„Oddaj mieszkanie, bo ci się powiodło!” – Moja rodzina kontra moje życie
– Nie rozumiesz, Aniu? To tylko mieszkanie! – głos mojej mamy drżał z irytacji, a jej palce nerwowo stukały w blat kuchennego stołu. – Dla ciebie to nic, a dla nich to szansa na nowe życie.
Siedziałam naprzeciwko niej, z kubkiem zimnej już kawy w dłoniach. W powietrzu unosił się zapach smażonej cebuli i napięcia, które można było kroić nożem. Za ścianą słyszałam śmiech mojej bratowej, Magdy, która właśnie przyszła z moim bratem, Pawłem. Odkąd pamiętam, zawsze byłam tą „inną” – tą, która skończyła studia w Warszawie, dostała dobrą pracę w korporacji i kupiła własne mieszkanie. Oni zostali w rodzinnym Radomiu, walcząc z kredytami i codziennością.
– Mamo, to nie jest takie proste – odpowiedziałam cicho. – Pracowałam na to latami. Sama spłacam kredyt. To moje miejsce na ziemi.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ale przecież możesz wynająć coś mniejszego! Magda i Paweł mają dziecko, a ty jesteś sama. Nie rozumiesz?
W tym momencie do kuchni weszła Magda. Jej spojrzenie było chłodne, wyzywające. – Aniu, nie bądź egoistką. My naprawdę tego potrzebujemy. Ty zawsze miałaś lepiej. Zawsze wszystko ci się udawało.
Poczułam, jak wzbiera we mnie gniew i bezsilność. Ile razy jeszcze będę musiała tłumaczyć się z własnych sukcesów? Ile razy jeszcze usłyszę, że powinnam oddać coś swojego, bo „inni mają gorzej”?
– Magda, ja nie dostałam tego mieszkania w spadku ani na loterii – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Każdą złotówkę zarobiłam sama. Nikt mi niczego nie dał.
– Ale masz! – przerwała mi mama. – A oni nie mają! Ty nie rozumiesz, co to znaczy być matką? Chciałabym, żeby moje dzieci były szczęśliwe.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Czy naprawdę szczęście mojego brata i jego żony ma być budowane na moim poświęceniu? Czy jestem winna temu, że im się nie udało?
Wróciłam do Warszawy z ciężkim sercem. Przez całą drogę w pociągu myślałam o tym, jak bardzo różnię się od swojej rodziny. Zawsze byłam „tą mądrzejszą”, „tą zaradną”, „tą z miasta”. Kiedyś byłam z tego dumna. Teraz czułam się jak intruz we własnym domu.
Telefon zadzwonił późnym wieczorem. To była mama.
– Aniu… Paweł jest załamany. Magda płacze całymi dniami. Nie możesz im pomóc?
– Mamo, ja też mam swoje życie! – wybuchłam. – Dlaczego zawsze muszę być tą, która wszystko oddaje?
– Bo możesz…
Rozłączyłam się i długo patrzyłam w ciemność za oknem. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak Paweł śmiał się ze mnie w liceum, że „kujonka”, jak Magda komentowała moje ubrania na rodzinnych spotkaniach („Warszawka przyjechała!”), jak mama zawsze stawiała mnie za wzór („Patrzcie na Anię!”), a potem miała do mnie pretensje, że jestem „inna”.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zapytała:
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Pokiwała głową ze współczuciem.
– Wiesz… u mnie było podobnie. Tylko że ja się ugięłam. Oddałam mieszkanie siostrze. Do dziś tego żałuję.
Te słowa dźwięczały mi w uszach przez kolejne dni. Mama dzwoniła coraz częściej, Magda przysyłała mi SMS-y pełne wyrzutów („Nie masz serca”, „Rodzina powinna sobie pomagać”). Paweł milczał – jak zwykle.
W końcu pojechałam do Radomia jeszcze raz. Tym razem postanowiłam postawić sprawę jasno.
Siedzieliśmy wszyscy przy stole: ja, mama, Paweł i Magda. Czułam się jak oskarżona przed sądem.
– Kochani – zaczęłam drżącym głosem – rozumiem waszą sytuację. Ale to jest moje mieszkanie i moja przyszłość. Nie mogę go oddać.
Magda wybuchła płaczem.
– Wiedziałam! Zawsze myślisz tylko o sobie!
Paweł spuścił głowę.
Mama patrzyła na mnie z rozczarowaniem.
– Aniu… zawiodłaś mnie.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.
Wróciłam do Warszawy i długo nie mogłam dojść do siebie. Przestałam odbierać telefony od mamy. Przestałam jeździć na rodzinne obiady. Czułam się winna… ale czy naprawdę powinnam?
Minęły miesiące. W końcu Paweł i Magda znaleźli małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Mama przestała naciskać, ale nasze relacje już nigdy nie były takie same.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę muszę płacić tak wysoką cenę za to, że mi się udało? Czy sukces zawsze musi oznaczać samotność? Może to właśnie jest prawdziwa cena mieszkania…
A wy? Czy też musieliście kiedyś wybierać między sobą a rodziną? Jaką decyzję podjęliście?