Moja córka wstydzi się mnie, bo nie stać mnie na prezenty – czy bieda odbiera mi prawo do bycia matką?
– Mamo, nie musiałaś przynosić tego ciasta – Zosia spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, ale jej oczy zdradzały napięcie. Stałam w przedpokoju ich nowego domu pod Warszawą, trzymając w rękach blaszane pudełko z drożdżowym, które piekłam całą noc. W powietrzu unosił się zapach świeżo malowanych ścian i perfum jej teściowej, pani Grażyny, która już od progu patrzyła na mnie z góry.
– To tylko drobiazg, Zosiu. Wiem, że lubisz z wiśniami – odpowiedziałam cicho, czując jak serce ściska mi się w piersi. Przez chwilę miałam nadzieję, że Zosia przytuli mnie jak dawniej, ale ona tylko odsunęła się na bok, bym mogła wejść.
W salonie czekał już jej mąż, Tomek, i jego rodzice. Stół uginał się od potraw – łosoś, krewetki, sery z Francji. Moje ciasto wyglądało przy tym jak relikt z innej epoki. Pani Grażyna uśmiechnęła się uprzejmie:
– O, domowe wypieki! Jak miło. My zwykle zamawiamy z cukierni Sowy, ale domowe to domowe.
Zosia nie spojrzała mi w oczy przez cały obiad. Rozmawiali o wakacjach na Malediwach, o nowym samochodzie Tomka. Ja milczałam, czując się coraz mniejsza. Kiedy próbowałam opowiedzieć o moich uczniach z podstawówki, nikt nie słuchał.
Po obiedzie Zosia zaproponowała spacer po ogrodzie. Szłyśmy w milczeniu między tujami i rododendronami.
– Mamo… – zaczęła nagle. – Wiesz… może następnym razem nie przynoś niczego. Teściowa zawsze wszystko przygotowuje i…
– Przepraszam – przerwałam jej drżącym głosem. – Chciałam tylko…
– Wiem, ale… – Zosia spojrzała gdzieś w bok. – Oni są inni. Nie chcę, żebyś się źle czuła.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy ona naprawdę się mnie wstydzi? Czy moja bieda jest dla niej powodem do wstydu?
Wróciłam do mojego małego mieszkania na Pradze późnym wieczorem. Usiadłam przy kuchennym stole i patrzyłam na stare zdjęcie Zosi z czasów, gdy była jeszcze dzieckiem. Wtedy wystarczały jej moje ramiona i ciepłe kakao. Teraz wystarcza jej luksus.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Halina.
– I jak było u córki? – zapytała z troską.
– Dobrze… – skłamałam. – Wszystko dobrze.
Ale nie było dobrze. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie. Przypomniałam sobie wszystkie lata, kiedy sama wychowywałam Zosię po śmierci jej ojca. Każda złotówka była wtedy na wagę złota. Nigdy nie miałyśmy wiele, ale miałyśmy siebie.
Kilka dni później Zosia zadzwoniła.
– Mamo, mogłabyś pożyczyć mi trochę pieniędzy? Tomek zapomniał zapłacić za przedszkole Antka i…
Zatkało mnie.
– Zosiu… Ja mam tylko emeryturę. Ledwo starcza mi na leki i czynsz…
– Wiem – westchnęła ciężko. – Przepraszam, nie powinnam była pytać.
Chciałam jej pomóc, ale nie mogłam. Po tej rozmowie długo płakałam. Czułam się bezużyteczna jako matka.
Tydzień później przyszło zaproszenie na urodziny Antka. Wiedziałam, że nie stać mnie na drogi prezent jak resztę rodziny Tomka. Kupiłam więc mały zestaw klocków i własnoręcznie uszyłam mu pluszowego misia ze starego swetra.
Na przyjęciu Antek rozpakował prezent ode mnie ostatni. Kiedy zobaczył misia, uśmiechnął się szeroko i od razu przytulił go do siebie.
– Babciu, to dla mnie? – zapytał z niedowierzaniem.
– Tak, kochanie – odpowiedziałam ze łzami w oczach.
Zosia patrzyła na mnie przez chwilę bez słowa. Potem podeszła i ścisnęła moją dłoń.
Po imprezie usiadłyśmy razem w kuchni.
– Mamo… przepraszam za wszystko – powiedziała cicho. – Czasem czuję się rozdarta między dwoma światami. Chciałabym być dumna z tego, kim jestem… ale czasem boję się oceny innych.
Objęłam ją mocno.
– Zosiu, pieniądze nie są wszystkim. Najważniejsze to mieć serce i pamiętać skąd się pochodzi.
Nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę czuć ten ból odrzucenia. Ale wiem jedno: jestem matką i kocham moją córkę bez względu na wszystko.
Czy naprawdę bieda odbiera nam prawo do miłości i dumy? Czy pieniądze mogą zastąpić ciepło rodzinnych więzi?