Wszystko dla szwagra – Testament, który rozbił moją rodzinę

– To niemożliwe! – wykrzyknęłam, czując jak krew odpływa mi z twarzy. Siedziałam na twardym krześle w salonie teściowej, a obok mnie mój mąż, Paweł, patrzył w podłogę. Notariusz powoli składał dokumenty, jakby nie słyszał mojego głosu. Po drugiej stronie stołu siedział Tomek, młodszy brat Pawła, z wyrazem triumfu na twarzy. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko tykanie starego zegara stojącego w kącie.

Jeszcze rano byłam przekonana, że ten dzień będzie formalnością. Teściowa zmarła dwa tygodnie temu po długiej chorobie. Była kobietą surową, ale sprawiedliwą – tak przynajmniej zawsze o niej myślałam. Paweł był jej starszym synem, zawsze odpowiedzialnym, zawsze gotowym pomóc. Tomek – wieczny lekkoduch, który przez lata żył na koszt rodziców i nie potrafił utrzymać się w żadnej pracy dłużej niż kilka miesięcy. Gdy notariusz zaczął czytać testament, spodziewałam się, że majątek zostanie podzielony równo. Tymczasem wszystko – dom, oszczędności, nawet rodzinne pamiątki – przypadło Tomkowi.

Poczułam, jak narasta we mnie fala gniewu i rozczarowania. Spojrzałam na Pawła. Jego twarz była blada, a dłonie drżały. Przez chwilę miałam ochotę rzucić się na Tomka i wykrzyczeć mu w twarz wszystko, co o nim myślę. Ale powstrzymałam się – nie chciałam robić sceny przy obcych ludziach.

Po powrocie do domu nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam z pokoju do pokoju, próbując zrozumieć, dlaczego teściowa postąpiła w ten sposób. Przecież to Paweł przez lata opiekował się nią, jeździł z nią do lekarzy, robił zakupy. Tomek pojawiał się tylko wtedy, gdy potrzebował pieniędzy albo miał kłopoty. Czy naprawdę była aż tak ślepa na to wszystko?

– Może mama miała swoje powody – powiedział cicho Paweł, gdy w końcu usiedliśmy razem w kuchni.
– Jakie powody? – syknęłam przez zaciśnięte zęby. – Przecież to niesprawiedliwe! Ty poświęciłeś jej tyle lat życia!
Paweł wzruszył ramionami i spojrzał na mnie smutno.
– Może chciała pomóc Tomkowi stanąć na nogi. Może uważała, że ja sobie poradzę.

Nie mogłam tego zaakceptować. Przez kolejne dni czułam się jak obca we własnym domu. Każda rozmowa z Pawłem kończyła się kłótnią albo milczeniem. Zaczęłam mieć pretensje o wszystko – o to, że nie walczy o swoje prawa, że pozwala Tomkowi odebrać nam to, co nam się należy.

Tomek tymczasem zachowywał się tak, jakby wygrał los na loterii. Zaczął remontować dom teściowej i zapraszać znajomych na imprezy. Słyszałam od sąsiadów plotki o jego nowych planach – miał zamiar sprzedać dom i wyjechać za granicę. Czułam coraz większą złość i bezsilność.

Któregoś wieczoru zadzwoniła do mnie moja mama.
– Dziecko, nie możesz tak tego przeżywać – powiedziała łagodnie. – To tylko rzeczy.
Ale dla mnie to nie były tylko rzeczy. To była sprawiedliwość. To było uznanie dla lat poświęceń Pawła.

W końcu postanowiłam porozmawiać z Tomkiem.
– Myślisz, że zasłużyłeś na to wszystko? – zapytałam go prosto w oczy.
Uśmiechnął się lekceważąco.
– Mama tak zdecydowała. Może ty masz z tym problem, ale ja nie zamierzam się tłumaczyć.
– Wiesz dobrze, że Paweł zrobił dla niej więcej niż ty kiedykolwiek.
– Może właśnie dlatego mama chciała mu dać spokój na starość, a mnie dać szansę zacząć od nowa? – odpowiedział z przekąsem.

Wróciłam do domu jeszcze bardziej roztrzęsiona. Przez kolejne tygodnie żyliśmy z Pawłem jak obcy ludzie. On zamknął się w sobie, ja coraz częściej wybuchałam gniewem. Zaczęliśmy się oddalać od siebie.

Pewnego dnia Paweł wrócił późno z pracy i usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Musimy przestać o tym rozmawiać – powiedział spokojnie. – To nas niszczy.
– Ale jak mam przestać? Jak mam pogodzić się z tym, że twoja matka potraktowała cię jak powietrze?
– Może powinniśmy po prostu żyć dalej – odpowiedział cicho.

Nie umiałam tego zrobić. Każdego dnia czułam coraz większą gorycz i żal. Zaczęłam zastanawiać się, czy to naprawdę chodzi o sprawiedliwość… czy może o mój własny egoizm? Czy naprawdę walczę o dobro Pawła, czy raczej o własne poczucie krzywdy?

Minęły miesiące. Tomek sprzedał dom i wyjechał do Irlandii. My zostaliśmy z niczym – poza wspomnieniami i żalem. Nasze małżeństwo przeszło przez kryzys, z którego ledwo wyszliśmy cało.

Czasem patrzę na Pawła i zastanawiam się: czy warto było tak walczyć? Czy moja złość była uzasadniona? A może powinnam była wcześniej odpuścić i pozwolić losowi płynąć swoim rytmem? Czy inni też byliby w stanie wybaczyć taką niesprawiedliwość… czy może to ja jestem zbyt dumna?