Mama podzieliła majątek niesprawiedliwie. Czy powinnam walczyć o równość dla mojego męża?

– Nie wierzę, że to naprawdę się dzieje – pomyślałam, patrząc na stół, przy którym jeszcze godzinę temu śmialiśmy się z żartów wujka Zbyszka. Teraz atmosfera była gęsta jak śmietana, a w powietrzu wisiały słowa, których nikt nie chciał wypowiedzieć. Siedziałam obok mojego męża, Pawła, który wpatrywał się w blat stołu, jakby chciał się w nim rozpłynąć. Po drugiej stronie siedziała jego matka, pani Helena, z wyprostowanymi plecami i miną, która nie znosiła sprzeciwu. Obok niej – jej ulubieniec, młodszy syn Marek, z uśmiechem zwycięzcy.

– Tak będzie najlepiej dla wszystkich – powiedziała teściowa, przesuwając w naszą stronę kopertę. – Marek dostanie dom w Gdańsku i działkę w Sopocie. Paweł, ty przecież masz już swoje życie w Warszawie, nie potrzebujesz niczego więcej.

Poczułam, jak Paweł zaciska dłoń na moim kolanie. Wiedziałam, co to znaczy – nie odzywaj się, nie rób sceny. Ale we mnie już buzowała złość. Jak można tak jawnie faworyzować jedno dziecko? Przecież Paweł przez całe życie starał się zasłużyć na uznanie matki. Zawsze był tym rozsądnym, tym, który pomagał przy remoncie domu, który jeździł do niej z zakupami, gdy Marek był zajęty swoimi „ważnymi sprawami”.

– Mamo – odezwałam się cicho, ale stanowczo. – Czy naprawdę uważasz, że to sprawiedliwe?

Helena spojrzała na mnie chłodno. – To moja decyzja. Nie będziemy tego dyskutować przy stole.

Marek tylko wzruszył ramionami i sięgnął po kolejny kawałek sernika. Paweł milczał. Widziałam w jego oczach ból i upokorzenie. Przez chwilę miałam ochotę wstać i wykrzyczeć wszystko, co myślę o tej sytuacji, ale powstrzymałam się. Wiedziałam, że to nie jest mój dom i nie moja rodzina – przynajmniej tak myślała teściowa.

Wieczorem, kiedy wróciliśmy do naszego mieszkania na Ursynowie, Paweł długo siedział w ciszy. W końcu powiedział:

– Może ona ma rację. Może faktycznie nie potrzebuję niczego więcej.

– To nie o rzeczy chodzi – odpowiedziałam ostrożnie. – Chodzi o szacunek. O to, żebyś nie był traktowany jak ktoś gorszy.

Paweł tylko wzruszył ramionami i poszedł pod prysznic. Zostałam sama z myślami. Czy powinnam walczyć o sprawiedliwość? Czy powinnam namawiać Pawła, żeby upomniał się o swoje? A może powinnam odpuścić i pozwolić mu samemu zdecydować?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama.

– Słyszałam od ciotki Jadzi, że u Heleny była jakaś awantura. Co się stało?

Opowiedziałam jej wszystko. Mama westchnęła ciężko.

– Wiesz, u nas w rodzinie też były takie sytuacje. Ale zawsze staraliśmy się rozmawiać. Może spróbuj jeszcze raz porozmawiać z Heleną? Albo poproś Pawła, żeby to zrobił.

Ale Paweł nie chciał rozmawiać. Unikał tematu, zamykał się w sobie coraz bardziej. Zaczęłam zauważać, że jest rozdrażniony, coraz częściej wraca późno z pracy. Nasze rozmowy ograniczały się do codziennych spraw: zakupy, rachunki, dzieci.

Któregoś wieczoru usłyszałam jego rozmowę telefoniczną z Markiem:

– Marek, ja nie chcę twojego domu ani działki. Chciałem tylko… żeby mama mnie traktowała jak syna.

Po tej rozmowie Paweł był jeszcze bardziej przybity. Zaczęłam się bać o nasze małżeństwo. Czy niesprawiedliwy podział majątku może naprawdę zniszczyć rodzinę?

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura zauważyła moje rozkojarzenie.

– Coś się stało? – zapytała.

Opowiedziałam jej całą historię.

– U nas było podobnie – powiedziała cicho. – Mój brat dostał wszystko po rodzicach, bo „był chłopakiem”. Ja zostałam z niczym. Do dziś nie rozmawiamy.

Zrozumiałam wtedy, że to nie jest tylko nasz problem. Że takich rodzinnych dramatów jest więcej.

Po tygodniu postanowiłam działać. Zadzwoniłam do Heleny i poprosiłam o spotkanie.

– Chciałam porozmawiać o Pawle – zaczęłam ostrożnie. – Wiem, że to twoja decyzja, ale czy naprawdę nie widzisz, jak bardzo go to boli?

Teściowa spojrzała na mnie z irytacją.

– Twój mąż zawsze był za miękki. Marek sobie poradzi w życiu lepiej. Poza tym Paweł ma ciebie i dzieci – on już ma swoją rodzinę.

– Ale czy to znaczy, że nie zasługuje na równe traktowanie? – zapytałam drżącym głosem.

Helena wzruszyła ramionami.

– Tak już postanowiłam.

Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski. Ale przynajmniej spróbowałam.

Kiedy wróciłam do domu, Paweł siedział przy stole i patrzył w okno.

– Rozmawiałaś z mamą? – zapytał cicho.

– Tak… Przykro mi. Nic się nie zmieni.

Paweł spojrzał na mnie ze smutkiem.

– Wiesz co jest najgorsze? Że przez całe życie starałem się być dobrym synem. A teraz czuję się jak ktoś obcy we własnej rodzinie.

Przytuliłam go mocno i poczułam łzy napływające do oczu.

Od tamtej pory coś się między nami zmieniło. Paweł stał się bardziej zamknięty w sobie, a ja coraz częściej zastanawiałam się, czy powinnam była walczyć mocniej. Czy powinnam była namówić go na rozmowę z prawnikiem? Czy powinniśmy byli walczyć o swoje prawa?

Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy warto było milczeć dla świętego spokoju? A może powinnam była walczyć do końca o godność naszej rodziny? Co wy byście zrobili na moim miejscu?