Za wcześnie na dorosłość: Moje życie jako nastoletnia mama w Polsce
– Natalia, czy ty w ogóle myślisz?! – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoni kubek z herbatą, który nagle wydał mi się za ciężki. Wpatrywałam się w parującą ciecz, próbując nie patrzeć jej w oczy. – Masz siedemnaście lat! Co ty sobie wyobrażałaś?
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno słowo: „ciąża”. To słowo brzmiało jak wyrok. Jeszcze kilka tygodni temu byłam zwykłą licealistką z marzeniami o studiach w Krakowie, z paczką przyjaciół i chłopakiem, który wydawał się całym światem. Teraz wszystko się zmieniło.
Pamiętam, jak powiedziałam o tym Bartkowi. Siedzieliśmy na ławce pod blokiem, a ja nie mogłam przestać drżeć. – Bartek… jestem w ciąży. – Cisza. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby nie rozumiał słów. – Co? Jak to? Przecież… przecież mieliśmy uważać…
Potem już tylko płacz i jego szybkie kroki oddalające się w ciemność. Od tamtej pory nie odezwał się ani razu.
W szkole zaczęły się szepty. Najpierw spojrzenia, potem plotki. Najlepsza przyjaciółka, Magda, przestała do mnie pisać. Na przerwach stałam sama pod ścianą, udając, że czytam książkę. Nauczycielka od polskiego próbowała ze mną rozmawiać, ale nie potrafiłam wykrztusić słowa.
W domu było coraz gorzej. Tata milczał przez całe tygodnie, a mama płakała po nocach. Słyszałam ich rozmowy przez cienką ścianę: – Zmarnuje sobie życie…
Czułam się jak cień samej siebie. Każdego dnia budziłam się z nadzieją, że to tylko zły sen. Ale brzuch rósł, a wraz z nim strach.
Gdy urodziła się Zosia, miałam wrażenie, że świat zatrzymał się na chwilę. Patrzyłam na jej maleńką twarz i nie mogłam uwierzyć, że to moje dziecko. Była taka bezbronna…
Pierwsze miesiące były koszmarem. Nie spałam po nocach, płakałam razem z nią. Mama pomagała mi przy kąpieli i karmieniu, ale nie potrafiła ukryć rozczarowania. – Gdybyś tylko posłuchała…
Znajomi zniknęli zupełnie. Magda napisała raz: „Nie wiem, co mam ci powiedzieć”. I tyle.
Czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Każdy dzień był walką: z brakiem snu, z własnymi myślami, z poczuciem winy. Czasem miałam ochotę uciec – gdziekolwiek, byle dalej od odpowiedzialności.
Ale Zosia rosła. Jej pierwszy uśmiech był jak promień słońca po długiej burzy. Zaczęłam wierzyć, że może dam radę.
Mama powoli zaczęła się otwierać. Pewnej nocy usiadła przy moim łóżku i powiedziała: – Wiesz, ja też się bałam, kiedy byłam w twoim wieku… Ale musisz być silna dla niej.
Tata długo nie potrafił zaakceptować sytuacji. Unikał mnie, wychodził do pracy wcześniej niż zwykle. Dopiero gdy zobaczył Zosię raczkującą po dywanie, coś w nim pękło. Wziął ją na ręce i pierwszy raz od miesięcy się uśmiechnął.
Zaczęłam chodzić na zajęcia dla młodych mam w domu kultury. Poznałam tam inne dziewczyny – Anię i Kasię – które przechodziły przez to samo piekło co ja. Rozmawiałyśmy godzinami o pieluchach, karmieniu i straconych marzeniach. Ale też o nadziei.
Z czasem nauczyłam się prosić o pomoc. Mama zaczęła zostawać z Zosią na kilka godzin, żebym mogła skończyć liceum zaocznie. Pracowałam wieczorami w sklepie spożywczym na osiedlu – ludzie patrzyli na mnie różnie: jedni ze współczuciem, inni z pogardą.
Najtrudniejsze były święta. Rodzina przy stole udawała, że wszystko jest w porządku, ale czułam ich spojrzenia. Ciotka Basia szepnęła mi kiedyś do ucha: – Dziecko zniszczyło ci życie…
Ale czy naprawdę? Może moje życie wygląda inaczej niż planowałam, ale Zosia jest moim światem.
Bartek nigdy nie wrócił. Słyszałam tylko plotki, że wyjechał do Niemiec za pracą. Czasem zastanawiam się, czy wie, jak wygląda jego córka.
Dziś mam dwadzieścia lat i kończę liceum wieczorowo. Zosia chodzi do przedszkola i codziennie pyta: – Mamo, a gdzie jest mój tata?
Nie wiem jeszcze, jak odpowiedzieć na to pytanie.
Patrzę na siebie sprzed trzech lat i widzę dziewczynę zagubioną, przestraszoną i samotną. Dziś jestem silniejsza – choć czasem nadal płaczę po nocach.
Czy żałuję? Nie wiem… Może czasem tak. Ale kiedy Zosia tuli się do mnie i mówi „kocham cię”, czuję, że mimo wszystko było warto.
Czy społeczeństwo kiedykolwiek zaakceptuje młode matki? Czy zawsze będziemy musiały walczyć o szacunek i prawo do szczęścia? Co wy o tym myślicie?