Mój Anioł Stróż – Historia o stracie, zdradzie i odwadze, by zacząć od nowa
Telefon dzwonił nieprzerwanie, a ja patrzyłam na wyświetlacz z narastającą złością i rozpaczą. „Odbierz w końcu, Lena!” – do pokoju wpadła ciocia Teresa, trzaskając drzwiami. – „Albo wyłącz ten cholerny telefon!”. Zignorowałam ją. Znowu dzwonił Bartek. Nie miałam siły z nim rozmawiać, nie po tym wszystkim. Czekałam tylko na wiadomość od Michała – obiecał zadzwonić, ale od dwóch dni cisza.
Bartek był moim chłopakiem przez trzy lata. To dla niego próbowałam podnieść się po śmierci rodziców. Ale on… On mnie zdradził. W najgorszym możliwym momencie.
Pamiętam tamten dzień jak przez mgłę. Był grudzień, ślisko, śnieg padał od rana. Rodzice wracali z Wigilii u babci. Kierowca BMW, pijany, wjechał w nich na skrzyżowaniu przy ulicy Słowackiego. Mama zginęła na miejscu, tata walczył jeszcze kilka godzin w szpitalu. Miałam wtedy 20 lat i studiowałam psychologię na Uniwersytecie Warszawskim.
Od tamtej pory wszystko było inne. Zamieszkałam u cioci Teresy – siostry mamy. Ona sama była po rozwodzie, zgorzkniała, wiecznie narzekała na świat i ludzi. „Nie licz na to, że będę ci matkować!” – powiedziała pierwszego dnia. „Masz już swoje lata”.
Nie miałam nikogo innego. Bartek był moją jedyną ostoją. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Minął rok od tragedii. Zbliżał się Sylwester – data, która już zawsze miała mi się kojarzyć z końcem wszystkiego. Bartek nalegał, żebym poszła z nim na imprezę do jego kolegi. „Lena, musisz wrócić do ludzi!” – przekonywał. „Twoja mama nie chciałaby, żebyś tak gniła w domu”.
Zgodziłam się tylko dlatego, że miał rację – mama zawsze powtarzała: „Życie jest krótkie, nie marnuj go na żal”.
Założyłam sukienkę, którą kupiłyśmy razem przed jej śmiercią. Stałam przed lustrem i czułam jej obecność. Ciocia Teresa weszła bez pukania.
– Nie za krótka? – zmierzyła mnie wzrokiem. – Wiesz, że nie mam już dwudziestu lat? Jak mam znaleźć faceta, jak ty wyglądasz jak modelka?
– Przestań… – westchnęłam.
– Poczekaj! – wyciągnęła z szafy swój stary szal i zarzuciła mi go na ramiona. – Tak lepiej.
Impreza była głośna i tłoczna. Bartek od razu zniknął w tłumie znajomych. Zostałam sama przy stole z plastikowym kubkiem coli. Po godzinie zaczęłam go szukać – znalazłam go na klatce schodowej, całującego się z jakąś blondynką.
Zamarłam.
– Lena! To nie tak! – rzucił się za mną, ale już biegłam po schodach na górę.
Wyszłam na dach kamienicy – śnieg skrzypiał pod butami, wiatr smagał twarz. Przez chwilę stałam przy barierce i patrzyłam w dół na rozświetlone ulice Warszawy.
„A gdybym po prostu… przestała czuć?” – przemknęło mi przez głowę.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
– Hej! Co ty wyprawiasz?!
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam chłopaka w czarnej kurtce.
– Puść mnie! – syknęłam.
– Nie puszczę, dopóki nie zejdziesz z tego dachu!
– To nie twoja sprawa!
– Może i nie moja… Ale wiem, jak to jest być samemu.
Patrzył na mnie uważnie. W jego oczach nie było litości – tylko troska i coś jeszcze… Może strach?
– Jestem Igor – powiedział cicho. – Chodźmy stąd.
Pozwoliłam mu odprowadzić się do klatki schodowej. Siedzieliśmy przez chwilę na schodach w milczeniu.
– Chcesz pogadać? – spytał po chwili.
– Nie wiem… Chyba nie umiem już nikomu ufać.
– Też tak miałem po śmierci ojca – powiedział spokojnie. – Ale czasem trzeba pozwolić komuś być twoim aniołem stróżem, choćby na chwilę.
Wróciłam do domu nad ranem. Ciocia Teresa czekała w kuchni z herbatą.
– Gdzie byłaś?!
– Na spacerze.
– W środku nocy?!
– Lepiej być samemu niż z kimś, kto cię zdradza – rzuciłam przez zaciśnięte zęby.
Od tamtej nocy zaczęliśmy z Igorem pisać do siebie codziennie. Okazało się, że mieszka trzy ulice dalej i też studiuje psychologię, tylko rok wyżej.
Ciocia Teresa nie była zachwycona:
– Znowu facet? Nie masz dość rozczarowań? Lepiej skup się na nauce!
Ale ja pierwszy raz od miesięcy czułam się… widziana. Igor nie próbował mnie naprawiać ani pocieszać banałami. Po prostu był obok.
Pewnego dnia wróciłam do domu i usłyszałam kłótnię w kuchni:
– Ona musi się wyprowadzić! – krzyczała ciocia przez telefon do swojej siostry. – Mam swoje życie! Nie będę niańczyć dorosłej dziewczyny!
Zamarłam za drzwiami.
Wieczorem spakowałam walizkę i zadzwoniłam do Igora:
– Mogę u ciebie przenocować?
Nie pytał o powód. Po prostu powiedział: „Jasne”.
Przez kilka tygodni mieszkałam u niego na materacu w salonie. Jego mama była serdeczna i cicha – przynosiła mi herbatę i zostawiała ciepłe skarpetki pod poduszką.
Zaczęliśmy chodzić razem na zajęcia, gotować obiady, śmiać się z głupot w telewizji. Igor nigdy nie pytał o Bartka ani o rodziców – czekał, aż sama będę gotowa mówić.
Któregoś dnia wróciłam do mieszkania Igora zapłakana po rozmowie z ciocią Teresą:
– Jesteś niewdzięczna! – wrzeszczała przez telefon. – Tyle dla ciebie zrobiłam!
Igor przytulił mnie mocno:
– Nie musisz być wdzięczna za coś, co cię rani.
To wtedy pierwszy raz poczułam ulgę.
Minęły miesiące. Zdałam sesję, znalazłam pracę w kawiarni niedaleko uczelni. Igor był przy mnie każdego dnia – nawet wtedy, gdy miał własne problemy: jego matka zachorowała na raka piersi i potrzebowała wsparcia.
Pomagałam mu tak samo mocno, jak on mi pomagał wcześniej.
Bartek próbował wrócić kilka razy:
– Lena, przepraszam! Popełniłem błąd!
Ale ja już wiedziałam: nie można budować szczęścia na czyimś kłamstwie.
Z ciocią Teresą kontakt urwał się zupełnie po tym, jak odmówiłam powrotu do jej mieszkania:
– Skoro wybrałaś obcego chłopaka zamiast rodziny, radź sobie sama!
Czasem bolało mnie to bardziej niż zdrada Bartka.
Rok później Igor poprosił mnie o rękę podczas spaceru po Łazienkach Królewskich:
– Chcę być twoim aniołem stróżem już zawsze – wyszeptał drżącym głosem.
Patrzyliśmy sobie w oczy długo i oboje płakaliśmy ze szczęścia i ulgi.
Dziś wiem jedno: nawet jeśli świat wali się nam na głowę i zostajemy sami wśród gruzów własnego życia, zawsze może pojawić się ktoś, kto poda nam rękę w najmniej spodziewanym momencie.
Czy to los stawia takich ludzi na naszej drodze? Czy sami musimy nauczyć się prosić o pomoc? Co wy o tym myślicie?