
Moi rodzice zawsze powtarzali, że trzeba sobie pomagać. Kiedy z mężem kupowaliśmy dom na obrzeżach Krakowa, to oni wyłożyli większość wkładu własnego. Byłam im za to wdzięczna i czułam się zobowiązana. Wiedziałam jednak, że brat — Tomek — też nie zostanie z pustymi rękami. Babcia zostawiła mu w spadku swoje mieszkanie na Kazimierzu. Było jasne, że tak będzie: Tomek był jej oczkiem w głowie.
Pół roku po śmierci babci Tomek ożenił się z Agnieszką. Wszyscy byliśmy szczęśliwi — przynajmniej na początku. Agnieszka wydawała się ciepłą, otwartą osobą. Szybko jednak okazało się, że pod maską uśmiechu kryje się ktoś zupełnie inny.
Zaczęło się niewinnie. Najpierw Agnieszka narzekała na bałagan w mieszkaniu po babci. Potem przestała gotować obiady — Tomek coraz częściej zamawiał pizzę albo jadł na mieście. Kiedy mama poprosiła ją o pomoc przy opiece nad dziadkiem (który po śmierci babci stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie), Agnieszka wzruszyła ramionami.
— Przecież to nie moja rodzina — powtarzała.
Tomek próbował ją tłumaczyć. — Daj jej czas, Magda. Nowe miejsce, nowe obowiązki…
Ale czas mijał, a Agnieszka stawała się coraz bardziej bezczelna. Zaczęła ignorować nasze telefony, nie odbierała wiadomości od mamy. Kiedy przychodziłam do nich z zakupami dla dziadka, patrzyła na mnie z pogardą.
— Po co się tak starasz? — zapytała kiedyś z przekąsem. — Myślisz, że dostaniesz coś jeszcze w spadku?
Zamarłam. Nigdy nie myślałam o rodzinie w kategoriach pieniędzy czy majątku. Ale wiedziałam, że dla Agnieszki to właśnie było najważniejsze.
Najgorsze przyszło w listopadzie, kiedy dziadek trafił do szpitala po upadku. Tomek był wtedy na delegacji w Warszawie. Zadzwoniłam do Agnieszki z prośbą o pomoc.
— Nie mogę — odpowiedziała bez emocji. — Mam spotkanie z koleżankami.
Wtedy coś we mnie pękło. Pojechałam do szpitala sama, a potem przez kilka tygodni opiekowałam się dziadkiem niemal codziennie. Mama była wykończona psychicznie i fizycznie; ojciec miał problemy z sercem i nie mógł dźwigać.
Tomek wrócił i próbował ratować sytuację. — Porozmawiam z Agnieszką — obiecał.
Ale rozmowa nic nie zmieniła. Agnieszka była coraz bardziej arogancka. Zaczęła urządzać głośne imprezy w mieszkaniu po babci, zapraszała znajomych, którzy zostawiali po sobie bałagan i hałasowali do rana.
Mama płakała w nocy; ojciec zamykał się w swoim pokoju i milczał godzinami.
Pewnego dnia przyszłam do nich bez zapowiedzi. Zastałam Agnieszkę siedzącą na kanapie z kieliszkiem wina w ręku.
— Co ty tu robisz? — rzuciła z irytacją.
— Przyszłam zobaczyć, jak się czujesz…
— Nie potrzebuję twojej litości — przerwała mi ostro. — Może zajmij się swoim życiem?
Wyszłam stamtąd ze łzami w oczach. Czułam się bezsilna i upokorzona.
Wkrótce potem Tomek zaczął coraz częściej nocować poza domem. Mówił mi przez telefon:
— Nie wiem już, co robić… Ona mnie nie słucha, Magda. Wszystko jej przeszkadza: rodzina, obowiązki… Nawet ja.
Zaczęły krążyć plotki, że Agnieszka spotyka się z kimś innym. Nie chciałam wierzyć w takie rzeczy — przecież to matka moich przyszłych bratanków! Ale kiedy zobaczyłam ją przypadkiem w kawiarni z obcym mężczyzną, śmiejącą się i trzymającą go za rękę… Coś we mnie umarło.
Tomek dowiedział się o wszystkim ostatni. Przyszedł do mnie wieczorem, blady jak ściana.
— Magda… Ona mnie zdradzała od miesięcy.
Przytuliłam go mocno i oboje płakaliśmy jak dzieci.
Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Dziadek już nie żyje; mama powoli dochodzi do siebie po załamaniu nerwowym. Tomek mieszka sam w pustym mieszkaniu po babci i próbuje poukładać sobie życie na nowo.
Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy mogliśmy coś zrobić inaczej? Czy można było uratować rodzinę przed rozbiciem? A może czasem trzeba pozwolić odejść tym, którzy nigdy nie chcieli być jej częścią?