Wynajęłam pokój nieznajomej – i straciłam wszystko, co kochałam
Wszystko zaczęło się od telefonu, który przerwał ciszę mojego mieszkania. – Witam! Dzwonię w sprawie pokoju! – usłyszałam niepewny, młody głos. Nie miałam wtedy pojęcia, że ten jeden telefon przewróci moje życie do góry nogami.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją – Magdę. Wyglądała jakby uciekła z lekcji WF-u: zniszczone dżinsy, wyblakły sweter, trampki z dziurą na palcu. Ale jej oczy… wielkie, niebieskie, czyste jak jezioro na Mazurach. Przez chwilę poczułam ukłucie współczucia, ale zaraz wróciła moja surowość.
– Wejdź – rzuciłam krótko. – Prądu nie marnować, wody oszczędzać, żadnych gości i porządek ma być! Pytania?
Magda tylko skinęła głową. – Tak, rozumiem.
– Uległa – pomyślałam z satysfakcją. – Ze wsi pewnie.
Nie myliłam się. W rozmowie wyszło, że pochodzi z małej miejscowości pod Sieradzem, a do Łodzi przyjechała na studia weterynaryjne. – Świnie leczyć będziesz? – rzuciłam z przekąsem.
– I świnie, i konie, i psy… Wszystkie zwierzęta zasługują na pomoc – odpowiedziała spokojnie.
Nie wiedziałam jeszcze, że ta jej łagodność stanie się moim przekleństwem.
Początkowo Magda była idealną lokatorką. Cicha, schludna, gotowała sobie sama (jej naleśniki były lepsze niż mojej mamy!), czasem nawet częstowała mnie obiadem. Zaczęłyśmy rozmawiać wieczorami przy herbacie. Zaczęłam ją lubić… aż do dnia, gdy wrócił mój syn – Bartek.
Bartek był moim oczkiem w głowie. Wychowywałam go sama po tym, jak jego ojciec zostawił nas dla młodszej kobiety. Bartek był wszystkim, co miałam. Pracował za granicą przez pół roku, a gdy wrócił – od razu zauważył Magdę.
– Mamo, kto to? – zapytał pierwszego wieczoru.
– Lokatorka. Magda. Ze wsi – odpowiedziałam chłodno.
Ale już widziałam ten błysk w jego oczach. Zaczęli rozmawiać w kuchni, śmiać się razem. Bartek jadł jej naleśniki i patrzył na nią tak, jak nigdy nie patrzył na mnie. Poczułam zazdrość tak silną, że aż mnie zabolało.
Z dnia na dzień zaczęłam widzieć w Magdzie tylko wroga. Nagle wszystko robiła źle: podłoga źle umyta, pranie nie tak rozwieszone, nawet jej naleśniki przestały mi smakować.
Wieczorami płakałam w poduszkę. – Ona mi go zabiera…
Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Haliny:
– Halina, ona go omotała! Bartek patrzy na nią jak cielę na malowane wrota!
– Uważaj, Jola… młode są sprytne. Jeszcze cię wygryzie z własnego domu!
Te słowa tylko dolały oliwy do ognia.
Zaczęłam knuć. Może znajdę coś na Magdę? Może ją przyłapię na czymś podejrzanym? Przeszukiwałam jej rzeczy pod pretekstem sprzątania, ale nic nie znalazłam. Była czysta jak łza.
Aż pewnego dnia Bartek wrócił z pracy z bukietem tulipanów i pierścionkiem.
– Mamo… Oświadczyłem się Magdzie. Chcemy razem zamieszkać.
Świat mi się zawalił. Krzyczałam:
– Jak możesz?! Po pół roku znajomości? Z jakąś wieśniarą?
– Mamo! Nie mów tak o niej!
– To ja cię wychowałam! Ja ci wszystko dałam! A ty…
Bartek tylko spojrzał na mnie z rozczarowaniem i wyszedł trzaskając drzwiami.
Następnego dnia zniknęły moje złote kolczyki po babci. Wiedziałam, że to moja szansa.
– Magda! Gdzie są moje kolczyki?!
– Nie wiem… Przysięgam!
– Kto miał dostęp do mojego pokoju? Tylko ty!
Bartek przeszukał mieszkanie i… znalazł kolczyki w mojej własnej torebce. Zapomniałam, że je tam schowałam przed remontem.
– Mamo… Jak mogłaś ją oskarżyć?
– To przez stres… Przepraszam…
– Nie wierzę ci już… Wyprowadzamy się.
I tak zostałam sama. Bartek i Magda wynajęli kawalerkę na Retkini. Przez kilka miesięcy nie odbierali moich telefonów. Chodziłam po domu jak cień. Nawet Halina przestała dzwonić.
Pewnego dnia dostałam telefon ze szpitala: Bartek miał wypadek samochodowy. Serce mi stanęło ze strachu. Pobiegłam tam natychmiast.
W drzwiach minęłam Magdę. Była blada i zapłakana.
– Jola… On pyta o ciebie cały czas…
Weszłam do sali. Bartek leżał z bandażem na głowie.
– Mamo… Przepraszam cię za wszystko…
– To ja powinnam przeprosić…
Popłakaliśmy się oboje.
Po wyjściu ze szpitala Magda zaproponowała:
– Może zamieszkamy razem? Będzie nam łatwiej…
Zgodziłam się ze łzami w oczach.
Dziś mieszkamy wszyscy razem w domu pod Sieradzem – ja, Bartek, Magda i ich córeczka Zosia. Pomagam przy wnuczce i gospodarstwie Magdy rodziców. Czasem patrzę na Magdę i myślę: ile razy można się pomylić co do człowieka?
Czy zazdrość matki zawsze musi prowadzić do tragedii? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś takiemu jak ja?