Sekret, który rozbił naszą rodzinę: Lekcja biologii, która zmieniła wszystko
– Michał, możesz mi powiedzieć, czemu masz grupę krwi AB, skoro twoja mama ma 0, a tata A? – zapytał pan Wójcik, nasz nauczyciel biologii, patrząc na mnie przez okulary zsunięte na czubek nosa. W klasie zapadła cisza. Słyszałem tylko szum wentylatora i przyspieszone bicie własnego serca. Przez chwilę miałem ochotę zapaść się pod ziemię. – Nie wiem… – wydukałem, czując jak policzki płoną mi ze wstydu.
To miało być zwykłe ćwiczenie z dziedziczenia grup krwi. Każdy miał przynieść kartkę z informacją o swojej i rodziców grupie. Mama zawsze powtarzała, że mam AB, ona 0, a tata A. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym głębiej. Ale pan Wójcik nie odpuszczał.
– Michał, to niemożliwe. Przy takich grupach krwi twoi rodzice nie mogliby mieć dziecka z AB. Może się pomyliliście? – próbował ratować sytuację.
Po lekcji koledzy rzucali mi dziwne spojrzenia. Słyszałem szepty: „Może jest adoptowany?”, „Może matka go zdradziła?”. Czułem się jakby ktoś wyciągnął mnie na środek sceny i rozebrał do naga. Przez resztę dnia nie mogłem się skupić. Wróciłem do domu wcześniej niż zwykle.
Mama była w kuchni, kroiła marchewkę do zupy. – Michałku, już jesteś? Coś się stało? – zapytała z troską.
– Mamo… czy ty jesteś moją prawdziwą mamą? – wypaliłem bez zastanowienia.
Zamarła z nożem w powietrzu. Przez chwilę patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. – Skąd ci to przyszło do głowy?
– Na biologii… pan Wójcik mówił o grupach krwi. Powiedział, że przy waszych grupach nie mogę mieć AB. Czy… czy coś przede mną ukrywasz?
Widziałem jak jej ręce zaczynają drżeć. Odłożyła nóż i usiadła ciężko przy stole. – Michał… ja…
W tym momencie wszedł tata. – Co tu się dzieje?
– Michał pyta o swoją grupę krwi – powiedziała mama cicho.
Tata spojrzał na mnie, potem na mamę. Przez chwilę milczeli. W końcu tata usiadł naprzeciwko mnie i westchnął głęboko.
– Synu… jest coś, o czym powinieneś wiedzieć. Ale nie wiedzieliśmy jak ci to powiedzieć.
Czułem jak świat zaczyna mi się chwiać pod nogami.
– Nie jesteś naszym biologicznym synem – powiedział w końcu tata.
Wszystko we mnie pękło. Poczułem się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. – Jak to? – wyszeptałem.
Mama zaczęła płakać. – Michałku… adoptowaliśmy cię, gdy miałeś dwa tygodnie. Twoja biologiczna mama była bardzo młoda, nie mogła cię wychować…
Nie słuchałem już dalej. Wstałem i wybiegłem z domu. Biegłem przed siebie przez osiedle, aż zabrakło mi tchu. Usiadłem na ławce pod blokiem i zacząłem płakać jak dziecko.
Przez następne dni unikałem rodziców. Nie odzywałem się do nich, nie jadłem wspólnych posiłków. W szkole czułem się jak cień samego siebie. Koledzy zaczęli mnie omijać szerokim łukiem – plotki rozeszły się błyskawicznie.
Po tygodniu przyszedł do mnie Paweł, mój najlepszy przyjaciel.
– Stary, wiem że jest ci ciężko, ale oni cię kochają jak własnego syna. Może pogadasz z nimi?
Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem co powiedzieć.
Wieczorem mama przyszła do mojego pokoju. Usiadła na brzegu łóżka i położyła mi rękę na ramieniu.
– Michałku… wiem, że jesteś zły. Ale chcieliśmy cię chronić. Kochamy cię całym sercem.
Spojrzałem na nią przez łzy.
– Dlaczego mi nie powiedzieliście? Dlaczego musiałem dowiedzieć się od obcego człowieka?
Mama rozpłakała się jeszcze bardziej.
– Baliśmy się, że nas znienawidzisz…
Przez kolejne tygodnie próbowałem poukładać sobie wszystko w głowie. Zacząłem szukać informacji o swojej biologicznej matce. Rodzice dali mi jej imię: Anna Nowak. Mieszkała kiedyś w naszym mieście, ale wyjechała do Warszawy.
Napisałem do niej list. Odpisała po miesiącu – chciała się spotkać.
Spotkaliśmy się w kawiarni na dworcu centralnym w Warszawie. Była młoda, piękna i bardzo zdenerwowana.
– Michał… tak bardzo cię przepraszam – powiedziała na powitanie.
Rozmawialiśmy długo. Opowiedziała mi o swoim życiu, o tym jak musiała oddać mnie do adopcji pod presją rodziców i księdza proboszcza. Płakała przez większość spotkania.
Wróciłem do domu jeszcze bardziej zagubiony niż wcześniej.
Rodzice adoptowani czekali na mnie z kolacją. Usiedliśmy razem przy stole po raz pierwszy od miesięcy.
– Michał… czy możesz nam kiedyś wybaczyć? – zapytała mama cicho.
Spojrzałem na nich i poczułem ogromny żal, ale też wdzięczność za to, że dali mi dom i miłość.
– Nie wiem… Potrzebuję czasu – odpowiedziałem szczerze.
Dziś minęły dwa lata od tamtych wydarzeń. Nadal mam kontakt z Anną, ale to moi rodzice są dla mnie rodziną. Nadal czasem boli mnie to kłamstwo, ale uczę się wybaczać.
Czy można wybaczyć kłamstwo, które trwało całe życie? Czy prawda zawsze jest lepsza od iluzji bezpieczeństwa? Czasem myślę: co by było, gdybym nigdy nie poszedł na tamtą lekcję biologii…