Teściowie wolą samochód od wnuka? Moja walka o rodzinę i zrozumienie

— Znowu nie mogą przyjechać? — zapytałam męża, próbując ukryć drżenie głosu. Stałam w kuchni, trzymając w rękach kubek z zimną już herbatą. Za oknem padał deszcz, a Antoś bawił się na dywanie, układając klocki w samotności.

Michał westchnął ciężko, odkładając telefon na stół.
— Mama mówi, że tata musi dziś wymienić olej w samochodzie. Wiesz, jak bardzo dbają o to auto…

Zacisnęłam zęby. To nie pierwszy raz. Odkąd Antoś się urodził, minęło już prawie dwa lata, a moi teściowie — Barbara i Zbigniew — zawsze znajdowali powód, by nie spotkać się z wnukiem. Najczęściej chodziło o ich srebrnego passata, który traktowali jak ósmy cud świata. Raz to przegląd, raz polerowanie lakieru, innym razem wyjazd na zlot starych samochodów. Zawsze coś.

Pamiętam, jak bardzo cieszyłam się na myśl o dużej rodzinie. Moi rodzice nie żyją od lat, więc miałam nadzieję, że Antoś będzie miał choć jednych dziadków, którzy go pokochają. Tymczasem za każdym razem, gdy dzwoniłam z zaproszeniem na niedzielny obiad albo proponowałam wspólny spacer po parku, słyszałam tylko: „Oj, kochana, dziś nie damy rady. Zbyszek musi sprawdzić hamulce”, albo: „Może innym razem, bo musimy pojechać do warsztatu”.

Z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak. Może Barbara mnie nie lubi? Może kiedyś ją uraziłam i teraz się mści? Michał twierdził, że przesadzam. „Oni po prostu mają swoje pasje”, powtarzał. Ale czy pasja może być ważniejsza od własnego wnuka?

Kilka tygodni temu postanowiłam spróbować inaczej. Zadzwoniłam do Barbary i zaproponowałam, żebyśmy przyjechali do nich — może wtedy będzie im łatwiej znaleźć czas.

— Wiesz co, Kasiu… — zaczęła niepewnie teściowa. — Dzisiaj nie bardzo… Bo Zbyszek właśnie zamówił nowe felgi i musimy je odebrać z hurtowni.

Poczułam, jak narasta we mnie złość. — Ale przecież możemy przyjechać później! Albo jutro?

— Jutro jedziemy na giełdę samochodową do Poznania…

Rozłączyłam się bez słowa. Przez chwilę stałam w miejscu, czując się jak powietrze. Antoś podszedł do mnie z klockiem w ręku.

— Mama, a dziadek przyjdzie?

Przyklękłam przy nim i przytuliłam go mocno.

— Może następnym razem, kochanie.

Wieczorem wybuchłam przed Michałem.

— Czy ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje? Oni mają gdzieś naszego syna! Dla nich liczy się tylko ten cholerny samochód!

Michał milczał przez chwilę.

— Kasia… Oni są już starsi. Mają swoje przyzwyczajenia. Może nie potrafią inaczej?

— A może po prostu nie chcą? — rzuciłam przez łzy.

Przez kolejne dni próbowałam sobie tłumaczyć ich zachowanie. Przypominałam sobie opowieści Michała z dzieciństwa — o tym, jak jego ojciec godzinami dłubał przy samochodzie w garażu, a mama przynosiła mu kanapki i kawę. Może po prostu nigdy nie byli typem ciepłych dziadków? Ale przecież widziałam ich z córką szwagra — dla małej Julki zawsze mieli czas i prezenty. Dlaczego więc mój syn był dla nich niewidzialny?

W końcu postanowiłam porozmawiać z Barbarą szczerze. Pojechałam do nich sama, zostawiając Antosia z Michałem.

Barbara otworzyła drzwi w fartuchu poplamionym smarem.

— Kasiu! Co za niespodzianka…

— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.

Usiadłyśmy w kuchni. Zbyszek krzątał się w garażu za oknem.

— Dlaczego unikasz mojego syna? — zapytałam prosto z mostu.

Barbara spuściła wzrok.

— Kasiu… Ja… My po prostu… Zbyszek bardzo przeżywa starzenie się. Ten samochód to jego ostatnia radość. A ja… Ja chyba nie umiem być babcią taką jak twoja mama była dla ciebie.

— Ale przecież Antoś niczego od was nie oczekuje! On chce tylko waszej obecności! — głos mi się załamał.

Barbara otarła łzę.

— Boję się… Boję się, że nie będziemy umieli się z nim dogadać. Że on nas nie polubi…

Patrzyłam na nią w osłupieniu. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogą czuć się niepewnie w roli dziadków.

— Ale przecież to wy jesteście dorośli! To wy powinniście zrobić pierwszy krok!

Barbara skinęła głową i obiecała spróbować.

Minęły dwa tygodnie. Teściowie przyszli na obiad. Zbyszek opowiadał Antosiowi o swoim passacie, a Antoś słuchał z otwartą buzią. Barbara przyniosła domowe ciasto i nawet pozwoliła Antosiowi pomóc je kroić. Było niezręcznie, ale prawdziwie.

Nie wiem, czy kiedykolwiek będą takimi dziadkami, o jakich marzyłam dla mojego syna. Ale wiem jedno: czasem za obojętnością kryje się strach i bezradność, a nie brak miłości.

Czy powinnam była walczyć mocniej? A może powinnam odpuścić i pozwolić im być sobą? Co wy byście zrobili na moim miejscu?