Młody marzyciel w cieniu rodzinnych burz: Historia Pawła z Gdańska
– Pawle, wyłącz ten komputer, ile razy mam powtarzać! – głos mamy przeszył ciszę naszego małego mieszkania na Zaspie. Siedziałem skulony przy biurku, próbując uciec w świat gier i forów internetowych, gdzie nikt nie wiedział, kim jestem naprawdę. W realnym świecie wszystko się waliło.
Jeszcze dwa lata temu byliśmy zwyczajną rodziną. Tata pracował w stoczni, mama w bibliotece. W weekendy chodziliśmy do kina na Wrzeszczu, zimą jeździliśmy na łyżwy pod stadionem, a latem uciekaliśmy nad morze. Zbieraliśmy muszelki na plaży w Brzeźnie, tata uczył mnie pływać. Pamiętam jego śmiech, gdy pierwszy raz zanurkowałem i wyskoczyłem z wody jak foka. Mama robiła zdjęcia, a potem wieczorem oglądaliśmy je razem przy herbacie.
Wszystko zmieniło się nagle. Firma, w której tata pracował od dwudziestu lat, ogłosiła upadłość. Przyszedł do domu z białą kopertą i pustym wzrokiem. Przez kilka tygodni próbował znaleźć nową pracę – wysyłał CV, chodził na rozmowy. Wracał coraz bardziej przybity. W końcu zaczął pić. Najpierw po cichu, potem już otwarcie. Po drinkach klął na rząd, prezydenta, prawo. Wszyscy byli winni, że stracił pracę – tylko nie on.
Pewnego wieczoru usłyszałem ich kłótnię przez cienką ścianę mojego pokoju.
– Musisz przestać! Paweł cię potrzebuje! – krzyczała mama.
– A co ja mam zrobić?! – ryknął tata. – Znasz kogoś, kto zatrudni pięćdziesięciolatka bez wykształcenia? Może ty zarobisz na wszystko?!
Zacisnąłem pięści pod kołdrą. Chciałem wybiec i powiedzieć im, żeby przestali. Ale nie miałem odwagi. Bałem się taty, kiedy był pijany. Bałem się też tego, co zobaczę w oczach mamy – rozczarowania i zmęczenia.
Od tamtej pory dom stał się polem minowym. Nigdy nie wiedziałem, czy po powrocie ze szkoły zastanę tatę śpiącego na kanapie z pustą butelką czy mamę płaczącą w kuchni. Zacząłem unikać domu – zostawałem dłużej w bibliotece albo szwendałem się po galerii Bałtyckiej bez celu.
W szkole udawałem, że wszystko jest w porządku. Koledzy pytali, czemu nie przychodzę już na treningi piłki nożnej.
– Mam dużo nauki – kłamałem.
Prawda była taka, że nie miałem już siły ani ochoty na cokolwiek. Czułem się winny – jakby to przeze mnie tata stracił pracę i zaczął pić. Może gdybym był lepszym synem…
Pewnego dnia wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. Zastałem tatę siedzącego przy stole z pustym wzrokiem.
– Paweł… – zaczął cicho. – Chodź tu.
Usiadłem naprzeciwko niego. Przez chwilę milczeliśmy.
– Wiesz… kiedy byłem w twoim wieku, też miałem marzenia – powiedział nagle. – Chciałem być marynarzem. Zwiedzić świat…
Spojrzałem na niego zaskoczony. Nigdy wcześniej mi tego nie mówił.
– Co się stało? – zapytałem nieśmiało.
Wzruszył ramionami.
– Życie… Praca, rodzina… Człowiek zapomina o marzeniach.
Chciałem mu powiedzieć, że ja też mam marzenia – chciałem zostać grafikiem komputerowym, tworzyć gry albo filmy animowane. Ale nie odważyłem się. Bałem się jego reakcji.
Tego wieczoru długo nie mogłem zasnąć. Myślałem o tym, jak łatwo można stracić wszystko – pracę, poczucie własnej wartości, rodzinę. Czy mnie też to czeka? Czy jestem skazany na powtórzenie jego błędów?
Z czasem sytuacja w domu tylko się pogarszała. Mama coraz częściej płakała po nocach. Tata stawał się agresywny – raz rzucił talerzem o ścianę, innym razem wykrzyczał mamie w twarz słowa, których nie powinien usłyszeć żaden syn.
Pewnej nocy obudziły mnie krzyki. Wybiegłem z pokoju i zobaczyłem mamę z walizką w ręku.
– Paweł, idziemy! – powiedziała stanowczo.
Tata siedział na kanapie i patrzył w podłogę.
Wyszliśmy z mieszkania o drugiej w nocy i pojechaliśmy do babci na Przymorzu. Tam mama zadzwoniła do cioci Ani i poprosiła o pomoc prawną. Przez kilka tygodni żyliśmy jak uchodźcy – bez swoich rzeczy, bez poczucia bezpieczeństwa.
W szkole jeszcze bardziej zamknąłem się w sobie. Nauczyciele pytali o moje oceny, koledzy próbowali mnie pocieszać, ale nikt nie rozumiał tego bólu i wstydu.
Po kilku miesiącach mama wynajęła małe mieszkanie na Morenie. Zaczęłyśmy nowe życie – bez taty, ale też bez dawnych wspomnień o szczęśliwej rodzinie.
Często wracam myślami do tamtych dni nad morzem, do śmiechu taty i ciepła rodzinnych wieczorów. Zastanawiam się, czy można wybaczyć komuś, kto nas zawiódł? Czy da się odbudować zaufanie po tylu ranach?
Dziś mam siedemnaście lat i nadal marzę – choć już ostrożniej niż kiedyś. Czasem boję się własnych pragnień, bo wiem, jak łatwo mogą zostać zniszczone przez rzeczywistość.
Ale czy to znaczy, że powinienem przestać marzyć? Czy człowiek ma prawo do szczęścia nawet wtedy, gdy wszystko wokół mówi mu „nie”? Może właśnie wtedy trzeba walczyć najmocniej…