Kiedy matka powiedziała „nie”: Jak uratowałam cudze małżeństwo
Smażyłam właśnie cukinię na patelni, kiedy usłyszałam stanowcze pukanie do drzwi. Zapach podsmażanych warzyw mieszał się z niepokojem, który nagle ścisnął mi serce. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Marka — mojego syna. Stał tam z torbą podróżną, zmęczony, z podkrążonymi oczami.
— Mamo, odszedłem od Ewy — powiedział bez żadnych wstępów, jakby bał się, że jeśli nie powie tego od razu, to się rozmyśli.
Zamarłam. Przez chwilę patrzyłam na niego w milczeniu, próbując zrozumieć, czy dobrze słyszę. Przecież jeszcze tydzień temu opowiadał mi o planach na wspólny urlop z Ewą.
— Jak to „odszedłeś”? — zapytałam cicho, czując jak łyżka wypada mi z ręki i uderza o blat.
Marek wzruszył ramionami i wszedł do środka, jakby to był jego dom, a nie miejsce, do którego wraca się po porażce.
— Znudziła mi się. Ani gotować nie umie, ani w domu porządku utrzymać, ciągle tylko ta jej praca i praca… — zaczął wyliczać zniecierpliwiony.
Poczułam narastający gniew. Przez lata starałam się nauczyć go szacunku do drugiego człowieka, a teraz słyszę takie słowa. Przypomniałam sobie Ewę — cichą, spokojną dziewczynę, która zawsze przynosiła mi kwiaty na imieniny i pomagała w ogrodzie. Wiedziałam, że ciężko pracuje jako pielęgniarka i często wraca do domu wykończona.
— Marek, co ty wygadujesz? — zapytałam ostro. — Przecież wiedziałeś, że Ewa pracuje na zmiany. Sam mówiłeś, że podziwiasz ją za to, jak sobie radzi.
Syn spojrzał na mnie z wyrzutem.
— Ale ja mam już dość! Chcę normalnego życia! Chcę wracać do domu i mieć obiad na stole! — krzyknął nagle, jakby cała frustracja ostatnich miesięcy wylała się z niego jednym tchem.
Usiadłam ciężko przy stole. W głowie kłębiły mi się myśli: czy to ja popełniłam błąd wychowawczy? Czy powinnam była bardziej go przygotować do życia?
— Marek… — zaczęłam spokojniej. — A ty? Ty jej pomagasz? Gotujesz czasem? Sprzątasz?
Zamilkł. Widziałam po jego minie, że nie spodziewał się takiego pytania.
— Pracuję przecież! — rzucił obronnie.
— Ona też pracuje. I to ciężej niż ty — odpowiedziałam stanowczo.
Zapadła cisza. Słychać było tylko skwierczenie cukinii na patelni i nasze ciężkie oddechy.
— Mamo… ja nie chcę tam wracać — powiedział w końcu cicho. — Potrzebuję odpocząć.
Wstałam i podeszłam do okna. Za szybą padał deszcz, krople spływały po szkle jak łzy. Przypomniałam sobie własne małżeństwo z ojcem Marka — ile razy miałam ochotę wszystko rzucić i odejść. Ale wtedy nie było gdzie uciec. Trzeba było rozmawiać, walczyć o siebie nawzajem.
Odwróciłam się do syna.
— Marek, nie mogę ci pozwolić zostać tutaj na dłużej — powiedziałam stanowczo. — To nie jest rozwiązanie. Jeśli uciekasz od problemów, one cię dogonią wszędzie.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
— Mamo?! Ty mnie wyrzucasz?
— Nie wyrzucam cię. Daję ci szansę naprawić to, co zepsułeś. Porozmawiaj z Ewą. Spróbuj ją zrozumieć. Jeśli naprawdę nie możesz już z nią być — wtedy pogadamy. Ale teraz… teraz musisz wrócić do domu i spróbować jeszcze raz.
Marek spuścił głowę. Widziałam łzy w jego oczach — pierwszy raz od lat widziałam go tak zagubionego.
— A jeśli ona mnie nie zechce? Jeśli już za późno?
Podeszłam do niego i przytuliłam go mocno.
— Jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz.
Tego wieczoru Marek długo siedział w kuchni, milcząc i patrząc w okno. W końcu spakował torbę i wyszedł w deszczową noc. Patrzyłam za nim z ciężkim sercem, ale wiedziałam, że postąpiłam słusznie.
Następne dni były dla mnie koszmarem. Nie spałam po nocach, zastanawiając się, czy nie byłam zbyt surowa. Czy matka powinna odmawiać własnemu dziecku schronienia? Czy powinnam była go przytulić i pozwolić zostać?
Po tygodniu zadzwoniła Ewa.
— Pani Jadwigo… chciałam podziękować — powiedziała cicho przez telefon. — Marek wrócił. Rozmawialiśmy całą noc. Powiedział mi wszystko… I ja też mu powiedziałam, co czuję. Może jeszcze nie wszystko naprawione, ale… próbujemy od nowa.
Łzy popłynęły mi po policzkach. Poczułam ulgę i dumę jednocześnie.
Wieczorem Marek zadzwonił do mnie sam.
— Mamo… dziękuję ci za to „nie”. Gdybyś mnie wtedy przyjęła, pewnie już bym nie wrócił do Ewy… a teraz wiem, że chcę walczyć o nas.
Odłożyłam słuchawkę i długo siedziałam w ciszy. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: czasem największą miłością jest umieć powiedzieć „nie”.
Czy każda matka potrafiłaby postąpić tak samo? Czy zawsze mamy prawo ingerować w życie naszych dorosłych dzieci? Czasem zastanawiam się: gdzie kończy się troska, a zaczyna odpowiedzialność za własne wybory?