Zaczęłam Żyć po 60-tce: Moje Drugie Imię to Odwaga – Historia Elżbiety Maj
– Elżbieta, znowu nie ma obiadu na czas! – głos mojego męża, Andrzeja, odbił się echem od ścian kuchni. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, a łzy cisnęły mi się do oczu. Była środa, godzina siedemnasta. W radiu cicho grała Maryla Rodowicz, ale nawet jej głos nie był w stanie zagłuszyć tego, co czułam w środku: pustki i bezsilności.
Przez czterdzieści lat byłam żoną, matką dwóch synów i synową, która zawsze musiała być „na posterunku”. Moja teściowa, pani Zofia, mieszkała z nami od początku naszego małżeństwa. Miała swoje zasady i nie wahała się ich egzekwować. „Elżbieto, kobieta powinna być jak cień – obecna, ale niewidoczna”, powtarzała mi niemal codziennie. Przez lata uwierzyłam w te słowa. Stałam się cieniem samej siebie.
Pamiętam, jak kiedyś próbowałam powiedzieć Andrzejowi, że chciałabym wrócić do pracy w bibliotece. Uwielbiałam książki, zapach papieru i rozmowy z ludźmi. Ale on tylko machnął ręką: – Po co ci to? Przecież masz dom na głowie. Dzieci, matka… Nie wymyślaj.
Synowie dorastali. Michał wyjechał do Warszawy na studia i został tam na stałe. Marcin został w Krakowie, ale widywaliśmy się rzadko – miał własną rodzinę i wiecznie był zajęty. Zostałam sama z Andrzejem i jego matką. Każdy dzień wyglądał tak samo: zakupy, gotowanie, sprzątanie, ciche łzy w poduszkę.
Pewnego dnia, gdy miałam 59 lat, teściowa zachorowała. Opiekowałam się nią przez pół roku – dzień i noc. Andrzej pomagał tylko wtedy, gdy nie miał nic lepszego do roboty. Kiedy pani Zofia zmarła, poczułam ulgę… i ogromne poczucie winy. Przez kilka tygodni nie mogłam spać. W końcu powiedziałam Andrzejowi:
– Chciałabym pojechać nad morze. Sama.
Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– Sama? Po co? Przecież nigdy nie jeździłaś nigdzie sama!
Ale ja już wiedziałam, że muszę to zrobić. Spakowałam walizkę i pojechałam do Ustki. Siedziałam na plaży, patrzyłam na fale i płakałam jak dziecko. Po raz pierwszy od lat czułam się wolna.
Po powrocie do domu wszystko było inne. Andrzej był chłodny, wręcz obcy. Zaczęły się kłótnie o drobiazgi: o sól w zupie, o kurz na półkach. Pewnego wieczoru wykrzyczał mi prosto w twarz:
– Jesteś egoistką! Myślisz tylko o sobie!
Zamarłam. Przez całe życie myślałam tylko o innych – a teraz miałam być egoistką?
Wtedy postanowiłam pójść na terapię. Znalazłam psycholożkę, panią Martę. Na pierwszym spotkaniu powiedziałam jej:
– Nie wiem już kim jestem.
Pani Marta spojrzała na mnie ciepło:
– To dobry początek. Teraz możemy zacząć szukać odpowiedzi.
Zaczęłam czytać książki o asertywności, chodzić na spacery po parku Jordana i spotykać się z koleżankami z dawnych lat. Odkrywałam siebie na nowo – swoje marzenia, potrzeby, pragnienia.
W domu było coraz trudniej. Andrzej nie rozumiał mojej przemiany. Pewnego dnia przyszedł Marcin z żoną i wnuczką. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, aż nagle Marcin powiedział:
– Mamo, co się z tobą dzieje? Tata mówi, że jesteś nie do poznania.
Spojrzałam na niego spokojnie:
– Synku, po raz pierwszy w życiu jestem sobą.
Zapanowała cisza. Synowa spojrzała na mnie z podziwem.
– Elżbieto, może czas pomyśleć o sobie? – powiedziała cicho.
To był przełomowy moment. Zrozumiałam, że nie muszę już nikomu niczego udowadniać.
Kilka miesięcy później podjęłam decyzję: wyprowadzam się. Wynajęłam małe mieszkanie na Podgórzu. Andrzej był wściekły.
– Zostawiasz mnie?! Po tylu latach?!
– Tak – odpowiedziałam spokojnie. – Zostawiam siebie sprzed lat.
Pierwsze noce były trudne. Bałam się ciszy i samotności. Ale z każdym dniem czułam się coraz silniejsza. Zapisałam się na kurs fotografii dla seniorów, zaczęłam jeździć rowerem po Krakowie i poznawać nowych ludzi.
Czasem nachodzi mnie smutek – szczególnie gdy widzę rodziny spacerujące razem po bulwarach wiślanych. Ale wiem jedno: nie żałuję ani jednej łzy.
Dziś mam 62 lata i czuję się młodsza niż kiedykolwiek wcześniej. Ostatnio Michał zadzwonił z Warszawy:
– Mamo, jestem z ciebie dumny.
Popłakałam się ze szczęścia.
Często pytam siebie: ile kobiet żyje cudzym życiem przez dziesięciolecia? Ile z nas boi się postawić pierwszy krok ku wolności? Może właśnie dziś jest ten dzień, żeby zacząć żyć naprawdę?