Sama na podwórku: Jak przetrwałam samotność i plotki w małym mazowieckim miasteczku
— Znowu wróciła sama, bez faceta. I z tym dzieciakiem… — usłyszałam zza płotu głos pani Haliny, kiedy tylko zamknęłam furtkę. Udawałam, że nie słyszę, ale serce ścisnęło mi się w środku. Michałek ściskał mnie za rękę mocniej niż zwykle, jakby wyczuwał napięcie. Był dopiero w pierwszej klasie, a już musiał nauczyć się, że świat potrafi być okrutny.
Wróciłam do rodzinnego domu w Wyszkowie po rozstaniu z mężem. Nie miałam dokąd pójść. Mama przyjęła mnie chłodno, jakby moja obecność była dla niej ciężarem. — Mogłaś się bardziej postarać, Anka — rzuciła pierwszego wieczoru, kiedy rozpakowywałam walizki w dawnym pokoju. — Ludzie będą gadać.
Ludzie już gadali. W sklepie spożywczym pani Zosia patrzyła na mnie z politowaniem, a sąsiadki szeptały za moimi plecami. Najgorsze były niedziele, kiedy szliśmy z Michałkiem do kościoła. Czułam na sobie wzrok całej ławki. „Patrzcie, to ta, co wróciła z Warszawy sama, bez męża. Pewnie coś przeskrobała” — słyszałam w głowie ich myśli.
Michałek pytał czasem: — Mamo, dlaczego babcia jest na ciebie zła? Dlaczego pani Halina nie chce się ze mną bawić?
Nie umiałam odpowiedzieć. Sama nie rozumiałam tej niechęci. Przecież nie zrobiłam nic złego. Chciałam tylko zapewnić synowi spokojny dom.
Pewnego dnia mama weszła do kuchni, kiedy robiłam kolację.
— Anka, musisz znaleźć pracę. Nie będziesz tu siedzieć za darmo.
— Szukam, mamo. Ale wiesz, jak tu jest…
— Wiem! Ale nie będę cię utrzymywać! — rzuciła ostro i wyszła trzaskając drzwiami.
Poczułam się jak intruz we własnym domu. Wieczorem długo płakałam w poduszkę, żeby Michałek nie słyszał. Przypomniałam sobie czasy, kiedy byłam nastolatką i marzyłam o wielkim świecie. Chciałam być kimś ważnym, mieć własne życie. Skończyło się na studiach w Warszawie i szybkim ślubie z Piotrkiem. Myślałam, że będzie dobrze. Ale Piotrek coraz częściej znikał na całe noce, wracał pijany i krzyczał. Kiedy uderzył mnie po raz pierwszy, wiedziałam, że muszę odejść.
W Wyszkowie nikt nie pytał o moją wersję wydarzeń. Dla wszystkich byłam tą, która „nie potrafiła utrzymać chłopa”.
Pracę znalazłam dopiero po trzech miesiącach — sprzątanie w szkole podstawowej. Nie była to praca marzeń, ale dawała mi namiastkę niezależności. Michałek chodził do świetlicy, a ja sprzątałam korytarze i sale lekcyjne. Czasem dzieci śmiały się ze mnie: „Twoja mama to ta pani od mopów!” Michałek wracał wtedy smutny i zamyślony.
Wieczorami rozmawialiśmy przy herbacie.
— Mamo, dlaczego ludzie są tacy niemili?
— Boją się tego, czego nie rozumieją — odpowiedziałam cicho.
Najtrudniejsze były święta. Mama zaprosiła ciocię Krysię i wujka Staszka. Przy stole zapadła niezręczna cisza.
— No i co teraz zamierzasz? — zapytała ciocia z udawaną troską.
— Pracuję w szkole — odpowiedziałam spokojnie.
— Sprzątasz? — dopytywał wujek z kpiną w głosie.
— Tak.
— A dziecko? Będzie miało ojca?
Zacisnęłam pięści pod stołem.
— Michałek ma mnie.
Po kolacji mama przyszła do mojego pokoju.
— Wstyd mi przed rodziną — powiedziała bez ogródek.
— A mnie wstyd za ciebie — odpowiedziałam pierwszy raz w życiu stanowczo.
Od tamtej pory nasze relacje były jeszcze chłodniejsze. Michałek coraz częściej zamykał się w sobie. Pewnego dnia wrócił ze szkoły zapłakany.
— Mamo, Kuba powiedział, że jestem bękartem!
Przytuliłam go mocno.
— Nie słuchaj ich, synku. Jesteś najważniejszy na świecie.
Z czasem nauczyłam się ignorować plotki i spojrzenia sąsiadów. Zaczęłam rozmawiać z innymi samotnymi matkami na placu zabaw. Okazało się, że nie jestem jedyna. Każda z nas miała swoją historię: rozwód, przemoc, samotność.
Pewnego dnia spotkałam na rynku Agatę — dawną koleżankę ze szkoły.
— Anka! Jak ty sobie radzisz?
— Jakoś żyję — uśmiechnęłam się blado.
— Wiesz co? Ludzie zawsze będą gadać. Ale to twoje życie.
Te słowa dały mi siłę. Zaczęłam powoli odzyskiwać pewność siebie. Zapisałam się na kurs komputerowy w bibliotece miejskiej. Po kilku miesiącach dostałam pracę jako pomoc biurowa w urzędzie gminy. Michałek był ze mnie dumny.
Mama nie pogratulowała mi ani razu. Nadal była chłodna i oschła. Ale ja już nie potrzebowałam jej akceptacji tak bardzo jak kiedyś.
Dziś wiem jedno: nie muszę się nikomu tłumaczyć ze swojego życia. Najważniejsze jest to, że jestem dobrą matką dla mojego syna i każdego dnia walczę o naszą przyszłość.
Czasem patrzę przez okno na podwórko i myślę: czy naprawdę warto przejmować się opinią ludzi, którzy nigdy nie poznali mojej historii? Może lepiej po prostu żyć po swojemu i być szczęśliwą – mimo wszystko?