Wynajęliśmy dom bratu męża: Jak rodzina prawie nas zniszczyła

– Nie wierzę, że to się dzieje – szepnęłam, patrząc na roztrzęsionego Pawła, mojego męża, który właśnie rzucił kluczami o stół. W powietrzu wisiała cisza, ciężka jak ołów. Za ścianą słychać było podniesione głosy – brat Pawła, Tomek, znowu się kłócił z żoną. Nasz dom, który miał być dla nich ratunkiem, zamienił się w pole bitwy.

Zaczęło się niewinnie. Tomek i Ania zostali wyrzuceni z mieszkania przez właściciela. Byli zrozpaczeni, z dwójką małych dzieci na rękach. Paweł nie mógł patrzeć na cierpienie brata. – Przecież mamy ten stary dom po babci w Piasecznie – powiedział pewnego wieczoru. – I tak stoi pusty. Wynajmijmy im za grosze, niech mają gdzie mieszkać.

Nie byłam przekonana. Zawsze czułam, że Tomek nie do końca szanuje granice innych ludzi. Ale Paweł nalegał. – To rodzina – powtarzał. – Pomagamy sobie.

Pierwsze tygodnie były pełne wdzięczności. Ania przynosiła nam ciasta, dzieci biegały po ogrodzie, a Tomek dziękował za każdy drobiazg. Wydawało się, że podjęliśmy dobrą decyzję.

A potem zaczęły się drobne nieporozumienia. Tomek przestał płacić czynsz na czas. Najpierw tłumaczył się chorobą dziecka, potem utratą pracy. – Przecież wiecie, że oddam – mówił z uśmiechem. Ale pieniądze nie pojawiały się na naszym koncie.

Paweł próbował rozmawiać z bratem spokojnie. – Tomek, musimy płacić podatki od tego domu, mamy swoje zobowiązania…
– Przestań mnie pouczać! – wybuchnął Tomek. – Zawsze byłeś tym lepszym synem, co? Teraz chcesz mi pokazać, kto tu rządzi?

Byłam w szoku. Nigdy nie widziałam ich tak rozjuszonych. Od tego dnia wszystko się zmieniło.

Ania przestała się do mnie odzywać. Dzieci Tomka zaczęły niszczyć ogród mojej mamy, a on sam urządzał głośne imprezy do późna w nocy. Sąsiedzi zaczęli się skarżyć.

Pewnego dnia dostałam telefon od sąsiadki: – Pani Marto, czy pani wie, że państwa dom to teraz melina? Tam co weekend przyjeżdża pół miasta!

Zrobiło mi się wstyd. Paweł był rozdarty między lojalnością wobec brata a odpowiedzialnością za naszą rodzinę i majątek.

Próbowaliśmy jeszcze raz porozmawiać z Tomkiem.
– Tomek, musisz się ogarnąć – powiedział Paweł cicho. – To nasz dom rodzinny, nie możesz go tak traktować.
– A co cię to obchodzi? I tak go kiedyś odziedziczę! – rzucił brat z pogardą.

Wtedy pękłam.
– Wystarczy! – krzyknęłam przez łzy. – Nie pozwolimy ci dłużej niszczyć tego domu i naszej rodziny!

Tomek spojrzał na mnie z nienawiścią. – Zawsze byłaś przeciwko mnie! Wmówiłaś Pawłowi, żeby mnie wyrzucić!

Przez kolejne tygodnie atmosfera była nie do zniesienia. Rodzina Pawła podzieliła się na dwa obozy: jedni uważali nas za bezduszne potwory, inni szeptali po kątach, że Tomek zawsze był problematyczny.

W końcu zdecydowaliśmy się na ostateczny krok – wypowiedzenie umowy najmu. Wiedzieliśmy, że to wywoła burzę.

Tomek przyszedł do nas pijany. Rzucał przekleństwami, groził sądem i obiecywał zemstę. Ania płakała w kącie, dzieci tuliły się do siebie przerażone.

Po tej nocy nie spałam już spokojnie. Paweł zamknął się w sobie. Przestał rozmawiać z bratem i matką, która oskarżyła mnie o rozbicie rodziny.

Dom w Piasecznie został zdewastowany. Ściany pomazane sprayem, ogród zniszczony, meble połamane. Kiedy zobaczyłam to wszystko na własne oczy, poczułam jakby ktoś wyrwał mi serce.

Musieliśmy wydać wszystkie oszczędności na remont. Paweł był załamany.
– Może to moja wina? Może nie powinienem był nalegać…
– Nie twoja – odpowiedziałam cicho. – Chcieliśmy dobrze.

Minęły miesiące zanim rodzina przestała nas obwiniać. Z Tomkiem nie mamy kontaktu do dziś. Czasem widzę go na ulicy – odwraca wzrok.

Dziś często zastanawiam się nad tym wszystkim. Czy naprawdę warto ryzykować własny spokój dla rodziny? Czy granice powinny być święte nawet wobec najbliższych? Może czasem trzeba umieć powiedzieć „nie”, zanim będzie za późno…