Za stołem z rodzicami, którzy mnie nie poznali – Moja walka o tożsamość i przebaczenie

– Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? – zapytałam, z trudem ukrywając drżenie głosu. W zatłoczonej restauracji w centrum Łodzi nie było już żadnego innego stolika. Kobieta w średnim wieku spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem, a mężczyzna obok niej skinął głową. Usiadłam naprzeciwko nich, czując, jak serce wali mi jak oszalałe. Nie wiedzieli, kim jestem. Nie poznali mnie. A ja wiedziałam wszystko.

To byli moi rodzice. Ci sami, którzy siedemnaście lat temu zostawili mnie w szpitalu, tłumacząc się biedą i brakiem perspektyw. Przez lata w domu dziecka wyobrażałam sobie ten moment – spotkanie, które odmieni moje życie. Ale teraz, kiedy siedziałam naprzeciwko nich, czułam tylko pustkę i ból.

– Dzień dobry, nazywam się Zuzanna – powiedziałam cicho, próbując ukryć łamiący się głos.

– Miło nam, ja jestem Anna, a to mój mąż Marek – odpowiedziała kobieta, uśmiechając się uprzejmie. Jej oczy były takie same jak moje. Ten sam odcień zieleni, ta sama lekka zmarszczka przy lewym oku.

Zamówiliśmy jedzenie. Oni rozmawiali o codziennych sprawach – o pracy w urzędzie miasta, o remoncie mieszkania, o synu, który studiuje informatykę w Warszawie. Słuchałam ich głosów i miałam ochotę krzyczeć: „To ja! Wasza córka! Dlaczego mnie nie poznajecie?”

W głowie przewijały mi się obrazy z dzieciństwa: szare ściany domu dziecka, zapach chloru na korytarzach, wieczne poczucie bycia niechcianą. Przez lata zadawałam sobie pytanie: co ze mną było nie tak? Dlaczego mnie zostawili? Czy byłam za brzydka? Za trudna? Za bardzo przypominałam im o ich porażkach?

– Przepraszam, czy mają państwo dzieci? – zapytałam nagle, nie mogąc się powstrzymać.

Anna spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem.

– Tak, mamy syna. Michał ma dwadzieścia dwa lata. A pani?

Poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Michał… Mój brat. On miał wszystko to, czego ja nie dostałam: dom, miłość, poczucie bezpieczeństwa.

– Nie… Nie mam rodziny – skłamałam.

Marek spojrzał na mnie uważnie.

– Pani wygląda znajomo… Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy?

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć prawdę. Wykrzyczeć im w twarz cały swój ból i żal. Ale coś mnie powstrzymało. Może strach przed odrzuceniem po raz drugi? Może nadzieja, że jeśli nie powiem nic, ta chwila potrwa jeszcze trochę dłużej?

Rozmowa potoczyła się dalej. Opowiadali mi o swoim życiu – o tym, jak ciężko było im na początku, jak musieli walczyć o każdy grosz. O tym, jak bardzo kochają swojego syna i jak są z niego dumni.

Słuchałam ich i czułam narastającą złość. Dlaczego dla niego potrafili być dobrymi rodzicami, a dla mnie nie? Co się zmieniło przez te lata? Czy naprawdę byłam tylko błędem młodości?

Po obiedzie Anna zaproponowała kawę.

– Ma pani bardzo ładne oczy – powiedziała nagle. – Przypominają mi moją mamę.

Zacisnęłam dłonie na filiżance tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.

– Dziękuję – wyszeptałam.

Chciałam zapytać: „A mnie? Czy ja ci kogoś przypominam?” Ale nie miałam odwagi.

Kiedy wychodziliśmy z restauracji, Anna odwróciła się do mnie jeszcze raz.

– Życzę pani wszystkiego dobrego. Mam nadzieję, że znajdzie pani swoje miejsce na świecie.

Patrzyłam za nimi długo po tym, jak zniknęli za rogiem ulicy Piotrkowskiej. Czułam się pusta i zdradzona po raz kolejny. Ale jednocześnie coś we mnie pękło – jakby ciężar lat samotności i żalu zaczął powoli ustępować miejsca czemuś nowemu.

Wieczorem długo siedziałam na łóżku w wynajmowanym pokoju i płakałam. Próbowałam sobie wyobrazić inną wersję mojego życia – taką, w której dorastałam z nimi, w której miałam brata i rodzinę. Ale potem pomyślałam o ludziach z domu dziecka: o pani Grażynie, która nauczyła mnie piec ciasta; o Magdzie, mojej przyjaciółce z sąsiedniego pokoju; o wychowawcy panu Jacku, który zawsze powtarzał: „Nie jesteś tym, co ci się przydarzyło”.

Może rodzina to nie tylko więzy krwi? Może to ci ludzie, którzy byli przy mnie wtedy, kiedy najbardziej tego potrzebowałam?

Dziś jestem dorosłą kobietą. Mam pracę w bibliotece i kilku prawdziwych przyjaciół. Czasem jeszcze śni mi się tamten dzień przy stole – rozmowa z rodzicami, którzy mnie nie poznali. Ale już nie boli tak bardzo jak kiedyś.

Czy powinnam była im powiedzieć prawdę? Czy można wybaczyć coś takiego? A może prawdziwa rodzina to ta, którą wybieramy sercem?