Po śmierci męża znalazłam w szufladzie kopertę z moim imieniem: To, co było w środku, przewróciło moje życie do góry nogami

— Mamo, musisz coś zjeść — głos Agaty odbija się od ścian jak echo, ale ja nie reaguję. Siedzę na podłodze w sypialni, oparta o szafkę nocną, z pustym spojrzeniem wbitym w dywan. Pogrzeb był wczoraj. Wciąż czuję na sobie ciężar czarnych ubrań, zapach świec i wilgotnej ziemi. Mój mąż, Andrzej, nie lubił zamieszania. Nawet jego odejście było ciche, niemal niezauważalne.

Nie wiem, ile czasu minęło, zanim zauważyłam szufladę lekko uchyloną pod jego biurkiem. Zawsze miał tu porządek, wszystko na swoim miejscu. Przesunęłam palcami po drewnie, jakby to mogło przywołać go z powrotem. W środku leżała koperta. Biała, zwyczajna, ale z moim imieniem napisanym jego charakterystycznym pismem: „Maria”.

Serce zaczęło mi bić szybciej. Drżącymi dłońmi otworzyłam kopertę. W środku był list i zdjęcie. Na zdjęciu Andrzej stał obok kobiety, której nie znałam. Uśmiechali się do siebie tak, jak nigdy nie uśmiechał się do mnie przez ostatnie lata. List był krótki:

„Mario,

Wiem, że kiedy to czytasz, mnie już nie będzie. Nie chcę odchodzić z tym ciężarem na sumieniu. Przez ostatnie lata byłem kimś innym niż ten Andrzej, którego znałaś. Zdradziłem Cię. Przepraszam. To była tylko chwila słabości, ale zostawiła ślad na całe życie. Nie miałem odwagi powiedzieć Ci tego wprost. Wiem, że nie zasługuję na wybaczenie.

Zawsze Cię kochałem.

Andrzej”

Przez chwilę nie mogłam oddychać. Zdjęcie wypaliło mi dziurę w sercu. Zdrada? Andrzej? Przecież byliśmy razem ponad trzydzieści lat! Przeżyliśmy wszystko — biedę na początku lat 90., narodziny Agaty i Pawła, jego chorobę… Myślałam, że znam go lepiej niż siebie samą.

— Mamo? — Agata weszła do pokoju i zobaczyła mnie z listem w dłoni. — Co się stało?

Nie odpowiedziałam. Podałam jej kopertę. Patrzyła na mnie długo, zanim przeczytała list. Widziałam, jak jej twarz blednie.

— To… to niemożliwe — wyszeptała.

— A jednak — odpowiedziałam głucho.

Przez następne dni chodziłam jak cień. Dzieci próbowały mnie pocieszać, ale widziałam w ich oczach ten sam strach i niedowierzanie. Paweł unikał rozmów o ojcu, zamykał się w swoim pokoju i udawał, że nic się nie stało.

Wieczorami siadałam przy stole i patrzyłam na zdjęcie Andrzeja z tamtą kobietą. Kim była? Czy była szczęśliwsza ode mnie? Czy wiedziała o mnie? W głowie kłębiły mi się pytania bez odpowiedzi.

Pewnej nocy zadzwonił telefon. Numer nieznany.

— Dobry wieczór, czy rozmawiam z Marią Kowalską? — zapytała kobieta po drugiej stronie.

— Tak… — odpowiedziałam niepewnie.

— Nazywam się Iwona Nowak. Chciałam tylko powiedzieć… Przepraszam, jeśli to nie na miejscu… Ale Andrzej był dla mnie bardzo ważny.

Zamarłam.

— To pani jest na tym zdjęciu? — zapytałam cicho.

— Tak… Spotykaliśmy się przez jakiś czas. On zawsze mówił o pani z szacunkiem. Nigdy nie chciał pani skrzywdzić.

— Ale skrzywdził — przerwałam jej ostro.

Po tej rozmowie długo płakałam. Czułam się zdradzona przez wszystkich: przez Andrzeja, przez los, przez własne dzieci, które wydawały się tak dalekie od mojego bólu.

Minęły tygodnie. Musiałam wrócić do pracy w bibliotece. Ludzie patrzyli na mnie ze współczuciem albo udawali, że nic się nie stało. Tylko sąsiadka Zofia odważyła się zapytać:

— Mario, jak sobie radzisz?

— Nie radzę sobie — odpowiedziałam szczerze.

Wieczorami pisałam do Andrzeja listy, których nigdy nie wysłałam:

„Dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego nie powiedziałeś prawdy? Czy naprawdę mnie kochałeś?”

Agata próbowała mnie przekonać:

— Mamo, on był tylko człowiekiem… Każdy popełnia błędy.

Ale ja nie potrafiłam wybaczyć. Każda rzecz w domu przypominała mi o kłamstwie: jego ulubiony kubek, koszula wisząca na krześle, książka z zakładką na tej samej stronie od miesięcy.

Pewnego dnia znalazłam w skrzynce kolejną kopertę — bez znaczka, bez adresu zwrotnego. W środku był list od Iwony:

„Mario,
Nie chcę zabierać Ci wspomnień ani odbierać prawa do żałoby. Chciałam tylko powiedzieć, że Andrzej bardzo cierpiał z powodu tego, co się stało. Proszę Cię o jedno: spróbuj mu wybaczyć. Dla siebie.”

Czy potrafię wybaczyć? Czy można pogodzić się z prawdą tak bolesną? Każdego dnia budzę się z tym pytaniem i zasypiam z nim wieczorem.

Może kiedyś znajdę odpowiedź.

A Wy? Czy potrafilibyście wybaczyć ukochanej osobie zdradę po jej śmierci? Czy lepiej żyć w kłamstwie czy znać całą prawdę — nawet jeśli boli?