Urodziny, których nie zapomnę – opowieść o wyborach, których nie widać na zdjęciach
– Nie, nie mogę zostać dłużej, naprawdę muszę już iść – powtarzałam po raz trzeci, próbując ukryć drżenie głosu. W salonie siostry, wśród śmiechu, zapachu domowego żurku i ciepła świec, czułam się jak intruz. To były czterdzieste urodziny Agaty – mojej młodszej siostry, tej, której zawsze zazdrościłam lekkości bycia. Jej mieszkanie na warszawskim Żoliborzu tętniło życiem: dzieci biegały między stołem a kanapą, szwagier opowiadał anegdoty z pracy w banku, a mama, jak zawsze, była duszą towarzystwa. Tylko ja, Lena, czułam się jakby ktoś postawił mnie pod ścianą i kazał wybierać – zostać tu, w cieple, czy wrócić do własnego, zimnego życia.
– Lena, zostań jeszcze na kawałek tortu! – Agata podbiegła do mnie z talerzykiem. – Przecież nie widujemy się tak często. – Jej oczy błyszczały szczęściem, a ja poczułam ukłucie zazdrości i wstydu.
– Naprawdę nie mogę. Mama czeka na leki, a Tomek… sama wiesz, jak jest. – Uśmiechnęłam się krzywo.
– Może w końcu zatrudnicie opiekunkę? – szepnęła, zerkając na mnie z troską. – Przecież nie możesz tak wiecznie wszystkiego dźwigać sama.
– A za co? – parsknęłam, zbyt głośno. Kilka głów odwróciło się w moją stronę. – Przepraszam… – dodałam ciszej.
Wyszłam na klatkę schodową, zanim łzy zdążyły spłynąć po policzkach. W kieszeni ściskałam telefon – Tomek już dzwonił trzy razy. Pewnie znowu coś się stało z mamą. Od śmierci taty wszystko się posypało: mama przestała chodzić, Tomek stracił pracę w drukarni, a ja… ja przestałam spać. Każda noc to walka o oddech, o spokój, o to, żeby nie krzyczeć na wszystkich dookoła.
Deszcz bębnił o dach przystanku. Autobus spóźniał się jak zwykle. Przede mną starsza pani karmiła gołębie resztkami bułki. Pomyślałam o mamie – czy zjadła kolację? Czy Tomek pamiętał o jej lekach na serce? Czy znowu będzie awantura o to, że nie ma pieniędzy na nowy materac?
W domu powitał mnie zapach wilgoci i starego kremu Nivea. Mama leżała na kanapie, przykryta kocem w kratę. Tomek siedział przy stole, wpatrzony w ekran laptopa.
– I jak było? – zapytał bez odrywania wzroku od monitora.
– Wesoło. Dużo ludzi. Agata dostała nowy ekspres do kawy i voucher do spa. – Zabrzmiało to jak wyrzut.
– My nawet na czynsz ledwo mamy… – mruknął.
– Tomek, nie zaczynaj. Proszę cię.
– A kto ma zacząć? Ty? Może mama? – Jego głos był pełen goryczy.
– Przestańcie… – mama odezwała się cicho. – Nie chcę waszych kłótni. Lena, pomóż mi do łazienki.
Podniosłam ją ostrożnie, czując jak bardzo schudła przez ostatnie miesiące. W łazience mama spojrzała na mnie z lękiem.
– Lena, nie zostawiaj mnie…
– Nie zostawię, mamo. Nigdy.
Ale czasem chciałam uciec. Tak po prostu wyjść i nigdy nie wrócić. Zostawić Tomka z jego pretensjami, mamę z jej chorobą, rachunki i wieczne poczucie winy. Chciałam być jak Agata – mieć swoje życie, swoje dzieci, swoje święta.
Następnego dnia zadzwoniła Agata.
– Lena, przepraszam za wczoraj. Nie chciałam cię urazić.
– Wiem. Po prostu… czasem mam dość.
– Może przyjedziesz do nas na weekend? Dzieci cię uwielbiają.
– Nie mogę. Mama…
– Zawsze mama! – wybuchła. – A ty? Kiedy ostatni raz pomyślałaś o sobie?
Zamilkłam. Bo kiedy? Nawet nie pamiętam.
Wieczorem Tomek wrócił późno. Był pijany. Znowu. Rzucił kurtkę na podłogę i usiadł ciężko na kanapie.
– Nie wytrzymam tak dłużej – powiedział nagle. – Albo oddamy mamę do domu opieki, albo ja się wyprowadzam.
– Nie możesz! – krzyknęłam. – Przecież ona nie przeżyje tam nawet tygodnia!
– A my przeżyjemy? – spojrzał na mnie z rozpaczą.
Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że może on ma rację. Że może nie damy rady. Że miłość to za mało.
Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Mama płakała po nocach, Tomek spał w ubraniu, a ja chodziłam do pracy jak automat. W sklepie spożywczym kasjerka zapytała:
– Wszystko w porządku?
– Tak, dziękuję – skłamałam.
W piątek Agata przyjechała bez zapowiedzi. Przyniosła ciasto i kawę.
– Lena, musimy pogadać.
Usiadłyśmy w kuchni. Tomek zamknął się w pokoju.
– Nie możesz tak dalej żyć. To cię zniszczy.
– A co mam zrobić? Zostawić mamę?
– Może czas poprosić o pomoc? Są programy, opieka społeczna…
– Byłaś kiedyś w takim miejscu? Widziałaś te domy opieki? Tam ludzie umierają szybciej niż powinni.
Agata milczała przez chwilę.
– Może po prostu pozwól sobie czasem odpocząć. Przyjedź do nas. Albo wyjedź gdzieś sama.
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Sama? Ja nawet nie pamiętam, jak to jest być samą.
Wróciła do siebie, zostawiając mnie z jeszcze większym ciężarem na sercu.
W sobotę wieczorem mama dostała ataku duszności. Pogotowie przyjechało po dwudziestu minutach. Tomek płakał jak dziecko. Ja trzymałam mamę za rękę i szeptałam:
– Nie bój się, mamo. Jestem tu.
W szpitalu lekarz spojrzał na mnie surowo.
– Musicie pomyśleć o profesjonalnej opiece. To już nie jest bezpieczne dla niej ani dla was.
Wróciliśmy do pustego mieszkania. Tomek usiadł na podłodze i powiedział:
– Przepraszam.
Przytuliłam go mocno. Po raz pierwszy od lat poczułam, że nie jestem sama.
Mama wróciła po tygodniu. Była słaba, ale uśmiechała się do nas.
– Dziękuję wam – powiedziała cicho. – Jesteście moim wszystkim.
Od tamtej pory zaczęliśmy korzystać z pomocy opiekunki dwa razy w tygodniu. To nie rozwiązało wszystkich problemów, ale pozwoliło mi złapać oddech. Czasem jeżdżę do Agaty na kawę. Czasem śmiejemy się razem jak dawniej.
Ale za każdym razem, gdy wracam do domu i widzę Tomka śpiącego na kanapie i mamę czytającą książkę przy oknie, myślę: czy dobrze wybrałam? Czy można być szczęśliwym, kiedy codzienność jest tak trudna?
A wy? Jak radzicie sobie z wyborami między własnym życiem a obowiązkiem wobec bliskich? Czy można kochać bez poświęcenia siebie?
