„Będę miała tyle dzieci, ile zechcę!” – Dzień, w którym moja siostra rozbiła naszą rodzinę

– Przestańcie wreszcie komentować moje życie! – krzyknęła Anka, zrywając się od stołu. Jej głos zadrżał, a łzy popłynęły po policzkach. Zamarliśmy. Mama ścisnęła serwetkę tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. Tata spojrzał na mnie i na brata, jakby szukał wsparcia, ale wszyscy byliśmy zaskoczeni. Niedzielny rosół stygnął na talerzach, a w powietrzu zawisło napięcie, które można było kroić nożem.

Wiedziałam, że Anka jest na granicy wytrzymałości. Od miesięcy słuchaliśmy jej opowieści o tym, jak cudownie jest mieć dużą rodzinę. Ona i jej mąż, Tomek, już mieli trójkę dzieci i właśnie ogłosili, że spodziewają się czwartego. Mama nie mogła tego przełknąć. – Aniu, przecież to nie są czasy naszych babć! – powtarzała przy każdej okazji. – Jak wy sobie poradzicie? Przecież nie masz stałej pracy, a Tomek ledwo wiąże koniec z końcem.

Anka zawsze była uparta. Odkąd pamiętam, robiła wszystko po swojemu. Ja – starsza siostra – miałam być tą rozsądną: studia, praca w banku, mieszkanie na kredyt. Anka wybrała inną drogę. Zaczęła studia pedagogiczne, ale rzuciła je dla Tomka. Potem przyszły dzieci, jedno po drugim. Mama nigdy jej tego nie wybaczyła. – Zmarnowałaś sobie życie – mówiła jej prosto w oczy.

Tego dnia wszystko pękło. – To moje życie! – krzyczała Anka przez łzy. – Moje dzieci są moim szczęściem! Dlaczego nie możecie tego zaakceptować? Zawsze tylko krytyka i porównania do Kasi! – Spojrzała na mnie z wyrzutem.

Poczułam się winna, choć nic nie powiedziałam. Może dlatego, że zawsze byłam tą „lepszą”, tą „odpowiedzialną”. Ale czy to znaczyło, że Anka była gorsza? Tata próbował załagodzić sytuację: – Dziewczyny, przestańcie… Jesteśmy rodziną.

Ale mama nie odpuszczała: – Rodziną? A kto będzie pomagał Ani, jak Tomek straci pracę? Kto będzie płacił za te wszystkie pieluchy i przedszkola? Ty, Kasiu? Bo ja już nie mam siły!

Anka wybiegła z kuchni, trzaskając drzwiami. W domu zapadła cisza. Brat Michał tylko wzruszył ramionami: – Po co się wtrącacie? To jej sprawa.

Ale to nie była tylko jej sprawa. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Mama przestała dzwonić do Anki. Ja próbowałam mediować, ale każda rozmowa kończyła się kłótnią. Nawet święta spędzaliśmy osobno – my u rodziców, Anka z Tomkiem u teściów.

Zaczęłam się zastanawiać: skąd w nas tyle gniewu? Czy naprawdę chodziło tylko o dzieci? A może o coś więcej – o niespełnione ambicje mamy, o jej lęk przed biedą, o to, że sama musiała walczyć o każdy grosz po śmierci taty? Może widziała w Ani siebie sprzed lat i bała się, że historia się powtórzy?

Pewnego dnia spotkałam Ankę na placu zabaw. Wyglądała na zmęczoną, ale szczęśliwą. Dzieci biegały wokół niej jak małe tornada.
– Kasia… – zaczęła niepewnie. – Wiem, że mama się martwi. Ale ja naprawdę chcę mieć dużą rodzinę. To daje mi sens.
– Rozumiem cię – odpowiedziałam cicho. – Ale mama też się boi. Nie chce cię stracić.
– Już mnie straciła – westchnęła Anka. – Odkąd pamiętam, zawsze byłam tą gorszą.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy można kochać dzieci tak samo, jeśli jedno zawsze spełnia oczekiwania, a drugie idzie własną drogą?

Kilka tygodni później mama zachorowała. Trafiła do szpitala z powodu nadciśnienia. Wtedy po raz pierwszy od miesięcy spotkaliśmy się wszyscy razem przy jednym łóżku. Anka przyszła z najmłodszym synkiem na rękach.
– Mamo… – zaczęła cicho. – Przepraszam za wszystko.
Mama spojrzała na nią ze łzami w oczach:
– Ja też przepraszam… Bałam się o ciebie. Nie chciałam cię zranić.

Wyszłam ze szpitala z ciężkim sercem. Czy naprawdę musiało dojść do choroby, żebyśmy zaczęli ze sobą rozmawiać?

Dziś nasza rodzina jest inna niż kiedyś. Nadal się spieramy, ale próbujemy słuchać siebie nawzajem. Czasem myślę o tym niedzielnym obiedzie i zastanawiam się: ile jeszcze takich wybuchów przed nami? Czy można kochać kogoś mimo różnic i nie próbować go zmieniać?

A Wy? Czy w Waszych rodzinach też są tematy tabu, które dzielą zamiast łączyć? Czy potraficie zaakceptować wybory bliskich nawet wtedy, gdy są inne niż Wasze?