Minęło prawie pięć lat od rozwodu mojego męża, ale teściowa wciąż nie daje nam żyć – czy rodzina może zniszczyć szczęście?
– Znowu przyszłaś? – głos pani Haliny, mojej teściowej, rozbrzmiał w przedpokoju, gdy tylko przekroczyłam próg jej mieszkania. Stała w drzwiach kuchni, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie wzrokiem, który już dawno przestał być tylko chłodny. – Myślałam, że dziś przyjdzie Marta z Kubą.
Zamarłam. Marta – była żona mojego męża, matka jego syna. Kuba miał już dziewięć lat i był oczkiem w głowie całej rodziny. Ja byłam tą drugą, tą, która „zabrała” jej syna z rodziny. Przynajmniej tak uważała pani Halina.
– Dzień dobry, pani Halino – odpowiedziałam cicho, próbując się uśmiechnąć. – Marek poprosił mnie, żebym odebrała Kubę ze szkoły i przyprowadziła tutaj.
– Marek… – westchnęła ciężko. – On już nie wie, co robi. Gdyby tylko posłuchał matki…
W tym momencie do mieszkania wbiegł Kuba. Rzucił mi się na szyję, a potem pobiegł do babci.
– Babciu! Zobacz, dostałem piątkę z matematyki!
Pani Halina natychmiast się rozpromieniła. Przytuliła wnuka, jakby chciała go ochronić przed całym światem. Przez chwilę patrzyłam na nich i poczułam ukłucie zazdrości. Chciałam być częścią tej rodziny, ale czułam się jak intruz.
Marek i ja poznaliśmy się w pracy. Był świeżo po rozwodzie, zamknięty w sobie i smutny. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, choć wiedziałam, że niesie ze sobą bagaż przeszłości. Przez pierwsze miesiące byliśmy szczęśliwi – ja, on i Kuba, który szybko mnie polubił. Ale potem pojawiły się problemy.
Najpierw były drobne uwagi ze strony pani Haliny: „Marta zawsze piekła Kubie ciasto na urodziny”, „Marta nigdy nie zapominała o imieninach”. Potem zaczęły się jawne porównania i pretensje: „Gdyby Marek nie zostawił Marty, Kuba miałby normalną rodzinę”.
Pewnego wieczoru Marek wrócił do domu przygnębiony.
– Mama znowu zaczęła temat powrotu do Marty – powiedział cicho. – Twierdzi, że to dla dobra Kuby.
– A ty? Co jej odpowiedziałeś?
– Że kocham ciebie i chcę być z tobą. Ale ona nie słucha.
Z czasem teściowa zaczęła zapraszać Martę na rodzinne uroczystości. Ja byłam pomijana. Na święta Bożego Narodzenia dostałam od niej pustą kopertę – „żebyś wiedziała, że nie jesteś tu mile widziana”, powiedziała mi później wprost.
Najgorsze były rozmowy przy Kubie. Pani Halina mówiła głośno o tym, jak bardzo tęskni za „prawdziwą rodziną” i jak bardzo chciałaby, żeby „wszystko wróciło do normy”. Kuba patrzył wtedy na mnie zdezorientowany.
Zaczęłam się zastanawiać, czy mam prawo tu być. Czy mogę być szczęśliwa z Markiem, skoro jego matka nigdy mnie nie zaakceptuje? Czy powinnam odejść dla dobra Kuby?
Pewnego dnia Marta zadzwoniła do mnie.
– Wiem, że nie jest ci łatwo – powiedziała cicho. – Mama Marka nigdy mnie nie lubiła, dopóki nie odeszliśmy. Teraz jestem jej „idealną synową”.
– Myślisz, że kiedyś to się zmieni?
– Nie wiem. Ale wiem jedno: Kuba cię kocha. I Marek też.
To była pierwsza szczera rozmowa między nami. Poczułam ulgę – nie jestem sama w tej walce.
Ale teściowa nie odpuszczała. Kiedy Marek poprosił ją o rozmowę, usłyszał:
– Zniszczyłeś rodzinę! Marta była dla ciebie najlepsza! Ta nowa… ona nigdy nie będzie matką dla Kuby!
Marek wyszedł wtedy trzaskając drzwiami. Przez kilka dni nie rozmawiał z matką.
W tym czasie Kuba zaczął mieć problemy w szkole. Nauczycielka zadzwoniła do nas:
– Kuba jest rozkojarzony, smutny. Mówi, że nie wie, gdzie jest jego dom.
Serce mi pękało. Wiedziałam, że to wszystko przez nasz konflikt rodzinny.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem z Markiem i Kubą przy stole.
– Kuba – zaczęłam delikatnie – wiem, że jest ci trudno. Ale chcemy ci powiedzieć jedno: bardzo cię kochamy i zawsze będziemy przy tobie.
Kuba spojrzał na mnie dużymi oczami.
– A babcia mówi, że tata powinien wrócić do mamy…
Marek złapał go za rękę.
– Babcia ma swoje zdanie, ale to my decydujemy o naszym życiu. Ty masz dwie rodziny i obie cię kochają.
Kuba przytulił się do mnie i rozpłakał się.
Tamtego dnia postanowiłam zawalczyć o nasze szczęście. Zaczęłam chodzić na terapię dla rodzin patchworkowych. Zaprosiłam Martę na kawę – razem ustaliłyśmy zasady współpracy dla dobra Kuby.
Ale pani Halina pozostała nieugięta. Na kolejnym spotkaniu rodzinnych powiedziała:
– Nigdy cię nie zaakceptuję! Dla mnie syn ma tylko jedną żonę!
Wyszłam wtedy z mieszkania ze łzami w oczach. Marek pobiegł za mną.
– Przepraszam cię za nią – szepnął. – Ale ja wybieram ciebie.
Minęło pięć lat od rozwodu Marka z Martą. Pięć lat walki o akceptację i prawo do szczęścia. Czasem mam wrażenie, że nigdy nie będziemy prawdziwą rodziną w oczach pani Haliny.
Ale patrząc na Kubę śmiejącego się przy stole i Marka trzymającego mnie za rękę wiem jedno: warto walczyć o miłość.
Czy rodzina powinna decydować o naszym szczęściu? Czy kiedykolwiek zasłużę na akceptację? Co wy byście zrobili na moim miejscu?