„Myślałam, że mam idealnego zięcia… aż wystawił mi rachunek za opiekę nad wnuczką” – Historia, która rozdarła naszą rodzinę

– Mamo, czy możesz zostać z Zosią w piątek? – zapytała mnie Ania przez telefon, a w jej głosie słyszałam zmęczenie i nutę desperacji.

– Oczywiście, kochanie. Przecież wiesz, że zawsze chętnie się nią zajmę – odpowiedziałam bez wahania. Zosia to moja jedyna wnuczka, oczko w głowie. Miała wtedy cztery lata, a ja czułam się spełniona, mogąc być częścią jej dzieciństwa.

Nie sądziłam wtedy, że ten zwyczajny piątek stanie się początkiem rodzinnej burzy, która rozedrze nasze relacje na strzępy.

Zawsze uważałam, że mamy z Anią szczęście – ona znalazła dobrego męża, Pawła. Był uprzejmy, pomocny, zawsze gotowy podać rękę. Nigdy nie dał mi powodu do niepokoju. Do czasu.

Tamtego dnia Paweł przyjechał po Zosię punktualnie o 18:00. Uśmiechnął się, podziękował i wręczył mi kopertę.

– To drobiazg od nas – powiedział. – Za cały trud i czas, który poświęcasz Zosi.

Zdziwiłam się, ale nie otworzyłam koperty przy nim. Dopiero gdy zamknęły się za nim drzwi, usiadłam przy kuchennym stole i rozdarłam papier. W środku był… rachunek. Wydrukowany na komputerze, z nagłówkiem: „Opieka nad Zosią – 8 godzin x 30 zł = 240 zł”. Pod spodem dopisek: „Prosimy o potwierdzenie przyjęcia płatności przelewem lub gotówką”.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przecież to moja wnuczka! Czy naprawdę Paweł uważa, że opiekuję się nią dla pieniędzy? Czy tak wygląda teraz rodzina?

Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie kłębiły mi się myśli: Może przesadzam? Może to tylko niezręczny żart? Ale przecież Paweł nigdy nie żartował w ten sposób.

Następnego dnia zadzwoniłam do Ani.

– Kochanie, musimy porozmawiać. O tym rachunku…

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Mamo… Paweł uważa, że powinnaś dostawać wynagrodzenie za opiekę nad Zosią. W końcu to twój czas i wysiłek.

– Ale ja nie jestem opiekunką! – wybuchłam. – Jestem babcią!

Ania westchnęła ciężko.

– Wiem, mamo. Ale Paweł mówi, że nie chce nadużywać twojej dobroci. Że tak będzie uczciwie.

Poczułam gulę w gardle. Czy naprawdę jestem dla nich tylko tanią siłą roboczą?

Przez kolejne dni unikałam kontaktu z Anią i Pawłem. Nie odbierałam telefonów, nie odpisywałam na wiadomości. Czułam się upokorzona i zdradzona.

W końcu Ania przyszła do mnie osobiście.

– Mamo, proszę cię… Nie obrażaj się. Paweł nie chciał cię zranić. On po prostu… wszystko przelicza na pieniądze. Tak został wychowany.

– A ty? – zapytałam cicho. – Ty też tak myślisz?

Ania spuściła wzrok.

– Nie wiem już, co myśleć. Kocham cię i jestem ci wdzięczna za wszystko. Ale Paweł mówi, że musimy być fair wobec siebie nawzajem.

Wtedy pękło we mnie coś na dobre.

– Jeśli tak bardzo chcecie być „fair”, to znajdźcie sobie opiekunkę za te pieniądze – powiedziałam lodowatym tonem.

Ania rozpłakała się i wybiegła z mieszkania. Ja zostałam sama z poczuciem pustki i żalu.

Minęły tygodnie. Nie widziałam Zosi ani Ani. Paweł przestał się odzywać całkowicie. W domu panowała cisza, której nie potrafiłam znieść.

W końcu zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Halina.

– Marysiu, widziałam twoją Anię z małą na placu zabaw… Wyglądała na bardzo smutną.

Serce mi pękło. Wiedziałam, że muszę coś zrobić.

Napisałam do Ani krótką wiadomość: „Tęsknię za tobą i Zosią”.

Odpisała niemal natychmiast: „My też za tobą tęsknimy”.

Spotkałyśmy się następnego dnia w kawiarni. Zosia rzuciła mi się na szyję, a ja poczułam łzy napływające do oczu.

Ania patrzyła na mnie niepewnie.

– Mamo… Przepraszam za wszystko. Paweł… On naprawdę nie rozumie więzi rodzinnych tak jak my. Jego rodzice zawsze wszystko rozliczali między sobą – nawet prezenty dawali sobie z paragonem.

Westchnęłam ciężko.

– Rozumiem, ale to boli. Chciałam tylko być częścią waszego życia, nie pracownicą na godziny.

Zosia spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami.

– Babciu, kochasz mnie?

Uśmiechnęłam się przez łzy.

– Bardziej niż cokolwiek na świecie.

Od tamtej pory widuję Zosię rzadziej niż kiedyś. Paweł zatrudnił opiekunkę – młodą studentkę pedagogiki. Ania czasem wpada do mnie sama albo z Zosią na krótko. Nasza relacja już nigdy nie będzie taka jak dawniej.

Często zastanawiam się wieczorami: czy powinnam była przełknąć dumę i przyjąć te pieniądze? Czy rodzina naprawdę musi wszystko przeliczać na złotówki? A może to ja jestem już z innej epoki?

Czy dzisiaj miłość babci do wnuczki naprawdę ma swoją cenę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?