Zawsze będziesz moją mamą – historia o marzeniach, stracie i przebaczeniu
— Mamo, a ty też kiedyś chciałaś być malarką?
Zosia siedziała przy kuchennym stole, trzymając cienki pędzelek. Na kartce akwareli pod jej ręką powstawała nieśmiała, ale wzruszająca gałązka bzu – fioletowe plamy drżały, jakby bały się rozpłynąć. Przez chwilę nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w jej drobne palce, w skupienie na twarzy, w ten błysk w oczach, który znałam aż za dobrze.
— Chciałam — uśmiechnęłam się, choć serce ścisnęło mi się na wspomnienie. — Miałam dziewięć lat, ale uznałam, że lepiej będzie…
Urwałam. Zosia podniosła wzrok.
— Lepiej będzie co?
Westchnęłam cicho. Zapach gotującego się rosołu mieszał się z zapachem farb. Przez uchylone okno wpadał czerwcowy wiatr, niosąc ze sobą śmiechy dzieci z podwórka.
— Lepiej będzie nie marzyć — dokończyłam w końcu. — Babcia uważała, że malowanie to strata czasu. Że trzeba być praktycznym.
Zosia zmarszczyła brwi.
— Ale przecież ty jesteś szczęśliwa, prawda?
Zamilkłam. Czy byłam szczęśliwa? Czy mogłam być szczęśliwa, skoro przez całe życie czułam się jakby ktoś zamknął mnie w ciasnym pokoju bez okien?
Wtedy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: „Mama”. Przez sekundę miałam ochotę nie odbierać, ale Zosia patrzyła na mnie wyczekująco.
— Halo?
— Katarzyno, czy możesz przyjechać? — głos mojej matki był słaby, drżący. — Coś się stało z piecem…
— Zaraz będę — odpowiedziałam automatycznie.
Zosia spojrzała na mnie z niepokojem.
— Musisz iść do babci?
Pokiwałam głową.
— Skończ obrazek. Zaraz wrócę.
Wyszłam z mieszkania, czując narastający niepokój. Każda wizyta u mamy była jak powrót do dzieciństwa – do tych wszystkich dni, kiedy próbowałam ją przekonać, że malowanie jest ważne. Że jestem coś warta. Ale ona zawsze powtarzała: „Kasia, życie to nie bajka. Trzeba mieć zawód, pieniądze, stabilizację”.
Kiedy weszłam do jej mieszkania, poczułam znajomy chłód. Mama siedziała przy stole, blada i zmęczona.
— Piec znowu szwankuje — powiedziała bez przywitania.
Zaczęłam sprawdzać ustawienia, choć niewiele się na tym znałam. W końcu zadzwoniłam po fachowca.
— Zawsze muszę na ciebie czekać — mruknęła mama. — Gdybyś miała normalną pracę, byłabyś bardziej dostępna.
Zacisnęłam zęby. Pracowałam jako nauczycielka plastyki w szkole podstawowej – nie tak wyobrażałam sobie swoje życie, ale przynajmniej byłam blisko sztuki. Mama nigdy tego nie doceniła.
— Pracuję tyle, ile mogę — odpowiedziałam cicho.
— Gdybyś poszła na ekonomię, jak ci radziłam…
— Mamo! — przerwałam jej. — Czy ty kiedyś przestaniesz żałować moich wyborów?
Spojrzała na mnie zaskoczona. Przez chwilę milczałyśmy.
— Chciałam dla ciebie dobrze — powiedziała w końcu.
— A ja chciałam być sobą — wyszeptałam.
Wróciłam do domu późnym popołudniem. Zosia spała na kanapie, a jej obrazek leżał na stole. Gałązka bzu była już skończona – delikatna, pełna życia. Usiadłam obok niej i poczułam łzy napływające do oczu.
Czy ja też kiedyś tak malowałam? Czy miałam w sobie tę odwagę?
Wieczorem Zosia przyszła do mnie z kubkiem kakao.
— Mamo…
— Tak?
— Babcia cię kocha. Tylko nie umie tego pokazać.
Uśmiechnęłam się smutno.
— Wiem, kochanie. Ale czasem miłość boli.
Przytuliła mnie mocno.
— Ja chcę być malarką. I chcę, żebyś była ze mnie dumna.
Pocałowałam ją w czoło.
— Już jestem dumna. I zawsze będę.
Następnego dnia Zosia przyniosła mi nowy rysunek – tym razem był to portret nas dwóch. Patrzyłyśmy na siebie z uśmiechem, trzymając się za ręce. W tle rozkwitały bzy.
Patrząc na ten obrazek, poczułam coś, czego nie czułam od lat – nadzieję. Może nie spełniłam wszystkich swoich marzeń. Może nigdy nie namaluję wielkiego obrazu, który ktoś powiesi w galerii. Ale mogę być mamą, która pozwala swojej córce marzyć.
Wieczorem zadzwoniła mama.
— Dziękuję za pomoc — powiedziała cicho.
— Nie ma za co.
— Wiesz… kiedy byłaś mała, chciałam cię chronić przed rozczarowaniem. Ale chyba cię tylko zraniłam.
Milczałam długo.
— Może obie czegoś się nauczyłyśmy — odpowiedziałam w końcu.
Położyłam się spać z myślą, że życie to nie jest prosta linia. To raczej plątanina ścieżek – czasem prowadzących donikąd, czasem do miejsc, o których nawet nie śniłyśmy.
Czy można wybaczyć matce niespełnione marzenia? Czy można być szczęśliwym, jeśli nigdy nie było się sobą? A może najważniejsze to pozwolić swoim dzieciom być wolnymi?
Czasem myślę: czy gdybym wtedy miała więcej odwagi, wszystko potoczyłoby się inaczej? Ale patrząc na Zosię i jej bzy wiem jedno – zawsze będę jej mamą. I to jest mój największy obraz.