Babcia na krótko – historia jednej nocy, która zmieniła wszystko
Stałam w przedpokoju, z kluczami w jednej ręce i butem w drugiej, kiedy usłyszałam trzask drzwi balkonowych. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i po prostu wyjść – bez słowa, bez wyjaśnień. Ale wtedy zza rogu wyłoniła się moja sześcioletnia córka, Lena, z rozmazanym tuszem pod oczami i kucykiem przekrzywionym na bok.
– Mamo, a czemu babcia nie może dziś zostać? – zapytała cicho, patrząc na mnie tym swoim spojrzeniem, które zawsze rozbrajało mnie do cna.
Zacisnęłam zęby. Moja mama, Danuta, od miesięcy mieszkała z nowym partnerem pod Olsztynem i na każde moje „mamo, pomóż” odpowiadała: „Kochanie, musisz nauczyć się radzić sobie sama”.
– Babcia jest zajęta, kochanie – powiedziałam, starając się nie pokazać złości. – Ale dziś przyjdzie do ciebie pani niania. Taka… babcia na krótko.
Lena zmarszczyła nos. – To nie to samo.
Wiedziałam. Ale nie miałam wyboru. Mój były mąż, Paweł, od dwóch lat mieszkał w Niemczech i kontaktował się z nami tylko przez przelewy alimentacyjne. A ja musiałam iść na nocną zmianę do szpitala – pielęgniarka na oddziale ratunkowym nie może sobie pozwolić na nieobecność.
Telefon zadzwonił. To była Agata – moja młodsza siostra.
– Sylwia, ty naprawdę chcesz zostawić Lenę z obcą babą? – jej głos był ostry jak brzytwa.
– Nie mam wyjścia! – syknęłam. – Ty możesz przyjechać?
– Mam dyżur w aptece do północy. Potem mogę podjechać, ale…
– Ale co?
– Mama dzwoniła do mnie. Powiedziała, że nie powinnaś tak często prosić ją o pomoc. Że jesteś dorosła.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Zawsze byłam tą „ogarniętą”, starszą córką, która nigdy nie prosiła o nic. Teraz, kiedy naprawdę potrzebowałam wsparcia, zostałam sama.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam je z duszą na ramieniu.
Na progu stała kobieta o siwych włosach spiętych w kok, ubrana w granatowy płaszcz i z torbą przewieszoną przez ramię. Miała twarz surową, ale oczy łagodne.
– Dobry wieczór. Jestem Barbara Nowicka. Babcia na godziny – przedstawiła się rzeczowo.
– Dzień dobry… Proszę wejść – odsunęłam się niepewnie.
Lena schowała się za moimi nogami.
Barbara przykucnęła i uśmiechnęła się do niej szeroko:
– Cześć, Leno. Słyszałam, że lubisz rysować koty.
Lena spojrzała na mnie zaskoczona. Skąd ta kobieta to wiedziała?
– Mamusia mi powiedziała przez telefon – dodała Barbara, jakby czytała w moich myślach.
Wprowadziłam ją do salonu i pokazałam wszystko: jedzenie w lodówce, bajki na Netflixie, numer alarmowy do mnie i siostry. Barbara słuchała uważnie, notując coś w małym notesiku.
– Proszę się nie martwić – powiedziała na koniec. – Dzieci są moją specjalnością. Sama wychowałam trójkę wnuków.
Chciałam jej uwierzyć, ale coś w jej głosie sprawiło, że poczułam ukłucie niepokoju.
Wyszłam z domu z ciężkim sercem. Całą drogę do szpitala zastanawiałam się: czy dobrze robię? Czy jestem złą matką?
* * *
Noc była ciężka. W szpitalu trafił się wypadek samochodowy – młoda dziewczyna walczyła o życie po tym, jak jej matka zasnęła za kierownicą wracając z nocnej zmiany. Przypadek? Ironia losu?
O trzeciej nad ranem zadzwonił mój telefon. Numer domowy.
– Halo?!
W słuchawce usłyszałam płacz Leny.
– Mamo… babcia płacze…
Zamarłam.
– Jaka babcia? Co się dzieje?
W tle usłyszałam stłumiony głos Barbary:
– Przepraszam panią… Lena obudziła się i zobaczyła mnie przy oknie… Rozmawiałam przez telefon…
– Dlaczego pani płacze?!
Barbara zawahała się:
– Dostałam wiadomość… Mój syn jest w szpitalu po zawale serca… Przepraszam… Nie chciałam przestraszyć dziecka…
Poczułam narastającą panikę. Chciałam rzucić wszystko i wracać do domu.
– Proszę natychmiast zadzwonić po moją siostrę! – rozkazałam drżącym głosem.
Barbara odpowiedziała cicho:
– Już to zrobiłam. Pani Agata jest w drodze.
Rozłączyłam się i przez resztę nocy nie mogłam skupić się na pracy. W głowie kłębiły mi się myśli: czy można ufać obcym? Czy ja sama jestem jeszcze dla kogoś rodziną?
* * *
Rano wróciłam do domu wykończona psychicznie i fizycznie. W salonie siedziały trzy kobiety: Lena wtulona w Agatę i Barbara z czerwonymi oczami od płaczu.
Agata spojrzała na mnie surowo:
– Sylwia, co ty sobie myślałaś? Zostawić dziecko z kimś obcym?!
Barbara podniosła głowę:
– Proszę pani… Ja naprawdę chciałam pomóc. Ale czasem życie nas dogania nawet wtedy, gdy bardzo chcemy być silni dla innych.
Usiadłam obok nich i rozpłakałam się pierwszy raz od lat. Wszystko ze mnie zeszło: żal do matki, samotność po rozstaniu z Pawłem, strach o Lenę i poczucie winy wobec Barbary.
Lena objęła mnie za szyję:
– Mamo… ja chcę tylko żebyś była ze mną…
Patrzyłyśmy na siebie przez łzy. Wtedy zadzwonił telefon – mama Danuta.
Nie odebrałam. Po raz pierwszy poczułam, że muszę sama zdecydować, co dalej.
Barbara zebrała swoje rzeczy i podeszła do drzwi.
– Dziękuję za zaufanie… I przepraszam za kłopot…
Zatrzymałam ją:
– Proszę zostać na herbatę… Może czasem warto być dla siebie babcią na dłużej?
Barbara uśmiechnęła się przez łzy:
– Może właśnie tego nam wszystkim brakuje?
Dziś wiem jedno: czasem jedna noc wystarczy, by zobaczyć prawdę o sobie i swojej rodzinie. Czy naprawdę potrafimy być dla siebie wsparciem? Czy umiemy wybaczać słabości innym – i sobie?