Mieszkanie w jednym pokoju z trzema wnukami i kolejnym w drodze – czy to jeszcze dom, czy już pole bitwy?
– Babciu, on znowu zabrał mi zeszyt! – wrzasnęła Zosia, rzucając się na łóżko, które dzielimy od trzech lat. Głowa mi pękała od hałasu, a za oknem szarzał listopadowy wieczór. Z kuchni dobiegał zapach przypalonego mleka i głos mojej córki, Magdy: – Mamo, możesz ich uciszyć? Ja już nie mam siły!
Wzięłam głęboki oddech. W tym jednym pokoju, który kiedyś był moim azylem, teraz ściskaliśmy się we czwórkę: ja i trójka wnuków – Zosia, Kuba i najmłodszy Adaś. Czwarty wnuk miał pojawić się lada dzień. Każdy kąt był zajęty: łóżko piętrowe, rozkładana kanapa, szafa z ubraniami upchanymi jak sardynki. Prywatność? Zapomniałam, jak to słowo smakuje.
Wieczorem, gdy dzieci wreszcie zasnęły, usiadłam przy oknie i patrzyłam na światła bloków po drugiej stronie ulicy. W głowie kłębiły mi się myśli: jak do tego doszło? Przecież kiedyś miałam własny pokój, własne życie. Magda wróciła do mnie po rozwodzie, z trójką dzieci i brzuchem coraz większym od kolejnej ciąży. Jej były mąż, Tomek, zniknął bez śladu. Zostaliśmy sami.
– Mamo, przepraszam… – Magda weszła cicho do pokoju. – Wiem, że jest ciężko. Ale nie mam dokąd pójść.
– Wiem, dziecko – odpowiedziałam zmęczonym głosem. – Ale ja też już nie mam siły. Nie tak wyobrażałam sobie starość.
Cisza między nami była gęsta jak śmietana. Magda usiadła obok mnie i zaczęła płakać. Przytuliłam ją, choć sama miałam ochotę wyć.
Następnego dnia rano obudził mnie krzyk Kuby:
– Babciu! Adaś nasikał mi do buta!
Zerwałam się z łóżka, próbując załagodzić kolejną awanturę. Zosia płakała, bo nie miała gdzie odrobić lekcji. Adaś biegał po pokoju z pieluchą na głowie. Magda w kuchni próbowała zrobić śniadanie na dwupalnikowej kuchence.
– Tak się nie da żyć! – wybuchłam nagle. – Musimy coś zmienić!
Magda spojrzała na mnie bezradnie:
– Ale co? Nie stać nas na wynajem. Na mieszkanie socjalne czekamy już dwa lata…
Zadzwoniłam do mojej siostry, Haliny:
– Hala, ja już nie daję rady. Może mogłabyś przygarnąć choć jedno dziecko na jakiś czas?
– Marysiu, sama wiesz, że u mnie ciasno… Ale może pogadam z Jankiem, może znajdzie się miejsce dla Zosi na ferie.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem przy stole – rzadkość w naszym domu. Próbowałam porozmawiać z wnukami:
– Kochani, wiem, że jest wam ciężko. Ale musimy się wspierać.
Zosia spuściła głowę:
– Babciu, ja chcę mieć swój pokój…
Kuba dodał:
– Ja chcę mieć swoje buty!
Adaś tylko się uśmiechnął bezzębnie.
Magda zaczęła szukać pracy przez internet. Przeglądałyśmy razem ogłoszenia: sprzątanie klatek schodowych, opieka nad starszymi osobami…
– Mamo, może ty byś coś dorobiła? – zaproponowała nieśmiało.
Poczułam ukłucie wstydu i żalu. Przecież całe życie pracowałam jako nauczycielka! Teraz miałabym sprzątać cudze mieszkania?
Tydzień później przyszło pismo z urzędu miasta: „Państwa wniosek o mieszkanie socjalne został rozpatrzony negatywnie z powodu braku wolnych lokali”.
Magda załamała się zupełnie. Ja poczułam wściekłość i bezsilność.
Zaczęliśmy coraz częściej się kłócić. O wszystko: o miejsce przy stole, o kolejność do łazienki (wspólnej dla całego piętra!), o ciszę nocną. Dzieci stawały się coraz bardziej nerwowe. Zosia przestała rozmawiać ze mną o swoich problemach. Kuba zaczął uciekać do kolegów na podwórko i wracał późno wieczorem.
Pewnego dnia Magda wróciła do domu zapłakana:
– Mamo… straciłam pracę w sklepie. Szefowa powiedziała, że jestem za często na zwolnieniach przez dzieci.
Usiadłam obok niej i po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie na łzy.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam ciche pochlipywanie Zosi i chrapanie Adasia. Przypomniałam sobie czasy, gdy byłam młoda i wszystko wydawało się możliwe. Teraz czułam się jak więzień we własnym domu.
Kilka dni później przyszła Halina z Jankiem:
– Marysiu, zabierzemy Zosię na ferie do siebie. Może trochę odpoczniecie.
Zosia była zachwycona. Ja poczułam ulgę… ale też wyrzuty sumienia.
Kiedy Zosia wyjechała, zrobiło się trochę luźniej – ale też pusto. Kuba zaczął pytać:
– Babciu, a kiedy będziemy mieli własny dom?
Nie umiałam odpowiedzieć.
W końcu Magda znalazła pracę jako opiekunka starszej pani na drugim końcu miasta. Było ciężko – wracała późno, dzieci tęskniły za nią jeszcze bardziej. Ja próbowałam ogarniać dom i wnuki najlepiej jak umiałam.
Któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy oknie.
– Babciu – zapytał Kuba cicho – dlaczego my musimy tak żyć?
Przytuliłam go mocno.
– Bo czasem życie jest trudne… Ale najważniejsze to być razem.
Często zastanawiam się teraz: czy można jeszcze uratować naszą rodzinę? Czy ciasnota i bieda muszą nas dzielić – czy mogą nas nauczyć czegoś ważnego o sobie nawzajem?
Czy ktoś z Was też żyje w takich warunkach? Jak radzicie sobie z codziennymi konfliktami i brakiem prywatności? Czy naprawdę dom to tylko cztery ściany… czy coś więcej?