Babka zostawiła nam dom, ale mama nie pozwoliła nam w nim żyć po swojemu. Oto jak walczyłyśmy o własne życie i godność.
— Co wyście zrobiły?! — głos mamy przeszył ciszę jak nóż. Stała w progu, trzymając w ręku torbę z zakupami, a jej twarz była czerwona z gniewu. — Kto wam pozwolił zmieniać zamki w MOIM domu?
Spojrzałam na Naśkę. Jej dłonie drżały, ale nie spuszczała wzroku z mamy. — To nie jest twój dom, mamo. Babcia zapisała go nam. Masz gdzie mieszkać, a my chcemy tu żyć po swojemu — powiedziała cicho, ale stanowczo.
Wiedziałam, że to początek burzy. Mama rzuciła torbę na podłogę, a jabłka potoczyły się po korytarzu. — Po swojemu? Po swojemu?! To ja was wychowałam, to ja tu sprzątałam, gotowałam, dbałam o wszystko! A wy… wy chcecie mnie wyrzucić na bruk?!
Zacisnęłam pięści. — Mamo, nikt cię nie wyrzuca. Chcemy tylko trochę prywatności. Nie możemy wiecznie żyć pod twoim nadzorem.
Mama spojrzała na mnie tak, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. — Jesteście niewdzięczne. Babcia przewraca się w grobie!
To był ten moment, kiedy poczułam, że coś we mnie pęka. Przez całe życie mama była królową naszego świata. Jej słowo było prawem, jej humor decydował o atmosferze w domu. Nawet kiedy dorosłyśmy, nie pozwalała nam oddychać bez jej zgody.
Kiedy babcia zmarła i zostawiła nam dom w testamencie, myślałyśmy naiwnie, że to będzie nowy początek. Że w końcu będziemy mogły urządzić życie po swojemu — ja i Naśka, dwie dorosłe kobiety, które nigdy nie nauczyły się być niezależne.
Ale mama nie zamierzała oddać kontroli. Każda nasza decyzja była przez nią kwestionowana: kolor ścian w salonie, wybór mebli, nawet to, co kupujemy do lodówki. Gdy raz zaprosiłam przyjaciółkę na noc, zrobiła mi awanturę taką, że przez tydzień nie mogłam spać.
Naśka próbowała rozmawiać z mamą spokojnie. — Mamo, przecież możesz tu mieszkać z nami. Ale musisz zrozumieć, że to już nie jest tylko twój dom.
Mama śmiała się wtedy gorzko. — Wy nic nie rozumiecie. Bez was bym tu zgniła ze starości! A teraz chcecie mnie odsunąć na bok jak starego psa!
Przez kilka tygodni żyłyśmy jak na polu minowym. Mama chodziła po domu jak cień, podsłuchiwała nasze rozmowy, przeszukiwała nasze rzeczy. Kiedy raz znalazła u mnie paczkę papierosów, zrobiła mi awanturę jak za liceum.
Pewnej nocy usłyszałam płacz Naśki w łazience. Siedziała na podłodze i tuliła kolana do piersi.
— Nie dam rady… Ona mnie wykończy…
Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.
— Musimy coś zrobić. Albo ona nas zniszczy, albo my musimy postawić granice.
I wtedy podjęłyśmy decyzję: zmieniamy zamki.
Zrobiłyśmy to rano, kiedy mama była u fryzjera. Czułam się jak złodziejka we własnym domu. Ale wiedziałam, że to jedyny sposób.
Kiedy wróciła i nie mogła wejść do środka, zaczęła walić pięściami w drzwi i krzyczeć tak głośno, że sąsiedzi wyszli na klatkę schodową.
— Otwórzcie! To mój dom! Policję wezwę!
Otworzyłyśmy drzwi i próbowałyśmy jej wszystko wyjaśnić. Ale ona już nas nie słuchała.
— Jesteście potworami! Zniszczyłyście mi życie!
Przez kolejne dni mama spała u sąsiadki i rozsyłała po rodzinie wiadomości pełne żalu i oskarżeń. Ciotka Halina zadzwoniła do mnie z pretensjami:
— Jak mogłyście zrobić coś takiego własnej matce? Przecież ona was kocha!
Ale nikt nie widział tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami naszego domu: tych cichych szantaży emocjonalnych, tych spojrzeń pełnych pogardy, tych słów raniących głębiej niż nóż.
Naśka zaczęła mieć ataki paniki. Ja przestałam sypiać. Każdy dźwięk na klatce schodowej sprawiał, że serce podchodziło mi do gardła.
Pewnego dnia mama przyszła pod drzwi z walizką.
— Albo mnie wpuszczacie, albo idę na policję i do sądu! Zobaczymy wtedy, kto wygra!
Wpuściłyśmy ją. Ale już nic nie było takie samo. W domu panowała cisza gęsta jak mgła przed burzą. Mama chodziła obrażona, nie odzywała się do nas tygodniami.
Aż pewnego wieczoru usiadła naprzeciwko nas przy stole.
— Wiecie co? Może rzeczywiście powinnam się wyprowadzić. Skoro już mnie tu nie chcecie…
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.
— Mamo… Chcemy tylko mieć trochę spokoju. Chcemy być dorosłe.
Mama spojrzała na nas z takim bólem w oczach, że aż ścisnęło mi gardło.
— Ja też chciałam być kiedyś dorosła… Ale życie mi nie pozwoliło.
I wyszła do swojego pokoju.
Od tamtej pory próbujemy jakoś żyć razem — trzy kobiety pod jednym dachem, każda ze swoją raną i swoim żalem. Czasem myślę: czy naprawdę musiało tak być? Czy można było inaczej? Czy rodzina zawsze musi boleć?
Może ktoś z was zna odpowiedź…